The Wire (sezony 1-5)

Zacznijmy bez owijania w bawełnę. The Wire, czy – jak niefortunnie przetłumaczono ten tytuł na język polski – Prawo ulicy to najlepszy serial jaki kiedykolwiek zagościł na szklanym ekranie. A może po prostu trzeba powiedzieć, że The Wire to coś więcej niż serial. To produkcja, która może stać w jednym szeregu z największymi dziełami literatury.

Do podobnej konkluzji dochodziła znaczna część krytyków. Według magazynu Variety: „Gdy spisana zostanie historia telewizji, mało co dorówna The Wire, serialowi tak niezwykle głębokiemu i ambitnemu, że smakowany może być jedynie przez nielicznych”. Entertainment Weekly powiada, iż “The Wire to najmądrzejszy, najgłębszy i najbardziej rezonujący dramat telewizyjny”. W recenzji w Los Angeles Times napisano, że “nawet na tle złotej ery telewizyjnego dramatu The Wire się wyróżnia”. BBC nazwało The Wire najlepszym serialem powstałym w ciągu ostatnich 20 lat, a magazyn Rolling Stone ocenił go jako drugi najlepszy serial wszech czasów. Według The Daily Telegraph to “najprawdopodobniej najlepszy serial w historii telewizji, który można porównać z dziełami Dostojewskiego i Dickensa”. Od lewa do prawa, od kwartalników kulturalnych po masowe dzienniki, strumień pochwał pod adresem The Wire był nieprzerwany…

A jednak serial nie odniósł komercyjnego sukcesu. Nie znalazł swojej widowni. Nie trafił na swój czas. Pozwólcie, że powiem Wam dlaczego.

Pionek nie może zostać królem. Król pozostaje królem.

The Wire nie ma pojedynczego bohatera. Pierwszy odcinek może nas zwieść, stworzyć mylne wrażenie, że oglądamy pojedynek Jimmy’ego McNulty’ego (Dominic West) z Avonem Barksdalem (Wood Harris) i Stringerem Bellem (Idris Elba). Ale to złudzenie. Wraz z upływem czasu zrozumiemy, że oglądamy serial, którego jednoczesnym tłem i bohaterem jest miasto. Baltimore. W przeważającej większości czarne i biedne. Miasto, w którego żyłach płyną narkotyki. Czarnym charakterem nie będzie tu komisarz Rawls, Barksdale, burmistrz Carcetti (w tej roli młody Littlefinger, czyli Aidan Gillen) czy nawet psychopata Marlo Stanfield (genialny Jamie Hector). Czarnym charakterem jest instytucjonalny bezwład. Brak nadziei.

Postaci protagonistów będą się więc zmieniać jak w kalejdoskopie. Wczorajsi bohaterowie staną się postaciami drugoplanowymi, zmienią pracę, czasem po prostu zginą. Przestrzeń po jednym gangu wypełni kolejny. Miejsce martwych żołnierzy zastąpią nowe pokolenia małych chłopców. W tej grze pionki się nie liczą. I choć tematem przewodnim pozostanie przestępczość i narkotyki, to patrzeć na nie będziemy przez pryzmat różnych “narządów” Baltimore. W pierwszym sezonie skupimy się na życiu w slumsach, mechanizmach działania policji i handlarzy narkotyków. Zakosztujemy zdrady, hipokryzji i bezsensowności walki z narkotykami w przeklętym mieście. W drugim sezonie zobaczymy białych stoczniowców, których strach przed utratą pracy pcha w stronę kolejnych kompromisów moralnych. Trzeci sezon przybliży nam brud polityki samorządowej i miejsca w których interesy gadających głów z telewizji i bossów półświatka są zaskakująco zbieżne. Kolejna seria pokazuje nam realia szkolnictwa w biednych dzielnicach. A może raczej realia stwarzania pozorów, że dzieciaki z murzyńskiego getta mogą mieć w życiu jakąś szansę… choć na każdym szczeblu decyzyjnym wszyscy wiedzą, że to nieprawda. I jest wreszcie sezon piąty, niestety najkrótszy i noszący znamię nagłego obcięcia funduszy, ale dający nam obraz tego, jak destruktywną rolę odgrywają w całym tym świecie walczące o życie media.

Gliniarze: Bunk, McNulty, Kima, Freamon.

Zadanie jakie wzięli na siebie twórcy serialu było ponad miarę ambitne. Ale klęska komercyjna w niczym nie powinna przesłaniać triumfu artystycznego. The Wire nie mogło zdobyć popularności, ponieważ emisję serialu rozpoczęto w 2002 roku, jeszcze przed upowszechnieniem się streamingu. Jeden stracony odcinek oznaczał niepowetowaną stratę i niemożność dalszego nadążenia za uciekającymi wątkami. A The Wire można oglądać tylko od początku, do końca. Z uwagą. Akcja rozwija się powoli i metodycznie. Mechanizmy przestępczości, działania wymiaru sprawiedliwości czy świata polityki pokazane są z naturalistycznym realizmem i bez skrótów czy kompromisów. Serial jest prawdziwy. Do bólu prawdziwy, czasami szokujący swą brutalnością, choć nie ma w niej niczego widowiskowego.

Czasami The Wire porównywano do Breaking Bad, albo The Shield (nie mylić z marvelowskim SHIELD). I choć – wziąwszy pod uwagę w jaki sposób wymienione seriale mieszają wątki kryminalne z doskonałym dramatem – dostrzegam płaszczyznę, na jakiej to porównanie jest zasadne, to nie sądzę, aby oddawało ono prawdę o The Wire. Obydwa wymienione seriale nie miały tego samego naturalistycznego realizmu. Breaking Bad odchodził w stronę subiektywnego surrealizmu, skupiając się raczej na przeżyciach bohatera/antybohatera/łotra. Z kolei The Shield – przy całej swej maestrii – szukał tanich chwytów dramatycznych, które miały nas przykuć do telewizora. The Wire jest dziełem innego typu. To serial, w którym zżyjemy się z grupą murzyńskich dzieciaków, będziemy żywić nadzieję, że uda im się wyrwać z getta, a potem obejrzymy jak jedno dziecko morduje drugie. To zaboli i wstrząśnie, ale będzie stanowiło logiczną konkluzję opowiadanej historii. Na ekranie zagości od czasu do czasu humor (scena narady w domu pogrzebowym to perełka, która zapadła mi w pamięć na lata), lecz humor ten zawsze podszyty będzie goryczą.

Bubbles, przewijający się przez cały serial heroinista.

Jeśli The Shield to serial, który sprawiał, że po obejrzeniu jednego odcinka chcieliśmy natychmiast sięgnąć po następny, to The Wire wywoła w nas nieodpartą potrzebę obejrzenia tego samego odcinka po raz drugi.

W jednym z tekstów Józefa Mackiewicza w “Kulturze” padają zdania, którymi wypadałoby zakończyć tę recenzję.

Prawda bywa też z reguły bardziej wstrząsająca, bardziej poruszająca czy bardziej podniecająca, bardziej sensacyjna i bardziej kryminalna od wymyślnych sensacyjnych i kryminalnych powieści.

The Wire dźwięczy tą właśnie prawdą. Pobrzmiewa ludzkimi doświadczeniami. To serial głęboko pesymistyczny, ale daleki od nihilizmu czy relatywizmu. Nie wprowadzi Was w dobry nastrój… ale na pewno powie Wam rzeczy, jakich nie usłyszycie nigdzie indziej. I choćby z tego powodu warto po niego sięgnąć.


Na koniec taka uwaga – niemal wszystkie dostępne tłumaczenia, czy mowa tu o wersjach dostępnych na DVD, czy “nieoficjalnych”, pozostawia wiele do życzenia. Jeśli biegłość językowa Wam na to pozwala, to wyłączcie napisy i lektora, i rozkoszujcie się serialem w jego oryginalnej wersji.

-->

Kilka komentarzy do "The Wire (sezony 1-5)"

  • 19 sierpnia 2018 at 12:46
    Permalink

    Jeśli ktoś jeszcze nie oglądał, a Dael was zachęcił to dam wam dobrą radę – przed pierwszym odcinkiem przygotujcie sobie notes i długopis. I oglądajcie uważnie, a nie jednym okiem podczas prasowania. Poważnie.

    Czemu? Bo postaci jest tak dużo, że szybko się można pogubić. Pamiętam jak oglądałem serial pierwszy raz. Gangsterów jest bardzo dużo i szybko zaczynają się mylić. Wiele twarzy, wiele ksywek, szybko można się pogubić. Pierwszy sezon jest najcięższy, później jest już z górki. Gangsterzy w Baltimore to tylko i wyłącznie afroamerykanie, którzy dodatkowo podobnie się ubierają, a grają ich nieznani aktorzy (oprócz dwóch głównych). Szybko się pogubicie kto jest kim i kto o kim mówi, jaka ksywka do kogo należy, itd. Więc nie zrażajcie się i jak się pogubicie to sobie przewińcie. A najlepiej sobie wynotować na początku ksywki i wypisać kto jest z kim i czym się zajmuje. Wiem, brzmi śmiesznie, ale inaczej szybko się pogubicie i nie potrzebnie zniechęcicie.

    Serial 10/10, również polecam.

    Reply
    • 19 sierpnia 2018 at 12:52
      Permalink

      Jeszcze jedno. Jeśli zastanawiasz się czy sięgnąć po ten serial to nie oglądaj trailera, bo to nie ma sensu.

      Zamiast tego obejrzyj ten fragment:
      https://www.youtube.com/watch?v=XdfwFDZGnUk
      (bez obaw, żadne spoilery, sama kwintesencja serialu)

      Reply
    • 19 sierpnia 2018 at 13:05
      Permalink

      nie kłam z tym gubieniem sie. jak ogladalem jakos nikt mi sie nie mylil. nie ma tu nic ponad standardowa ilosc postaci xD a w serialach zawsze jest tak, ze jak duzo postaci, to na poczatku ciezko wszystkich zapamietac, ale to mija, gdy sie do tych postaci juz przyzwyczaimy

      Reply
  • 19 sierpnia 2018 at 13:18
    Permalink

    ten tekst nie brzmi jak recenzja, tylko jakas płatna promocja i reklama serialu. serial ma swój styl i klimat, ale nie jest zadnym arcydziełem. poziom sezonów i odcinków jest niekoherentny xD kazdy sezon wyglada tak, ze przez pierwsze 8 odcinkow akcja toczy sie wolno, a w ostatnich nagle przyśpiesza, dużo się dzieje. przy tych ostatnich odcinkach może i serial wciąga, ale przy tych pierwszych niekoniecznie, zależy od sezonu. pierwsze odcinki ze stoczniowcami kompletnie mnie wynudziły, na tyle bym zrobil sobie przerwe i zapomnial o serialu na pare miesiecy. sezon robi sie ciekawszy dopiero pozniej, a 2 ostatnie odcinki sa chyba najlepsze ze wszystkich sezonow xD z kolei najlepszy 3 sezon, wchłonąłem cały od razu. w sezonach 4-5, zwłaszcza 5, czuć już powtarzalność i schematyczność, serial robi sie przewidywalny. w 5 wątki są już zamykane na siłe, czuć że większość wydarzeń jest robiona na siłe, tylko po to, by wyszło jakieś zakończenie. np. wątek omara. już nie mieli pomysłu na tę postać i chcieli zrobić z nią koniecznie to co zrobili(bez spojlerów) xD
    gdybym mial oceniac oddzielnie kazdy odcinek i na podstawie tego wyciagnac srednia dla calego serialu, to raczej wiecej niz 8/10 by nie bylo.

    Reply
    • 19 sierpnia 2018 at 13:31
      Permalink

      czytam już któryś artykuł z kolei i pod każdym z nich się wypowiadasz, jak nie bawisz się w literówki to wyjeżdżasz tak jak teraz z tekstami do autora albo do komentujących, jak w tym przypadku do mnie

      aż tak bardzo czujesz się lepszy od innych, że w każdym możliwym przypadku musisz kogoś w czymś poprawić, zwrócić komuś uwagę lub wyśmiać czyjeś zdanie i koniecznie forsować własne? i to xD, gdy tylko się da…

      na każdej stronie są trolle, na filmwebie katedra, kiedyś na onecie był jasio, widzę, że tutaj jest kłantalupa

      myślę, że nikt by nie miał tego za złe redakcji, gdyby wlepiła mu bana
      fajnie byłoby zobaczyć chociaż jedno miejsce w sieci, gdzie nie zagnieździł się troll

      Reply
      • 19 sierpnia 2018 at 15:14
        Permalink

        nie mam prawa wyrazac wlasnego zdania, bo nie zgadzam sie z recenzja? jesli ktos zwroci uwage na literowki czy bledy w tekscie, to znaczy ze czuje sie lepszy od innych? aha ok, dobrze wiedziec

        Reply
  • 19 sierpnia 2018 at 18:35
    Permalink

    Nie wiem czy to jest dobry pomysł iść na żywioł – Amerykanie kiedyś mieli problem ze zrozumieniem slangu, a co dopiero przeciętny Europejczyk. Napisy na pewno nie szkodzą, a mogą tylko pomóc. Co do reszty się zgadzam – serial życia dla mnie, a jeszcze pewnie dużo produkcji przede mną. 🙂

    Reply
  • 20 sierpnia 2018 at 08:16
    Permalink

    Zgadzam się z pierwszym zdaniem całkowicie. Odkąd pamiętam jest to serial, który uznaję za najlepszy w historii. Jednakże w ostatnich latach przytrafiło się kolejne arcydzieło i na pytanie, który serial jest lepszy, mam problem z odpowiedzią. Daelu, może zrecenzujesz Gomorre? 🙂

    Dla wszystkich tych, którzy kochają The Wire, polecam książkę producenta serialu Davida Simon pt. Wydział Zabójstw. Książka jest tak samo niesamowita, a znajomość serialu pomaga jeszcze w jej lepszym odbiorze. Jeżeli czytałeś Daelu, to może to też zrecenzujesz? 😛

    Reply
    • DaeL
      20 sierpnia 2018 at 12:34
      Permalink

      Nie oglądałem i nie czytałem. Ale postaram się nadrobić zaległości 🙂

      Reply
    • 20 sierpnia 2018 at 21:10
      Permalink

      Do Iluvatar:
      Twin Peaks, Sopranos, Prawo ulicy, Breaking Bad > Fargo, Gommora, Narcos.
      Dla mnie dość widoczna różnica.

      Reply
      • 20 sierpnia 2018 at 22:06
        Permalink

        Breaking bad jak dla mnie nie stało nawet obok tych arcydzieł. No ale to gusta. Od czasów The Wire żaden serial nie był dla mnie tak bliski ideału jak Gomorra.

        Reply
  • 20 sierpnia 2018 at 08:40
    Permalink

    Oglądałam jakoś dwa lata temu, jak dla mnie serial bardzo dobry (ale imo najlepszy serial wszechczasów to Mad Men).

    Na pewno produkcja miała świetny scenariusz, w którym nie doszukałam się żadnej nielogiczności w ciągu tych kilku sezonów, a to prawdziwa rzadkość. Jednak miałam wrażenie, ze niektóre role były jakoś słabo zagrane, dlatego osobiście oceniam jako 7-8/10.

    PS skoro wyciągacie seriale stare ale jare, to proponuje obejrzeć/odświeżyć i zrecenzować klasykę gatunku – „Sopranos” 🙂

    Reply
  • 20 sierpnia 2018 at 09:02
    Permalink

    Twin Peaks, The Wire – długo nic – reszta ulubionych.
    Tak wygląda moja prywatna lista serialowa.
    Z The Wire męczyłem się dobre trzy lata. Ale były to pouczające seanse, mocno oddające problemy poruszane w poszczególnych sezonach. Nie ma tutaj widowiskowych scen, nie ma fajerwerków, ale jest – odwzorowana jak nigdzie indziej – brutalna rzeczywistość chodnikowego bruku.
    Niesamowity serial, moim zdaniem jedyny w swoim rodzaju.

    Reply
  • 20 sierpnia 2018 at 19:45
    Permalink

    Tak jak pisze Pq, The Wire jest bezkonkurencyjny w swojej kategorii. W innych przegrywa, choćby widowiskowością, czy tempem akcji. Był okres, gdy “House MD” czy “Skazany na śmierć” były tymi “najlepszymi na świecie” i gdyby studia nie próbowały na siłę dorabiać wątków, dalej tkwiłyby w pierwszej dziesiątce zestawień. Dlatego wszelkie porównania do “Breaking Bad” i innych są IMHO nietrafione, bo The Wire to gigant w swojej własnej, specyficznej kategorii. Praca twórców zżytych z Baltimore do tego stopnia, że zatrudniali prawdziwych lub byłych przestępców była zjawiskiem niespotykanym w TV. W 5 sezonach sportretowali to miasto z 5 różnych punktów widzenia: czarnych gangsterów, białych gangsterów (akurat ten wątek Greków był chyba najsłabszy, akurat drugi sezon najgorzej wspominam), polityków, dziennikarzy i systemu szkolnictwa, co miejscami ociera się o dokument. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę biografię Davida Simona, byłego dziennikarza policyjnego. Wątków jest mnogość i mnogość jest punktów widzenia. Trudno to porównywać z czym innym, stąd być może przyrównywano “The Wire” do pozytywistycznych powieści i wychwalano pod niebiosa. Czy postawiłbym “The Wire” obok “Breaking Bad”, “Mad Men”, “House MD”, “Rodziny Sopranos”? Jasne, ale każde z innego powodu.

    Reply
  • 20 sierpnia 2018 at 21:07
    Permalink

    Dla mnie “The Wire” to TOP 4 z wszystkich seriali obok “Twin Peaks”, “Sopranos”, “Breaking Bad”. Ale największy sentyment mam do “Robin of Sherwood” z lat 80′ oraz “Twin Peaks”. Twin Peaks wiadomo najlepszy serial lat 90′ i długo bezsprzecznie nr 1 seriali i przede wszystkim kamień milowy, bo od niego kopiowało kilkadziesiąt serial. W tym tak znane jak X-Files, Zagubieni, Fargo.
    Powiedzmy, że Sopranos, The WIre i Breaking Bad dorównało Twin Peaks.

    Reply
  • 28 sierpnia 2018 at 10:27
    Permalink

    Twin Peaks nigdy mnie nie bawił. Nie wstawiłbym go nawet do pierwszej dziesiątki. Obawiam się, że skoro tylu osobom podoba się i on i Wire, ten ostatni też mi nie przypadnie do gustu. Ale z chęcią spróbuję, bo jeszcze nie widziałem. Ciekawe jest to, że nikt nie wspomniał o “True Detective”, bo dla mnie jest lepszy od wszystkich seriali wymienionych w powyższych komentarzach.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków