Wielkie kłamstewka: Sezon 1

“Wielkie kłamstewka” (oryg. “Big Little Lies”) wyprodukowane przez stację HBO wzięły szturmem ostatnie ceremonie rozdania nagród Emmy i Złotych globów, zdobywając nagrody w większości głównych kategorii. Akcja tego składającego się z siedmiu 50-minutowych odcinków serialu toczy się w Monterey, niewielkim mieście w słonecznej Kalifornii. Fabuła rozpoczyna się dość nietypowo, bo po krótkim przedstawieniu dwóch głównych bohaterek, dowiadujemy się, że doszło do tragedii. Nie wiadomo kto nie żyje, ani nawet ile jest ofiar oraz czy w ogóle chodzi o morderstwo, czy wypadek. Tajemnicy nie wyjaśniają enigmatyczne wypowiedzi świadków zdarzenia, którzy zeznają przed policją. Z tych skrawków informacji dowiadujemy się za to pewnych informacji na temat bohaterów całego dramatu i ich relacji między sobą. Akcja wraca do pierwszego dnia roku szkolnego, kiedy splatają się losy trzech głównych bohaterek. Pierwszą z nich jest Madeline, grana przez Reese Witherspoon. To przebojowa, niesamowicie wygadana blondynka. Z wyglądu trochę słodka, bogata idiotka, w rzeczywistości po prostu pewna siebie (przynajmniej na pierwszy rzut oka) kobieta sukcesu i matka dwójki dzieci. Przeciwieństwem Madeline pod wieloma względami jest Jane (w tej roli Shailene Woodley), która niedawno wprowadziła się do miasta i samotnie wychowuje syna. Łączy je twardy charakter, ale dzieli wszystko inne – Jane żyje skromnie, jest wycofana, tajemnicza i nie od razu wiadomo, co przywiodło ją do Monterey. W szkole spotykają trzecią bohaterkę, przyjaciółkę Madeline – Celeste – w którą wcieliła się Nicole Kidman. To niepraktykująca prawniczka i matka bliźniaków. Pech chce, że po pierwszym dniu w szkole syn Jane zostaje oskarżony o napaść na córkę jednej z najbogatszych kobiet w okolicy (granej przez Laurę Dern). Powoduje to lawinę gwałtownych reakcji, które, jak już wiemy, doprowadzą w jakiś sposób do tragicznego finału.

Wielkie kłamstewka to serial o kobietach ale niekoniecznie tylko dla kobiet.

Od razu muszę uprzedzić, że dwie zagadki (kto zginął i jak to było z tymi dziećmi) uważny widz rozwiąże bardzo szybko, na pewno przed połową sezonu. Kto liczy na wielkie zaskoczenia i zagmatwaną intrygę, raczej się zawiedzie, bo to tylko ciekawy sposób zawiązania akcji. Wielkie kłamstewka to przede wszystkim dramat obyczajowy. Kryminalna otoczka dodaje mu pewnych smaczków ale tak naprawdę liczą się przeżycia bohaterek. Każda niesie na plecach duży bagaż doświadczeń. Każda jest postacią z krwi i kości, z bogatym wachlarzem zalet i wad. Każda też ma jakieś tajemnice. Podglądanie małej społeczności dobrze sytuowanych Amerykanów nie jest niczym nowym w Hollywood. Nie jest tajemnicą, że za fasadą nudnej codzienności i nieszczerych uśmiechów często rozgrywają się domowe dramaty, a amerykański sen bywa w rzeczywistości koszmarem. Pod tym względem serial nie jest wcale odkrywczy, ale nie można mu odmówić gracji i umiejętnego dobrania proporcji pomiędzy liczbą poruszanych poważnych tematów, podglądactwem i odrobiną humoru.

Jest tajemnica ale to nie kryminał.

Scenariusz powstał na podstawie książki Liane Moriarty pod tym samym tytułem i nie brakuje w nim dobrze napisanych, bardzo niejednoznacznych postaci (zarówno tych pierwszo- jak i drugoplanowych), ani wnikliwych spostrzeżeń. Jest tu dużo o związkach i małżeństwach, o przemocy w rodzinie, wychowaniu dzieci, czy samorealizacji. Na szczęście wątki obyczajowe są przedstawione na tyle zgrabnie, a przy tym bez zbędnego rozwlekania, że nie nużą. Oczami wyobraźni widzę, jak ktoś rozciąga serial do 10, czy 12 odcinków i tym samym kompletnie zabija intensywność doznań. Tak łatwo było z tego zrobić telenowelę, “Californication” na poważnie.

Na szczęście za realizację wzięli się prawdziwi fachowcy. Scenariusz napisał weteran David E. Kelley, twórca m.in. “Ally McBeal” i “Boston Public”, a reżyserię wszystkich odcinków powierzono Jean-Marcowi Vallée, który ma na koncie takie filmy jak “Witaj w klubie” (“Dallas Buyers Club”), czy “Dzika droga” (“Wild”), przy którym miał okazję współpracować z Witherspoon. Efekt jest znakomity. Serial ogląda się jak wysokiej klasy film, którym zresztą miał być w pierwotnym zamyśle, a całości akompaniuje znakomita muzyka. Nie powinno to specjalnie dziwić, wszak seriale już dawno technicznie nie odbiegają od tradycyjnych filmów a od niedawna również w kwestiach obsady aktorskiej absolutnie nie mają się czego wstydzić.

Obsada robi ważenie a na ekranie można podziwiać wiele sław.

Grze aktorskiej należy się zresztą oddzielny akapit. Gdyby “Wielkie kłamstewka” były filmem kinowym Frances McDormand miałaby w Nicole Kidman bardzo poważną rywalkę w walce o Oscara. Aktorka zagrała koncertowo bardzo skomplikowaną postać, która poświęciła karierę zawodową dla rodziny i żyje w niesamowicie trudnym, choć na pozór idealnym, związku. Bardzo łatwo mogła to przeszarżować albo zwyczajnie nie podołać. Tymczasem dała taki popis, że klękajcie narody. To trzeba zobaczyć. Niewiele ustępuje jej Reese Witherspoon. Mam ambiwalentne odczucia co do tej aktorki, bo zawsze będzie mi się kojarzyć z idiotycznymi komediami romantycznymi. Tym niemniej grać potrafi znakomicie, co udowadnia rolą Madeline. Raz szczebiotka, kiedy indziej zagubiona żona i matka, miała do zagrania dużo i wykonała swoją pracę wzorowo. Trochę w tle pozostała młodziutka Shailene Woodley, ale nie mogę powiedzieć, żeby bardziej doświadczone koleżanki ją przytłoczyły. Po prostu gra trochę inną, bardziej wycofaną postać i sprawdza się w tym bardzo dobrze. Na drugim planie brylują Laura Dern w roli bizneswoman, która łokciami rozpycha się w biznesie, a w domu staje się nadopiekuńczą matką oraz Alexander Skarsgård w roli serialowego męża Nicole Kidman. Śmiało mogę powiedzieć, że “Wielkie kłamstewka” aktorstwem stoją i choćby z tego powodu warto poświęcić kilka godzin na ich obejrzenie. Oczywiście duża w tym zasługa świetnie napisanych dialogów, które chociaż często dotyczą ważnych spraw, unikają banałów czy wzniosłych tyrad. Rozmowy między bohaterami są żywe i bardzo realistyczne, co nadaje filmowi płynności i naturalności.

Nawet w Kalifornii nie zawsze świeci słońce.

Wahałem się trochę z oceną końcową pierwszego sezonu “Wielkich kłamstewek”. Mocno zawiódł mnie wątek kryminalnej tajemnicy, który rozszyfrowałem bardzo szybko (i chyba twórcy niespecjalnie chcieli mi to utrudnić). W pewnym momencie zacząłem się też obawiać nadmiaru wątków obyczajowych, które pojawiły się w późniejszych odcinkach. Na szczęście nikt nie próbował ich wszystkich zamknąć na siłę i nie zdążyły one mnie znudzić. Istniało ryzyko, że serial zmieni się w operę mydlaną, a losy bohaterów zostaną na siłę udziwnione ale twórcy bardzo zgrabnie uniknęli praktycznie wszystkich takich błędów. Ostatecznie zdecydowałem wystawić wyższą z dwóch rozważanych ocen, w końcu z jakiegoś powodu ślęczałem niemal do rana, nie mogąc się oderwać od słonecznego Monterey i jego mieszkańców. Połknąłem serial za jednym posiedzeniem i byłem bardzo usatysfakcjonowany po seansie. Szkoda tylko, że zmieniono pierwotne plany i w produkcji znajduje się już drugi sezon “Big Little Lies”.  Zgadzam się z Reese Witherspoon, która pytana o kontynuację krótko po premierze powiedziała, że nie widzi takiej potrzeby, a kilka otwartych wątków powinno zostać dokończonych w wyobraźni widzów. Niestety sukces wymaga spieniężenia, więc mieszkańcy Monterey powrócą pod wodzą nowej pani reżyser. W każdym razie ci, którzy przeżyli.

-->

Kilka komentarzy do "Wielkie kłamstewka: Sezon 1"

  • 11 marca 2018 at 21:01
    Permalink

    chyba najlepszy serial na jaki zdarzylo mi sie trafic zupelnym przypadkiem – zazwyczaj jakis portal albo znajomy zdarzy polecic, a tutaj cisza.

    Reply
    • 12 marca 2018 at 15:33
      Permalink

      No właśnie chyba nigdzie nie widziałem reklamy, zapowiedzi ani trailera. Co prawda z serialami jestem mocno do tyłu ale coś tam zawsze obije się o uszy. Gdyby nie te nagrody, pewnie w ogóle nie wiedziałbym, że taki serial istnieje.

      Reply
      • 13 marca 2018 at 16:53
        Permalink

        Swego czasu HBO mocno reklamowało ten serial 😉 Piątka za recenzję.

        Reply
  • 11 marca 2018 at 22:35
    Permalink

    “Akcja tego składającego się z siedmiu 50-minutowych odcinków serialu toczy się Monterey, niewielkim mieście w słonecznej Kalifornii.”
    brakuje “w”

    Reply
    • 12 marca 2018 at 15:38
      Permalink

      Poprawione!

      Reply
  • 13 marca 2018 at 13:03
    Permalink

    Obejrzałam dzięki tej recenzji. Za jednym posiedzeniem, polecam!;)

    Reply
    • 13 marca 2018 at 17:58
      Permalink

      Prawidłowa postawa obywatelska. Należy się order z ziemniaka. 😉

      Reply
  • Pingback: Ostre przedmioty (mini-serial) – FSGK.PL

  • 10 sierpnia 2019 at 12:07
    Permalink

    Bardzo fajny serial z ciekawą fabułą, znakomitym aktorstwem, własnym orginalnym klimatem, świetną muzyką. Ogólnie serial wart obejrzenia. Niedawno skończył się drugi sezon więc może też recenzja mogła by się pojawić.

    Reply

Skomentuj Crowley Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków