ta Pani to kompletna porażka. Dyletanctwo i kompletny brak rozeznania, a przy tym niesofronść i świadome manipulowanie każdym pytaniem w programie. Nie odpowiedziała merytorycznie na absolutnie żaden zarzut, natomiast stosowała sprawnie (widać, że wychodzi wieloletnie doświadczenie w wywiadach o dupie maryni) wszelkie sztuczki perswazyjne dla ubogich: przekręcanie znaczenia pytania, argumenty ad misericordiam (czyli wzbudzanie współczucia), mnóstwo moralizowania i pierdoletów, w pewnym momencie nawet wypierała się własnych słów z ksiażki. No i ten brak kultury osobistej, delikatne zaczepki ad personam, próby wytrącenia rozmówców z równowagi ("zmierzyć Panu temperaturę, Panie Tomku?" ogólnie nazwała Smoka Tomkiem Stonkowskim, na wizji wielokrotnie brzęczał jej telefon, wszystko totalnie na bezczelu i bez krępacji).
Widać, że kobieta ma doświadczenie w jarmarcznych dyskusjach, odnajduje się lepiej niż przekupka na targu. Na cały wywiad przyszła z pomysłem, że będzie się zasłaniać dobrym serduszkiem i wolnością słowa, bo przecież ona jest kibicką i mogła sobie napisać książkę. Na punktowane absurdy jej wyimaginowanego świata odpowiadała pytaniem "no i co z tego?", jakby próbowała wmówić widzom (a pewnie i sobie), że ta publikacja i zawarte w niej bzdury (polecam fragmetnt o tym, że Brzęczek jest jak Kazio Górski, złota jest jednak znacznie więcej) wcale nie są żałosne i nie szkodzą nikomu.
I szacun dla Smokowskiego, że wytrzymał psychicznie i jej po prostu z góry do dołu nie zbeształ jak na to zasługiwała, bo babka zupełnie świadomie grała kobiecą kartą i udawaną wrażliwością, przy każdej okazji przerywając interlokutorom i stawiając siebie w roli ofiary obrzydliwego hejtu.
Ogólnie sama ksiązka to zapis urojeń i walka z wydumaną rzeczywistością, w której pełno jest krwiożerczych hejterów tworzących, jak to ujął w wywiadze z Kubą B.: polskie bagno. O piłce nożnej, stylu gry, wątpliwościach co do obsady pozycji, ale nawet też np. o samej karierze piłkarskiej obecnego selekcjonera nie ma tam trzech merytorycznie skleconych zdań pod rząd, żadnego akapitu. Są natomiast stwierdzenia, że kadra Brzęczka gra w lepszym stylu niż ta Nawałki. Argumentacja? "No sorry ale tak jest" (cytat bezpośredni
).
Żenada, a najgorsze jest to, że Pani dziennikarce się tak naprawdę żadna krzywda nie stanie po tej publikacji, natomiast jej bohaterom już owszem. Nikt się tam w rozmowach za bardzo (może poza ostrożnym i ewidentnie niechętnym do rozmowy Bońkiem) nie starał sprowadzić autorki na ziemię, co więcej niektórzy wręcz chętnie łyknęli ten przekaz o oblężonej twierdzy, złapali flow i popłynęli.
Przede wszystkim Brzęczek (chociaż w pierwszym wywiadzie na początku książki - czyli jeszcze na początku pracy z kadrą - jeszcze się wstrzymywał, potem - w miarę rozwoju eliminacji i krytyki zapewne - zupełnie się pogubił), który wychodzi w ostatecznym rozrachunku małostkowo i po prostu na cieniasa z deficytem wiary w siebie, choć o dobrym sercu i po traumatycznych przeżyciach.
Ale też i Kuba Błaszyczkowski daje negatywny wylew niekontrolowanej żółci, podobnie jego brat (też mi postać do wywiadu) i - co już zaskoczeniem nie jest - nestor polskiej cieplej wody w kranie dziennikarstwa sportowego, Stefan Szczepłek.
Naprawdę, ta ksiązka przynosi same szkody i to znaczące, zwłaszcza w kontekście podwójnie nadwątlonej reputacji: zarówno kadry w opinii publicznej, jak i - domyślam się - selekcjonera w szatni, gdzie chłopaki musza mieć konkretną bękę z szefa.