Wieczór gier


Wieczór gier

Game Night

Średnia ocena: 6.5

Voo2018-04-08 16:37:23




Hahaha, normalnie komedia roku! Nowe "Kac Vegas", wierzcie mi! Dawno się tak nie uśmiałem, jednak reklamy mówiły prawdę! Musicie to zobaczyć w kinie, koniecznie! Koniecz-nie. Koniecz-NIE. NIE.
No niestety, po prostu nie. Nie musicie. "Game Night" jest w jakimś tam sensie wyjątkową komedią dzięki tematowi, czyli fabule kręcącej się wokół gier towarzyskich. Chociaż humor oparty na pomyleniu ustawionej zabawy z rzeczywistością (i na odwrót) to przecież samograj stary jak kino. Tak poza tym to przeciętna amerykańska komedia, którą za pół roku obejrzycie na Polsacie i nic nie stracicie. Zresztą, jeśli widzieliście trailer to widzieliście już połowę najśmieszniejszych scen w filmie więc na Polsacie musicie obejrzeć tylko drugą połowę. Żeby być dobrze zrozumianym - to całkiem fajna komedia ale żeby za jej obejrzenie płacić 75 złotych (za 3 bilety) jak zrobił niżej podpisany to normalnie szaleństwo. Nie idźcie moją drogą. Polsat da wam to za darmo.

6/10

SithFrog2018-07-10 16:59:44


- Trzy pary regularnie spotykają się na tytułowy “Wieczór gier”, żeby rywalizować ze sobą w gry planszowe, kalambury i we wszystko w czym można udowodnić swoją przewagę nad innymi. Szczególnie upodobali sobie tę formę konkurencji Max (Jason Bateman) i Annie (Rachel McAdams). Brooks – wyluzowany, bogaty i przystojny brat Maxa (na punkcie którego ten ma kompleksy) – przyjeżdża do miasta i proponuje dużo bardziej urozmaiconą grę z ciekawszą nagrodą główną. Jeden z bohaterów ma zostać porwany, a pozostali muszą go/ją odnaleźć. Jednak to, co z pozoru wydaje się być ustawioną grą, nieoczekiwanie zamieni się w coś znacznie poważniejszego…

“Wieczór gier” jako komedia wypada więcej niż zadowalająco. Nie oferuje może humoru najwyższych lotów, ale gagów, dialogów i ciętych ripost jest tu wystarczająco dużo, żeby każdy znalazł jakiś element, który bawi. Mi najbardziej przypadły do gustu sceny kompletnie absurdalne i zwroty akcji nie tyle niespodziewane, co przewracające wszystko do góry nogami. Warto dodać, że momentami robi się groteskowo, a nawet nadspodziewanie brutalnie (sekwencja z wyciąganiem kuli wymiata). Reżyserzy (John Francis Daley, Jonathan Goldstein) postanowili zaprezentować nam całe spektrum żarów – zaczyna się więc na slapstickowym śmieszkowaniu, a kończy na mocnym czarnym humorze.

Do ostatecznego, całkiem niezłego efektu swoje trzy grosze dołożyli aktorzy. Bateman i McAdams wypadają na plus, prezentując dobre aktorstwo, którego nauczyliśmy się od nich oczekiwać. Partnerujący im na dalszym planie: Kyle Chandler, Sharon Horgan, Billy Magnussen, Lamorne Morris i Kylie Bunbury, również wypadają świetnie. Szczególnie Magnussen w roli pozytywnie zakręconego i wesołego, ale jednak idioty. Show natomiast kradnie dla siebie Jesse Plemons. Znany z roli Todda w “Breaking Bad” tudzież z memów, w których występuje jako Meth Damon, tu pojawia się w roli Gary’ego. Dziwnego (delikatnie mówiąc) sąsiada Maxa i Annie, który próbuje wkręcić się w wieczór gier i który nadal nie może się pogodzić z niedawnym rozwodem. Absolutnie każda scena z udziałem Plemonsa to mała perła.

Na osobny akapit zasługują zdjęcia i praca kamery. Jak na lekką komedię, czyli gatunek, który wizualnie nigdy nie zachwyca, tutaj ktoś się wyjątkowo postarał. Kilka razy sprytnie użyto na szerszych ujęciach efektu miniatury, co sprawia, że świat przypomina dosłownie planszę do gry. Natomiast sceny akcji, szczególnie pewnego pościgu, nakręcono w sposób, jakiego nie powstydziłyby się produkcje z Liamem Neesonem czy Dwaynem Johnsonem w roli głównej.

Postaci są zróżnicowane i każda ma tu swoje pięć minut. Nikt nie wydaje się niepotrzebny czy potraktowany po macoszemu. Najważniejsze jest jednak to, że film nie nudzi i sprawnie żongluje motywami. Życie w cieniu “fajniejszego” członka rodziny, strach przed odpowiedzialnością, problemy w związku, zdrady, które wychodzą po latach. Śledztwo, rywalizacja, fikcja mieszająca się z rzeczywistością czy naprawdę niebezpieczne sytuacje. Wieczór gier, który nota bene trwa całą noc, zapewnia szaloną jazdę od początku do końca i ani na chwilę nie zwalnia tempa. Nawet tzw. “outro” czyli napisy końcowe zrobiono w naprawdę oryginalny sposób. Zakończenie nie pozostawia wątpliwości, że planowana jest kolejna część. Biorąc pod uwagę jak wygląda sequel poprzedniej udanej komedii duetu Dale & Goldstein – “Szefowie wrogowie” – chyba wolałbym jednak, żeby “Game night” pozostał taki jaki jest. Bez dopisywania ciągu dalszego.

7/10