Life

Nie lubię takich filmów jak “Life”, ale też lubię takie filmy jak “Life”. Nieźle, co? Podręcznikowa definicja mieszanych uczuć. Trochę “Alien”, trochę “Coś” Carpentera, trochę “Grawitacja”. Z każdej produkcji pożyczono interesujący element, ale zabrakło czegoś, co sprawiłoby, że “Life” będzie czymś więcej niż tylko niezłą mieszanką zrecyclingowanych motywów; czymś więcej, niż zmarnowanym potencjałem, niedotrzymaną obietnicą na coś ekstra.

Kadr z filmu "Life"
Jake Gyllenhaal gra tu swoją standardową wersję neurotycznego wrażliwca.

Pomysł jest stary jak świat. Mamy grupę naukowców na międzynarodowej stacji kosmicznej. Trafia im się próbka gleby z Marsa. Jest w niej komórka podobna do tej u ziemskich organizmów. Badania idą jednak za daleko i okazuje się, że astronauci hodują sobie śmiertelnego wroga. Banał! A jednak mamy tu całkiem niezły gwiazdozbiór. Ryan Reynolds, Jake Gyllenhaal, Rebecca Ferguson czy Hiroyuki Sanada robią wszystko, żeby widz ich polubił i wiedział, dlaczego warto im kibicować. Postaci są ledwie naszkicowane, ale mniej więcej wiadomo, komu na czym zależy. Przynajmniej facetom, bo dwie kobiety na stacji kosmicznej najwyraźniej nie zasłużyły na głębszą motywację. Szkoda.

Kadr z filmu "Life"
Kobiety w tym filmie są tylko tłem, wielka szkoda.

W każdym razie, kiedy obca istota zaczyna polowanie, pojawiły się emocje, momentami nawet napięcie i strach, czyli uczucia, które były mi odległe podczas oglądania tegorocznego “Obcego” z podtytułem “Covenant”. Autorzy pokusili się o kilka naprawdę twórczych scen, w których nasi bohaterowie stają oko w oko ze śmiertelnym zagrożeniem. Jest na co popatrzeć.

Niestety, im dalej w las, tym bardziej sztampowo i bez zaskoczeń. Amerykanie powiedzieliby “painted by the numbers”. Czyli idziemy od awarii, przez złe decyzje i konflikty między załogantami, aż po naukowców zachowujących się jak dwulatkowie. Jak czegoś nie dotkną, nie pomiziają, to nie mogą żyć. Nawet jeśli to obca forma życia, o której nie wiedzą nic. Nikt nie wyciągnął wniosków z miziania zębatej, uszatej waginy w “Prometeuszu”?

Kadr z filmu "Life"
Początkowy wygląd obcego fascynuje.

Mało co jest w stanie widza zaskoczyć. Jakby zabrakło trochę odwagi… albo pomysłów. Tyczy się to też głównego antagonisty. Na początku obudzony do tytułowego życia organizm z Marsa wygląda ciekawie, ale potem zamienia się w niezbyt imponujące nie-wiadomo-co. Połączenie ośmiornicy, kałamarnicy i protosa z kultowej strategii Blizzarda. Nie jest też zbyt przemyślany. Raz wmawia się nam, że to bardzo inteligentny stwór. Używa narzędzi i jest przebiegły (czemu więc naukowcy nie próbują się z nim porozumieć ?). Kiedy indziej jest po prostu kolejnym wcieleniem Aliena. Bezmyślną, ale diabelnie skuteczną maszyną do zabijania. Brak tu spójnej wizji.

Kadr z filmu "Life"
Wygląda jakby ziewał, ale (spoiler alert) wcale nie ziewa!

Na króciutki, ale osobny akapit zasłużyli sobie ludzie odpowiedzialni za montaż dźwięku. Ta warstwa filmu zrobiona jest po prostu po mistrzowsku. Nie przesadzam. Jeden czy dwa zgony (to żaden spoiler, śmierć w horrorze to jak gag/dowcip w komedii) są przerażające, ale też hipnotyzujące właśnie przez sposób, w jaki do tych scen domontowano dźwięk. Klasa światowa pod tym względem. Dałbym co najmniej nominację do Oscara.

Kadr z filmu "Life"
Kilka momentów naprawdę może podnieść ciśnienie…

Narzekam, ale to film zdecydowanie lepszy niż “Alien: Covenant”. Coś tam mnie zaciekawiło, coś tam mnie wystraszyło, zdążyłem poznać załogę na tyle, żeby mi zależało. Szkoda po prostu szansy na nową, ciekawą wersję starego, sprawdzonego pomysłu. Nic tak nie przeraża jak coś nieznanego i niezrozumiałego. Szkoda lenistwa albo braku kreatywności scenarzystów… Podziwiam ich jedynie za pomysł na zakończenie. Całkiem odważne choć w kontekście poprzedzających je scen – nie ma nawet odrobiny sensu. Tym niemniej, jeśli lubisz takie klimaty, a “Alien: Covenant” cię rozczarował, warto zobaczyć “Life”.


Mamy dla Was przerażającą wiadomość! Dziś o godzinie 16.00 przeczytacie kolejną recenzję SithFroga, tym razem dotyczącą filmu “Thor: Ragnarok”. Kto wie, być może już niedługo dwa teksty dziennie będą na FSGK normą?

-->

Kilka komentarzy do "Life"

  • 31 października 2017 at 12:05
    Permalink

    bedzie recenzja 2 sezonu stranger things?

    Reply
    • DaeL
      31 października 2017 at 12:14
      Permalink

      Słyszałem, że będzie. Ale nie w tym tygodniu.

      Reply
  • 31 października 2017 at 14:35
    Permalink

    A ja czekam na recenzję Thor: Ragnarok. 😉

    Reply
    • SithFrog
      31 października 2017 at 14:44
      Permalink

      ETA 1h 15 min 😉

      Reply
      • 31 października 2017 at 18:04
        Permalink

        Wielkie dzięki ?

        Reply
  • 31 października 2017 at 16:12
    Permalink

    To nie jest wielki film, ale ma jedną znakomitą, wspomnianą przez ciebie zaletę: Alien: convenant. I to nie jest oryginalny film. Ale raz: w latach 80- tych i 90- tych tworzenie mało oryginalnych, a fajnych rozrywek mało komu przeszkadzała. I dwa: w dzisiejszych czasach zrobienie udanej podróby to jednak osiągnięcie.

    Podciągnąłbym do 7 🙂

    Reply
    • SithFrog
      31 października 2017 at 16:19
      Permalink

      “I dwa: w dzisiejszych czasach zrobienie udanej podróby to jednak osiągnięcie.”

      To smutna, ale jakże prawdziwa refleksja. Patrz: Covenant, nieudana podróba Aliena 😛

      Reply
  • 31 października 2017 at 20:38
    Permalink

    Nie kumam Cie Sith. Jednak nie kumam 🙂
    Z jednej strony do bolu odtworcze odgrzewanie kotletow Cie nie jara (Bodyguard, Life), a z drugiej – jak tylko kotlet nie jest jeszcze przemielony przez pierdyliard tworcow (tylko np w trzech filmach, ktore serwuja to samo – GotG, Thor, Deadpool, Ant-Man), to ploniesz jak pochodnia 😀

    Dla mnie Life byl super udanym powrotem do klimatu Aliena i polecilbym go wszystkim milosnikom.
    Ocena minimum dwa oczka w gore!

    Reply
    • SithFrog
      31 października 2017 at 23:52
      Permalink

      Wiesz, gust jest jak tyłek, każdy ma własny 😉

      Wbrew pozorom GotG, Thor (zakładam, że idzie o Ragnarok) i Deadpool nie serwują tego samego. Każdy to beka śmiechu, ale każdy ma własny, niepowtarzalny charakter.

      A tego mi zabrakło w Life. To solidnie zrobiony średniak, ale poza samym zakończeniem nie było tu absolutnie niczego oryginalnego. Niczego, co bym zapamiętał jako “o, świetny pomysł, tego nie było gdzie indziej”. Albo było, ale gorsze. Za dużo rzeczy średnich i poprawnych, chociaż 6 to przecież nadal pozytywna ocena. 8 bym nie dał za żadne skarby. Myślałem o 7, ale jakoś stanęło na 6.

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków