The Meg


The Meg

Średnia ocena: 5

Pquelim2018-12-05 16:07:18



Fabuła jest zdecydowanie pretekstowa: Grupa badaczy operująca na finansowanej przez milionera stacji badawczej położonej w najgłębszym zakątku Oceanu Spokojnego - czyli w Rowie Mariańskim, odnajduje sekretne i ukryte przed ludzkością przejście do niezbadanej dotychczas głębi, w której żyją istoty wymarłe miliony lat temu. Jedną z nich jest tytułowy megalodon, któremu udaje się wydostać przez "granicę termalną" oddzielającą prehistoryczny, jurajski akwen od cywilizowanej części oceanu. Do opanowania sytuacji (i uratowania uwięzionych w głębinie badaczy) zostaje przywołany Jonas Taylor - jedyna osoba na świecie, która potrafi ocalić życie 11 osób zabijając przy tym mierzącą ponad 20 metrów bestię. Jonas jest na emeryturze - kilka lat wcześniej został zdyskredytowany podczas jednej z prowadzonych przez niego akcji ratunkowych. Mamy więc klasyczny motyw bohatera kina akcji: odkupienie win i ratunek, który na zawsze ma zmazać plamę po kontrowersyjnej przeszłości.

"The Meg" z utrzymaniem atencji widza radzi sobie jednak kiepsko. Trwa niecałe dwie godziny i jest to seans niepotrzebnie rozwleczony. Wartka akcja rozpoczyna się mniej więcej po 40 minutach, później jest jednak przerywana kolejnymi suspensami: a to przesadnie rozbudowanym wątkiem melodramatycznym, który nijak nie pasuje do absurdalnej konwencji filmu, a to skazanym na niepowodzenie aktem bohaterstwa jednej z badaczek, a to kolejnym etapem walki z niezmordowaną istotą sprzed plejstocenu.

Oprócz Stathama, z tła postaci drugoplanowych wyróżnia się postać oligarchy finansującego całe to przedsięwzięcie naukowe. Milionera w sposób ekstrawagancki odgrywa tutaj legenda serialu "The Office" - Rainn Wilson. Jest to drugi bohater wprowadzający "comic relief" w nieco abstrakcyjnie poważnym tonie całego filmu. Dzięki tej dwójce "The Meg" ogląda się całkiem przyzwoicie - film nie próbuje udawać, że scenariusz zasługuje na poważne traktowanie przez widzów. Seans sprawia przyjemność, zakładając oczywiście, że do filmu podchodzimy z perspektywy kanapowej, dając swoim szarym komórkom dłuższą chwilę wytchnienia. Zwłaszcza w scenach "głębinowych", ukazujących oceaniczne przestrzenie i samego megalodona, film potrafi zbliżyć się do poziomu kinowego widowiska i dostarczyć satysfakcji.

Zarzuty można mieć, jako rzekłem wyżej, do tempa przedstawionej akcji - fabuła wije się niepotrzebnie, zgodnie z książkową chronologią przynudzając sztampowymi scenami ekspozycji bohaterów ("jesteś jedyną osobą na świecie, która może tego dokonać, Jonas!"). Jak na mój gust, zbyt dużo czasu poświęcono tutaj powiązaniom romantyczno-familijnym ekranowych postaci. Jonas schodzi do głębi ratować byłą małżonkę, a wtóruje mu próbująca się wykazać azjatycka córka wybitnego naukowca Syuin (Bingbing Li), która na stacji badawczej próbuje przy okazji wychować pozbawioną ojca córkę. Trafia się również romantyczny Azjata w typie japońskiego kamikaze. Ten miszmasz powagi i absurdu, romantycznych motywacji i brutalnej walki o przetrwanie sprawdza się tylko do pierwszych dwóch-trzech suspensów. Całość posiada jednak kilka dodatkowych scen walki z mega-żarłaczem, które nie wywołują już nawet neutralnie uniesionej powieki kanapowego oglądacza - co sprawia, że film posiada niewielki, acz zauważalny potencjał leczenia bezsenności.

Sam megalodon przedstawiony jest porządnie, chociaż naprawdę imponujące wrażenie robi bodaj jedna scena, w dodatku z gatunku "jump scare". CGI jest niekoherentne - raz rekin wygląda na olbrzyma, innym razem rozmiarami nie przysłania niedużej łodzi badawczej. Efekty specjalne wolałbym pozostawić bez komentarza - napisze jedynie, że biorąc pod uwagę 130-milionowy budżet produkcji, poczułem się nieco rozczarowany. Zwłaszcza w przypadku scen "na ostrzu noża", kiedy główni bohaterowie dosłownie ocierają się o śmierć w paszczy prehistorycznego monstrum, całość niebezpiecznie zbliża się do komicznego poziomu prezentowanego w kultowej serii "Rekinado". Z drugiej strony, widać również dofinansowanie niektórych - zapewne wyselekcjonowanych na potrzeby materiałów promocyjnych - scen, w których megalodon jest szczegółowo dopracowany i odpowiednio przerażający.

Mimo tych niedociągnięć realizacyjnych, wypada pochwalić scenografię i estetykę filmu. Atmosfera podwodnych podróży w niezbadane rejony oceanicznej głębi potrafi wciągnąć i dostarczyć miłych, wizualnych wrażeń. Zdjęcia - poza nierównym CGI - prezentują się dobrze. Muzyka pełni w "The Meg" rolę wybitnie drugoplanową - do tego stopnia, że pomimo niewielkiego czasu, jaki minął od seansu - nie jestem w stanie o niej niczego konkretnego napisać.

Reasumując, produkcja nastawiona na dostarczenie widzom efektownej rywalizacji z fantastycznym stworem w dużym stopniu spełnia swoją rolę. Nie jest pozbawiona wad. Film niepotrzebnie kluczy w rozbudowanej do granic wytrzymałości akcji, ma też ogromne braki w logice ekranowej i chwyta się prostych, banalnych trików scenariuszowych. Na szczęście, ratują go niezłe - w kontekście gatunku - kreacje Stathama i Wilsona, oraz oczywiście sama postać przerażającego potwora, która poprzez swoją obecność na ekranie, wywołuje u widza emocje i ciekawość. Ostatecznie, jest to produkt przeznaczony przede wszystkim dla miłośników filmów-odmóżdżaczy, a także pasjonatów tematyki głębinowej i dawno wymarłych stworów, które niegdyś rządziły naszą planetą. Tak zakrojona grupa docelowa okazała się wystarczająco uniwersalna, by przynieść twórcom grubo ponad 500 milionów dolarów zysku z box office. Mnie to nie dziwi, sam w okresie premiery rozważałem wakacyjny, luźny wypad do kina.

Na szczęście, obecnie film jest dostępny na platformach streamingowych, a lada dzień doczeka się wydania DVD/Blu-Ray. Z braku sensowniejszych alternatyw można więc po "The Meg" sięgnąć - nie jest to kino na poziomie nowych "Jurassic World", ale może to i dobrze? Przynajmniej nie udaje czegoś, czym nie jest.

PS. Aha, biorąc pod uwagę wyniki box office, bardzo prawdopodobne jest, że w niedalekiej przyszłości megalodon powróci - pisarz Steve Alten zrobił z historii cykl, który obecnie zamyka się na ośmiu tomach. Strach się bać!

5/10