Gość (2014)

USA. Dowolna miejscowość, przeciętne osiedle, zwyczajny dom. Pukanie do drzwi. Matka otwiera nieznajomemu, który przedstawia się jako przyjaciel jej syna – żołnierza niedawno poległego podczas misji. Matka wciąż nie może pogodzić się ze stratą bliskiego, jest też poruszona szczerymi wyznaniami kolegi z koszarów – proponuje mu więc, aby zatrzymał się w jej domu. Nieznajomy nie ma co ze sobą począć, być może ma traumę po wydarzeniach na froncie. Ojciec, po niewielkich wątpliwościach, z czasem również przekonuje się do nowego gościa. Sceptyczna jest przez jakiś czas nastoletnia córka, której jednak imponują fizyczne atrybuty mężczyzny. Co więcej, okazuje się że David jest wyjątkowo pomocny przy wielu codziennych sprawach: szybko nawiązuje kontakt z najmłodszym synem, robi furrorę na przyjęciu licealnym córki, okazuje się dobrym kompanem do kieliszka, a matce w pewien sposób zastępuje utraconego Caleba. Tak więc zostaje u Państwa Petersonów na bliżej nieokreśloną przyszłość, w czym nikt generalnie nie widzi problemu.
Oczywiście do czasu.

Film się przyjął… wśród krytyków, którzy oceniali go entuzjastycznie. Niestety, widzowie nie zagłosowali portfelem. Teraz jest dobra okazja, żeby nadrobić.

Tego wszystkiego nie trzeba w ogóle wiedzieć o filmie, który osobiście uważam za największą pozytywną niespodziankę 2014 roku. Do odpowiedniej jego konsumpcji wymagane jest jedynie przyjęcie pewnej konwencji, którą reżyser sugeruje już na samym początku – plansza z tytułem jako żywo przypomina amerykańskie horrory klasy C sprzed trzydziestu lat.

Ot, taka wskazówka, żeby nie traktować opowiadanej historii równie poważnie, co reszty filmów podejmujących tematy powracających do domu marines. “Gość” rzeczywiście momentami czerpie z klasyków, najwyraźniej chyba z “Halloween” Johna Caprentera, chociaż z całą pewnością horrorem nie jest. Każdy, choć trochę wyedukowany kinoman, oglądając ten oryginalny mezalians dostrzeże tu znacznie więcej motywów – montaż, dźwięk i zdjęcia momentami przywołują duchy Kubricka, innym razem stylistyka scen i przebieg dialogów przypominają filmy Tarantino, kolorystycznie mamy wyraźne inspiracje z Drive. A wszystko do przodu popychane jest przez intrygującą historię, która skręca kilkukrotnie, nie dając się spokojnie rozszyfrować. Wycieczka mija widzowi w zmiennej, lecz ciągle bardzo sugestywnej atmosferze, ogólnie klimat filmu jest niemal hipnotyczny – duża w tym rola ścieżki dźwiękowej. Wzorem najlepszych, “Gość” dostarcza widzowi naprawdę satysfakcjonującego zakończenia – końcowa sekwencja to jedna z najlepszych, najbardziej klimatycznych scen typu “hide and seek”, jakie widziałem w filmach.

“Drive” w ulepszonej wersji, bo klimatem “Gość” momentami wręcz wgniata w fotel. Zwłaszcza końcówka – psychodela pełną gębą, okraszona znakomitą muzyką.

Moje subiektywne odczucia nie muszą się udzielać każdemu, o czym powinien pamiętać również Czytelnik. Jednak nawet próbując obejrzeć go obiektywnym okiem, znalazłem jedynie potwierdzenie wcześniejszych refleksji. “Gość” jest fenomenalnie przemyślany i rewelacyjnie nakręcony. Kontrasty przyjemnie ze sobą grają i wprowadzają oryginalna atmosferę, w której odnalazłem się bardzo dobrze. Nietypowy sposób opowiadania akcji i gatunkowy eklektyzm przyciągają mnie do takich produkcji, a w omawianym przypadku nie ma się do czego przyczepić: forma nie wyrasta ponad treścią, emocje sączą się w tempie wzrostowym, a główni bohaterowie pozostają w pamięci również po ostatnim łyku kompotu do obiadoseansu.

Główną rolę zagrał Dan Stevens i zrobił na mnie znakomite wrażenie. Wypada bardzo magnetyzująco, jego stoicki spokój i nienaturalna nonszalancja w żaden sposób mnie nie irytowały, a zdaję sobie sprawę, że stanął przed niełatwym zadaniem – wypaść wiarygodnie w niemalże eklektycznej roli. Brawa. Na uwagę zasługuje również ważna główna rola kobieca (Maika Monroe jako córka państwa Petersonów), której daleko jest do stereotypowych prezentacji licealnych dziewczynek w większości filmów.

Maika Monroe w stylizacji kubrickowskiego Lśnienia. W filmie jest sporo kolorów, co potęguje jego wyrazistość i ma pewien symboliczny wymiar. Czerwień najczęściej oznacza… sprawdźcie sami 😉

Oddzielne słowa należą się muzyce, która tak naprawdę w pewnym momencie wysuwa się na pierwszy plan tego filmu, podkreślając jego klimat i specyficzną, umowną konwencję. Soundtrack jest fantastyczny! Przeważają klubowe rytmy z gatunków mi zupełnie obcych – jest niemiecki elektropunk (DAF), jest norweskie disco, jest belgijskie industrialne techno (Front 242). Przekrój od lat siedemdziesiątych do czasów współczesnych. Wszystko dobrane w taki sposób, że czasem uśmiechałem się do “oczka” puszczanego przez reżysera, a czasem miałem ochotę bić brawo z podziwu – zwłaszcza finałowa scena i jej rytmiczny montaż współgrający ze świetnym kawałkiem, żywcem wyjętym z lynchowego Twin Peaks, podbiła moje serce. Naprawdę wielkie brawa dla reżysera Adama Wingarda – tym filmem rozprawił się z kontrowersjami związanymi z (nie)sławną serią “V/H/S”. Tak sprawnie operować muzyką i obrazem potrafi niewielu kinowych twórców. Wingard dostał w zeszłym roku reżyserie remake’u “Blair Witch”, co świadczy o pewnym stopniu zaufania, jakie zdążył sobie w Hollywood wypracować.

Dan Stevens jest dobry we wszystkim: śmieci wyniesie, obiad ugotuje, synkowi pomoże z problemami w szkole, zagra z ojcem w bilard… Sympatyczny gość!

Podsumowując – uważam “Gościa” za film rewelacyjny i długo zastanawiałem się, czy nie przyznać mu – z czystej przekory – znacznie wyższej noty. Z jednej strony zdaje sobie sprawę, że to tylko kombinacja oryginalnych pomysłów i utartych schematów w konwencji thrillera. Ale z drugiej – cała mikstura nie tylko waży niewiele, również smakuje wyśmienicie. W swoim gatunku jest to film kapitalny. Polecam wszystkim miłośnikom dreszczowców, zarówno fanom oldschoolowego thrillera, jak i współczesnych, modernistycznych udziwnień. Tutaj udało się pogodzić jedno z drugim.

 

-->

Kilka komentarzy do "Gość (2014)"

  • 16 sierpnia 2017 at 15:49
    Permalink

    Dobry film, niesłusznie pominięty. Stevens kapitalny, Wingaard niestety nie wykorzystał szans, bo nowy Blair witch to szajs na poziomie oryginały, tylko bez jego otoczki.

    Czemu nie ma opcji user rating pod recenzją? Ode mnie 7/10

    Reply
  • 17 sierpnia 2017 at 09:14
    Permalink

    Agregat naszych recenzji to rewelacyjna kopalnia dobrych filmow, a takze kronika ewolucji naszych gustow. Zdecydowanie warto podejrzec, zwlaszcza top filmow – na pierwszych dwoch stronach zestawienia nie ma slabej pozycji.

    Tabelki z ocena publicznosci nie bedzie, bo chwilowo przebywam w miejscu zapomnianym przez cywilizacje i WiFi (pozdrowienia z urlopu), poza tym jestem z Ptaszorem i polecam forum!b

    Reply
  • 17 sierpnia 2017 at 14:22
    Permalink

    Obejrzałam i jestem zachwycona soundtrackiem! Totalnie moje klimaty a główny bohater magnetyzujący 😉
    Stad moje pytatnie do Szanownego Redaktora i innych czytelników, czy znacie podobne filmy o takim klimacie, bo czasami brakuje pomysłu na wieczór?

    Reply
    • 18 sierpnia 2017 at 22:17
      Permalink

      Podobne filmy w klimacie The Guest: ostatnie filmy Nicolasa Windinga Refna, np. Neon Demon bardzo mi się podobał i trochę nie rozumiem słabych recenzji. Ze względu na aktorkę zawsze można obejrzeć np. It Follows.

      Reply
      • 19 sierpnia 2017 at 10:07
        Permalink

        Drive byl nudny i ja z kolei nie rozumialem dobrych recenzji tego filmu. Ale moze kwestia gustu, po neon demon nawet nie siegalem.

        W sumie tematycznie do Goscia nawet podobny jest Obled z Adrienem Brody’m i Keira Knightley, tez super thriller, tylko taki bardziej fantastyczny.

        Reply
    • 19 sierpnia 2017 at 10:15
      Permalink

      Na pewno ‘Obled’ nizej polecany, to jeden z moich ulubionych filmow, mysle ze zasluguje na oddzielny artykul. A jak juz takie klimaty to zdecydowanie wszyscy zainteresowani musza znac Drabina Jakubowa – jeden z naszych fgkowych klasykow filmowych.

      Dalej powinno pojsc juz latwo: udziwnienia w stylu Strange Days, Trzynaste Pietro, az dojdziemy przez Gilliama i jego 12 monkeys, nawet do Refna, chociaz ten jego neo-neo-neo-noir jest dla mnie dosc mialk, taka forma dla samej formy. Mozna obejrzec, choc juz bardziej podobal mi sie Inherent Vice.

      Reply
  • 18 sierpnia 2017 at 19:08
    Permalink

    Soundtrack to raczej unikat, jeden z moich ulubionych – a sam film zgadzam sie ze w swoim gatunku cos innego i warty obejrzenia, jak autor daje 8/10

    Z podobnnych to nic mi w 100% nie przychodzi do glowy, bo to taki dosyc niecodzienny temat.
    Ostatnio byla recenzja “Split” i mysle ze tez warto obejrzec. Z innych filmow to na przyklad “Misery” w podobnym klimacie, chociaz to starszy i jednak zupelnie inny film 🙂

    Reply
  • 18 sierpnia 2017 at 21:09
    Permalink

    obejrzałem, film przyjemnie się ogląda, chociaż po obejrzeniu pozostał pewien niedosyt, szkoda, że nie jest dłuższy, no i chętnie zobaczyłbym sequel 😛

    Reply
  • 18 sierpnia 2017 at 21:38
    Permalink

    btw o co chodzi z tym w koncowej scenie, ze ciala nie mają zębów? 😛

    Reply
    • 19 sierpnia 2017 at 10:18
      Permalink

      Zeby = identyfikacja zwlok.

      Spoiler! Pokaż
      Reply
  • 21 sierpnia 2017 at 10:06
    Permalink

    Jedno mnie nurtuje: dlaczego David pojawia się u rodziny Caleba, dlaczego chce im pomóc? Zupełnie nie rozumiem jego motywacji. Film opiera się na jakimś niedopowiedzeniu czy ja coś przeoczyłem?

    Reply
    • 21 sierpnia 2017 at 18:18
      Permalink

      Biorąc pod uwagę infomracje dostarczone na temat jego “stanu” w późniejszej części filmu, można chyba przyjąć, że prawdopodobnie lubił Caleba, nasłuchał się o jego rodzinie, a że sam nie miał dokąd pójść, to wybrał tak, a nie inaczej. Jakaś forma pokrętnie pojmowanego sumienia, czy coś w tym stylu.
      Taka koncepcja, film jest wystarczająco treściwy imho w samej akcji, ze nie musieli tego specjalnie tłumaczyć.

      Reply
  • 22 sierpnia 2017 at 09:38
    Permalink

    Dobry Człowieku, dziękuję za wskazanie tej ścieżki – film wgniótł w fotel, a wcześniej nawet o nim nie słyszałam 😀 a główny aktor po prostu zniszczył system, magia.

    Reply
  • Pingback: Podsumowanie miesiąca: Wrzesień 2017 – FSGK.PL

Skomentuj Pquelim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków