Drogi Pamiętniczku,
Dzisiaj jest jeden z ciemnych dni. Ciemnozielonych jak bagna na tych cuchnących moczarach nad Jarugą, tam gdzie te dzieci... Mam już dość. Możliwe, że się wypaliłem. Poza tym prześladuje mnie lęk, jak Strzyga po zamku łazi mi w mózgu. Obawiam się, czy niedługo nie skończy się mój czas. Czas bycia Wiedźminem. Na tablicach we wszystkich osadach, wioskach i zadupiach Velen, Novigradu i Skellige zabrakło już wiedźmińskich zleceń. Jakieś dwa słabe tropy rysują się gdzieś na horyzoncie, ale tak naprawdę nie mam dla nich czasu. Jeden wiedzie zresztą gdzieś kurewsko daleko, do Krainy Wina. Tymczasem szykujemy się do konfrontacji. Z pierdolonym Dzikim Gonem. Nie mogę się doczekać, nawet odświeżyłem sobie rzemiosło alchemii i przygotowałem specjalne, ulepszone dekokty. Muszę też przyznać, że diabelnie dobrze bawiłem się z Ciri na Łysej Górze. Zemsta może i lepiej smakuje na zimno, ale najbardziej smakuje mieczem. Nie jestem tylko do końca zadowolony z roli, jaką odegrałem w obaleniu Radowida i lennym oddaniu Redanii Emhyrowi. To znaczy jestem zadowolony z ostatecznego rozwiązania problemu Dijkstry, bo nie lubiłem skurwiela ani on mnie. Niby przez większość czasu miałem w dupie, jak się ten wątek rozwija, ale jednak na koniec wyobrażałem sobie chyba coś innego. Sytuacja, że tak powiem, wymknęła się spod kontroli. Delikatnie mówiąc. W ekipie czuć zdeterminowanie. Wszyscy mamy już dość tego cyrku, zrobimy wszystko żeby się przygotować i to skończyć. Nieważne, z jakim skutkiem. Tu i teraz jest niepewne. A przyszłość chwiejna. Niby plan jest przemyślany, ale ufanie Czarodziejkom to głupota. Musimy zebrać większe siły, poszukać sojuszników w każdym zakątku dostępnego świata. Skonsolidować siłę, a potem uderzyć z pasją. Osobiście zastosowałbym strategię frontalnego, brutalnego ataku. Pierwsze pierdolnięcie, a potem miażdżące ciosy na korpus. Rodem ze Szkoły Niedźwiedzia. Apropos szkół, to też - kurwa mać. Siedem tysięcy tych chędożonych nilfgaardzkich koron za same miecze w mistrzowskim warsztacie. Siedem. Za miecze. Jutro ide zobaczyć się z tym kombinatorem, Avallachem. Może chociaż uda się ustalić, jak ten lawirant był w stanie tak głęboko wejść w dupę łaski Ciri. I czy rzeczywiście coś knuje. Dobra, wystarczy na dziś. Słyszę na dole, że Zoltan od dziwek wrócił, można do Gwinta siadać. ***
Sto osiemdziesiąt osiem godzin na GOGu
_________________ A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
|