Obcy: Przymierze


Obcy: Przymierze

Alien: Covenant

Średnia ocena: 4.25

SithFrog2017-05-15 08:31:05


- Krótka piłka historyczna: Alien i Aliens to kamienie milowe w historii kina. Bez dyskusji. Trójka jest mocno średnia, czwórka bardzo słaba. Serii Alien vs. Predator nie zaliczam do kanonu. Wreszcie mieliśmy wielki powrót twórcy - Ridleya Scotta - do swojej marki i wyszedł z tego tak piękny jak głupi Prometeusz. Myślałem, że to w zasadzie koniec. Niestety, legendarny reżyser nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i zaserwował nam w tym roku Przymierze. Tym samym Alien bardzo upodobnił się do Terminatora albowiem najnowsza odsłona to według mnie odpowiednik Genisys.

W zasadzie to jestem pod wrażeniem. Wydawało mi się, że Prometeusz osiągnął fabularne szczyty głupoty, ale Covenant skutecznie atakuje pozycję numer jeden. Oczywiście znów jest sobie załoga statku, tym razem kolonizacyjnego. Oczywiście coś niespodziewanego się wydarza i bohaterowie mają problem, który rozwiązują podejmując kilka idiotycznych decyzji po kolei i pakując się w miejsce, gdzie można ich za pomocą strasznych stworów po kolei eliminować. Tu dochodzi nowość: po facehuggerze i czarnym płynie czas na wiatropylność. Oczywiście, żeby było postępowo, cała załoga to pary miłosne. Już na etapie zwiastunów wydawało mi się to wyjątkowo idiotyczne, bo co jeśli przyjdzie do wybierania między partnerem a bezpieczeństwem reszty? Oczywiście - w całym filmie chyba zła każda decyzja ma właśnie takie podłoże. Oczywiście... wiecie co? Mniejsza o fabułę.

Nie rozumiem w ogóle kierunku, który obrał Scott. Alien to był kameralny horror gdzie przypadkowa ekipa górników czy tam kosmicznych przewoźników przypadkowo trafia tam gdzie nie powinna i przypadkowo odkrywa coś, co doprowadza ich do zguby. Naprawdę ktoś po seansie zaczynał swoje przemyślenia od "ciekawe kto stworzył facehuggera"? Ciekawe skąd się wzięli ludzie i czy nasz gatunek to nie czasem zaplanowana kreacja wielkich kosmicznych albinosów? Czy ktoś po Incepcji zastanawiał się kto wymyślił wchodzenie do snów? Czy ktoś po Drive siedział i myślał skąd u licha Gosling wziął swoją kurtkę ze skorpionem? Albo gdzie nauczył się jeździć? Bardzo wątpliwe.

Mało tego, na przestrzeni trzech czy czterech dekad mamy przykłady dobitnie pokazujące jak bardzo nieudane bywają prequele próbujące wyjaśnić coś, co jest istotą dobrego filmu, który powstał wcześniej. Fani Gwiezdnych Wojen podniecali się tekstem Obi-Wana o wojnach klonów to otrzymali potem trzy prawdopodobnie najgorsze prequele w historii. Miłośnicy dwóch pierwszych Terminatorów łaknęli wiedzy o świecie po zagładzie? No to dostali po łbie Ocaleniem tak, że do dziś się nie mogą otrząsnąć, a Genisys to już tylko epitafium dla serii. Ridley Scott nie potrafi się jednak uczyć na cudzych błędach. Postanowił dać nam kolejne produkcje, próbując odpowiedzieć za wszelką cenę na pytania, które powinien był zostawić w spokoju...

Wracając do najnowszej części - najprościej powiedzieć, że mamy tu przez jakieś dwie trzecie czasu powtórkę z Prometeusza, a trzeci akt i finał to marna podróba Obcego. Wszystko okraszone obowiązkowym gore. Z subtelności legendarnej jedyni nie zostało nic. W ogóle - horror ma straszyć, a Przymierze śmieszy. Jest do bólu przewidywalne, nie ma tu żadnych emocji, żadnego napięcia. nic. Miałem deja vu z mojej młodości, gdzie kręcono masowo Krzyki i Koszmary minionego lata. Tutaj podobnie, każdy kto zapowiada, że idzie siku, umyć się, pobyć sam czy cokolwiek - wiadomo, że jest następny do odstrzału. Największy zaplanowany zwrot akcji jest tak boleśnie oczywisty, że coś co miało być momentem grozy wypada groteskowo. Widz zamiast podskoczyć na krześle raczej przewróci oczami.

Mało wad? No to mamy tu kompletnie nijaką załogę, która stanowi jedynie mięso armatnie. Padają jak muchy, a mnie to w ogóle nie rusza. Dalej: mamy pojedynek karate (!!!). Mamy szczucie widza nawiązaniami do pozostałych części - trzeba poupychać mrugnięcia okiem, bo tak się teraz robi według ludzi z marketingu, oni wiedzą. Syntetykom rosną włosy, ale zarost już nie. Syntetyk żul po paru cięciach sekatorem wygląda jak syntetyk fabryczny, a na dokładkę koniecznie trochę, nadętych jak u Nolana, pretensjonalnych dialogów o stworzeniu, Wagnerze, Ozymandiaszu i sensie istnienia.

Zalety? Są. Film jest ładny, Dariusz Wolski to czołówka światowa i znów raczy nas pięknymi krajobrazami, dynamiczną pracą kamery i klimatycznymi zdjęciami. Nie jest tak ładnie jak w Prometeuszu, ale nadal super. Do tego trzy kreacje: znana z Fantastycznych bestii... Katherine Waterston wypada ok, chociaż żadna z niej Ripley), Danny McBride jest zaskakująco dobry i jak w poprzedniej odsłonie, Michael Fassbender zjada resztę na śniadanie.

Tak jak wspomniałem na wstępie: Przymierze to Genisys. Serwuje nam żenującą fabułę, w beznadziejny sposób wyjaśniającą kwestie, które powinny zostać niewyjaśnione. Żeruje przy tym na swoich genialnych poprzednikach, obrzydzając mi całą serię w pewnym sensie. W dodatku to wszystko robi nam Ridley Scott, twórca Aliena. To o tyle smutniejsze, że na pozostałe filmy można było narzekać "to nie Scott, to jakieś popłuczyny". Cameron może jeszcze kiedyś odrodzi Terminatora (wątpię), ale dla Obcego nie ma już żadnej nadziei. Nie z tymi ludźmi, nie w tym kształcie. Może za 10 lat, kiedy ktoś spojrzy na to świeżym okiem... Póki co szczerze odradzam. Szkoda czasu i pieniędzy.

4/10

Pquelim2017-05-31 20:32:09



Scott odżegnuje się od dziwactw Prometeusza i robi po prostu kolejnego Aliena. Według podręcznika, zatem - zapewnia jakąś tam dawkę przyjemności, bo rzemieślnik z niego znakomity. Ale nadal są to popłuczyny po orginalnej serii, znacznie gorsze od każdej z czterech poprzedniczek. Idiotyczna fabuła i niecharyzmatyczni bohaterowie to grzechy do których przyzwyczailiśmy się już wcześniej, wypada jedynie zapłakać nad głębokością studni, w którą autor wrzucił tę serię. Ale jest i światełko, choć nieznaczne - zamiast pseudofilozoficznych głupot bez ładu i składu (Prometeusz welcome to), pojawia się wreszcie Alien i choć na chwilę wraca dawny blask.

5/10

Koobik2017-06-20 10:01:52




Film Ridleya Scotta wyjaśnia wiele wątków z "Prometeusza" i łączy uniwersum z filmem "Obcy" w sposób niezdarny, stawia przy tym szereg innych pytań oraz jest podziurawiony babolami.
To co najbardziej zapamiętacie z "Covenanta" to pretekst, by akcja się zawiązała. Jest nim "znana" w Internecie, idiotyczna, infantylna, nieprofesjonalna - nierzetelna załoga "Przymierza". Wybory i decyzje tych Państwa rażą tak dosadnie, że zapominamy o tym, że patrzymy na (heloooo!) film o obcych w kosmosie! Alieny to real, ta załoga to jest dopiero kosmos!
Ciężko skupić się na akcji, kiedy nachalnie naiwne zachowania głównych bohaterów są dla nas nierealne, dziecinne, nie do zaakceptowania.
Scott "tłumaczy" świat i rzuca smaczki niczym słoń w składzie porcelany. Nie podoba mi się to.
Wszystkie wady "Prometeusza" są tutaj wyolbrzymione, ten film jest pod każdym względem słabszy- włączając w to zdjęcia i muzykę.
To co jeszcze się wyróżnia w tym filmie jako negatyw to trzy odzielne tempa i sposoby prowadzenia fabuły. Zaczyna się nieźle, klimatycznie, bez oczywistości. To co następuje potem to letni horror o znikających nastolatkach (zabijanych przez potwora). Finał wita nas rażącym brakiem zaskoczenia, "kliszowością" i po prostu słabym motywem.

Czy ten film to dno? Nie. Jest filmem słabym i najgorszym z serii. Ma jednak sporo smaczków (właściwe jest zlepkiem odniesień, referencji, nawiązań i "wytłumaczeń"). Próba wyjaśnienia skąd wzięły się ksenomorfy, pociągnięcie wątków z "Prometeusza", sceny akcji i kolejne gatunki "Obcych" dają radę. Co oczywiste, świetnie spisał się też Fassbender. Postać Davida to ciekawy element, który na chwilę pozwala zapomnieć o idiotach. Nie jest to potrzebny film, ale jako osoba lubiąca klimat "Obcych"- stwierdzam, że zawsze to jakaś przygoda i kontakt z lubianym uniwersum. Hollywód miało na mnie żer (ale moralniaka nie mam, bo ten Alien to wielka klapa finansowa, straty wręcz). Często zasłaniałem twarz w zażenowaniu ale miałem zapewnioną rozrywkę i z przyjemnością oglądałem wiele sekwencji

4/10

Voo2019-03-02 13:45:21




Nie jestem złotówą ale przyznam szczerze, że po seansie pożałowałem tych 9 złotych zapłaconych za płytę DVD w Biedronce. Wiedziałem, że film spotkał się z krytyką ale spodziewałem się czegoś na poziomie Prometeusza, który na swój sposób całkiem mi się podobał. Nie ma sensu się rozpisywać, swego czasu fajnie to wypunktował Sith, skupię się tylko na tym, co zirytowało mnie najbardziej. Dla mnie Obcy to zawsze był jakiś mroczny i tajemniczy temat, ludzie kontra potwory, gdzieś w kosmosie. Nigdy nie interesowały mnie żadne genezy, spinoffy, komiksy, powieści ze świata Aliena i inne pierdoły do wyciskania kasy z fanów. Scott wymyślił sobie, że w nowych filmach obedrze Obcego z całej tajemnicy, w pewnym sensie także całej mroczności i grozy, wyjaśni co, kto, jak i po co. Tak generalnie oceniając to wyszło mu to na maksa chujowo. O ile Prometeusz zdawał się jeszcze budować jakąś tajemnicę tak w Przymierzu wszystko wzięło w łeb. Poza tym to jest zwyczajnie słaby film, w którym napięcie budowane jest szybko i mechanicznie, fabuła poprowadzona jest jak w jakimś tanim horrorze. Ludziki, których nie zdążyłem poznać giną po kolei jak muchy w głupi sposób a ja wzruszam ramionami. Słaby film, nawet na poziomie realizacji niczym się nie wyróżniający. A scena, w której mały Obcy wznosi łapki do swojego "stwórcy" spowodowała, że poczułem chęć wybiegnięcia z domu i wycia. Niech już Scott tego więcej nie robi. Proszę. Błagam!

4/10