Ghost in the shell


Ghost in the shell

Średnia ocena: 7.2

Counterman2017-04-03 10:45:00




Zaznaczę od razu, że byłem na 3D w IMAX.
Drugim słowem wstępu, zaznaczę że jestem fanobyem Ghosta i jarałem się strasznie. Miałem jednocześnie bardzo poważne wątpliwości, czy uda się przenieść niesamowity klimat anime do kina. I powiem tak: nie jest źle.
Pierwsze co robi wrażenie to oprawa wizualna. Naprawdę, naprawdę film wygląda świetnie. Konstrukcja wizualna świata jest wspaniała, nawiązuje niesamowicie mocno do oryginału. Przy czym bardzo mi się podobało nie cukrzenie scenerii, pokazywanie brudu, slumsów, w ogóle no szarej rzeczywistości. Also pierwsze sceny filmu (jak w anime) są świetne. Tutaj naprawdę byłem zadowolony, nie ma co się czepiać.
Drugie co zauważyłem to oprawa muzyczna oraz ogółem dźwięk. Tutaj bardzo mi się podobało natężenie dźwięków otoczenia i efektów specjalnych, muzyka była ok, choć anime miało o niebo lepszą.
Im dalej w las tym szybciej się orientujemy, że fabuła jest inna niż w anime. W linii czasowej jest to umiejscowione gdzieś przed oryginałem, z wzięciem kilku scen (zresztą bardzo fajnych) z anime. I tu pojawia się pierwszy poważny zgryz, bo fabuła jest słaba. Prosta w konstrukcji, wyłożona na tacę. Widać, że film jest dostosowany do szerokiego grona odbiorców, szczególnie zamknięcie fabuły i ostatnie sceny. No taki amerykański patos. Także było o dużo więcej dziur logicznych w stosunku do oryginału.
Drugim zgryzem (dla mnie) była Scarlett. No nie pasowała mi i już. Jej gra aktorska nie pasowała mi i już. Nie było to tragiczne, ale nie pasowało mi. I już.
Ogółem film jednak mi się podobał. Bawiłem się dobrze i nie żałuje. Na pewno nie jest to majstersztyk na miarę oryginału, a scenarzyści nie starają się przemycić za dużo rzeczy do pomyślenia - niemniej fajnie się oglądało, a zdjęcia były super.
Będąc już w domu zauważyłem jeszcze jedną różnicę. Po oglądaniu anime zostaje mi zawsze niedosyt, chcę więcej, myślę o scenach, jestem w tym świecie. Po filmie jestem najedzony i nawet na deser nie mam ochoty.

P.S.
Gdybym miał rozdzielić ocenę na części składowe to by było:
grafika 10 na 10
dźwięk 7 na 10
fabuła 6 na 10
Niby nie wychodzi sumarycznie 7 na 10 z ostatecznej mojej oceny, ale jak z recenzjami gier: po prostu czuję tą siódemkę po filmie

7/10

SithFrog2017-04-04 18:32:27


- Z okazji premiery amerykańskiej wersji Ghost in the shell, postanowiłem sobie odświeżyć oryginał. Z lekką niepewnością podszedłem do seansu, bo nie wszystko, co dobrze nam się kojarzy, wytrzymuje próbę czasu. Jak jest w tym przypadku?

Pisząc krótko: tak samo dobrze, jak przy pierwszym i każdym następnym obejrzeniu. A może nawet lepiej? Dorosły człowiek, ileś setek filmów/seriali/książek później jest w stanie znaleźć tu o wiele więcej treści, odniesień i pytań prowadzących do naprawdę poważnych refleksji.

Fabuły nie streszczę. Starzy wyjadacze znają, a kto nie widział - niech nie czyta streszczeń tylko niech zaryzykuje niecałe półtorej godziny i obejrzy. Warto. Dla ciekawej historii, o którą dziś w kinie ciężko, szczególnie w tak krótkim filmie. Dla świata rodem z Blade Runnera, gdzie w przyszłości ludzie w części lub całości stają się cyborgami. Gdzie czasem z oryginalnej osoby zostaje tylko fragment żywego mózgu w tytułowej skorupie. Dla niejednoznacznych bohaterów. Wreszcie dla trudnych pytań o to gdzie zaczyna się człowieczeństwo? Gdzie się kończy? Czy świadomość własnego istnienia jest wystarczającym wyznacznikiem?

Nie chcę się rozpisywać, bo to jeden z tych tytułów, gdzie najlepsze odkryjesz na własną rękę. Mamoru Oshii stworzył ponadczasową historię, w której jednak nic nie jest podane na tacy. Zgodnie z zasadą "pokazuj, ale nie mów" wiele pytań czy refleksji zaszyto bardzo umiejętnie w dialogach, scenach rodem ze snów czy tak prozaicznej czynności jak... nurkowanie.

Audiowizualnie film nadal może się podobać. Anime jest tak specyficzne, że w zasadzie się nie starzeje. Piękne pejzaże, sugestywna kreska - to wszystko tworzy ciekawy i mroczny świat przyszłości. Na pewno znajdą się tacy, co ponarzekają, ale wszystkich nie da się zadowolić. Nie wierzę natomiast, że znajdzie się ktoś, kto złe słowo powie o ścieżce dźwiękowej. Moim skromnym zdaniem mamy tu do czynienia z arcydziełem. Niektóre utwory słuchane osobno mogą zaskakiwać i w teorii nie pasować do obrazu s-f. Kiedy jednak pojawiają się w konkretnych momentach - po prostu hipnotyzują widza. Wciągają za uszy do swojego świata. Coś niesamowitego.

Ghost in the shell to produkcja, którą powinien obejrzeć każdy szanujący się wielbiciel kina. Element klasyki, historii kina. Dziś widać jak wiele kolejnych obrazów (Matrix!) czerpało natchnienie i pomysły żywcem wyjmując niektóre elementy z filmu Mamoru Oshiiego. Genialna ścieżka dźwiękowa, ładna animacja, moralnie niejednoznaczny świat, cytaty z biblii spinające fabułę i mnóstwo zawoalowanych znaczeń - idealnych do odkrywania przy każdym kolejnym seansie. Po prostu trzeba to zobaczyć samemu. Bez wymówek.

9/10

SithFrog2017-04-12 18:52:53


- Holiłód wziął na warsztat klasykę anime i... w zasadzie to nie wiem co napisać. Nie wiem jak podejść do tego filmu. Czy pod kątem tego jak wypada na tle anime z 1995 roku czy może biorąc pod uwagę nieuchronną amerykanizację oryginału? Ciężka sprawa, chociaż smutna prawda jest taka, że nie wyszło i to niemal pod każdym względem.

Jedyne co warto pochwalić to oprawa audiowizualna. Świat w Ghost in the shell A.D. 2017 jest piękny, spójny i wciągający. Traci trochę Blade Runnerem, trochę jedną z rzeczywistości w Atlasie chmur. Kolorowe, żywe miasto widziane z lotu ptaka, reklamy i billboardy w 3D, a na dole brud, smród i ubóstwo. Uczta dla oczu. A co z uszami? Clint Mansell to uznane nazwisko i nie zawodzi, ale ścieżka dźwiękowa nie ma startu do oryginału. Tam kompozycje były nietuzinkowe i nawet gatunkowo pozornie niepasujące do klimatu. Sprawdzały się jednak wyśmienicie. Mansell poszedł po linii najmniejszego oporu i skomponował kilka sympatycznych kawałków, ale żaden nie zostaje w głowie na dłużej. Ot, poprawna robota, nic poza tym.

Holiłód chciał zarobić więc sięgnął po Scarlett Johansson. Lubię ją, na pewno nie można odmówić jej tego, że stara się zagrać możliwie najlepiej. Nie przechodzi obok filmu (jak chociażby Jennifer Lawrece w X-Men: Apocalypse). Co z tego, skoro to nie jest rola dla niej? I nie mówię tu o aferze z "white-washingiem", którą aż żal w ogóle przywoływać. Ludzie, którzy ją rozpętali mają naprawdę jakiś ciężki problem z oceną rzeczywistości. Dla mnie mógłby tę rolę zagrać czarnoskóry facet, biała drag queen albo zielony gej-ufoludek. Niech tylko zrobi to dobrze. Na ironię zakrawa fakt, że tym samym wojownikom poprawności politycznej nie przeszkadza zmiana rasy/wyglądu, jeśli tylko odbywa się w drugą stronę. Żeby daleko nie szukać: Nick Fury z Avengersów. Samuel L. Jackson jest w tej roli fantastyczny i mi pasuje, ale czy to nie jest aby black-washing?

Mi Johansson nie pasowała z innego powodu, mianowicie problem w tym, że jest... sobą. Aktorką z absolutnego topu, jeśli brać pod uwagę popularność. Niezła, ale nie wybitna, bez umiejętności scalenia się z odgrywana postacią tak, żeby znana twarz zniknęła gdzieś pod spodem. W każdej scenie widziałem znaną twarz, a nie Panią Major i to jest główny problem tej decyzji castingowej. Na plus (czyli jest więcej niż jeden!) zaliczam jeszcze postacie Batou i szefa Sekcji 9. Świetny dobór aktorów, świetne kreacje postaci w wykonaniu tychże.

Jeszcze większym problemem jest decyzja Holiłódu, żeby uprościć fabułę. Ona nawet nie jest już prosta, jest prostacka. Wszystkie niuanse są tu podane jak kawa na ławę (pierwsza rozmowa pani doktor z Major). Wiesz, Twój mózg jest żywy, jest takim sobie DUCHEM, ale cała reszta jest sztuczna, to taka SKORUPA. Wiesz, jesteś DUCHEM W SKORUPIE, takim GHOST IN THE SHELL. Rozczulające. Bardziej łopatologicznie się nie dało. Rozumiem, że chcieli trafić do szerokiego grona odbiorców (anime jest jednak dość trudne w odbiorze), ale przesadzili w drugą stronę. To, co w oryginale zmusza mózg do aktywności, do kombinowania, do odpowiadania sobie samemu na pewne pytania, tu jest podane z subtelnością menela zaczepiającego kobietę na ulicy tekstem "bzykasz się czy trzeba z tobą chodzić?". Nawet futurystyczny czołg, który w produkcji z 1995 jest po prostu czołgiem, tutaj jest spider-tankiem! Bo jakoś trzeba wyjaśnić to, że nie wygląda jak współczesne nam maszyny. Żeby czasem pospolity widz-idiota (zdaniem twórców) nie doznał jakiegoś dysonansu poznawczego. Że-nu-ją-ce.

A to jeszcze nie wszystko! Tam, gdzie Mamoru Oshii stawia najważniejsze pytania, tam gdzie pokazuje najbardziej sugestywne sceny, tutaj mamy ckliwy, marny i tandetny wątek rodzinno-miłosny. Taki, od którego fanów oryginału rozbolą zęby. Jeśli Ghost in the shell w wersji anime to filozoficzny traktat o naturze człowieczeństwa, to wersja z 2017 zamienia się pod koniec w rozczarowujący dramat z elementami niezamierzonej komedii romantycznej. I nie chodzi tu o tak zwane sranie bursztynem. Nie wymagam od Holiłódu, żeby zrobił wierne przeniesienie na ekran klasyka anime. Chciałbym tylko, żeby poszli w podobną stronę, co Oshii. Niech to będzie coś z zupełnie innym motywem przewodnim, ale niech będzie ambitne, niech zmusza do refleksji, niech prowokuje do myślenia. Niech nie będzie pięknym, ale generycznym filmem akcji z prostą jak budowa cepa fabułą i znaną gębą w roli głównej. Bo tym właśnie jest ten tytuł. Amerykańską, uproszoną, zubożoną wersją oryginału. Niczym więcej. Jeśli to oglądać to tylko dla walorów wizualnych. Niczego więcej tu nie znajdziecie. Niczego więcej tu zwyczajnie nie ma. Poza zaprzepaszczoną szansą na udany transfer z anime do "live action".

6/10

Koobik2017-04-13 15:02:37




Oryginał widziałem 13 lat temu. Pozamiatał mną, for the record.
Uradowała mnie amerykańska wersja tej anime, bo nie ma dla mnie jakichś "świętości" czy "bezczeszczenia".
Oryginał pozostanie dobrym oryginałem.

Przejdźmy do meritum. Nie wiem co sobie myślałem, ale jestem zawiedziony. Spodziewałem się spłycenia, uproszczeń, gdyż nie można oczekiwać od holiłudu zbytniego oderwania od realiów ekonomicznych i cech produktu trywializacje poszły o krok za daleko. Najbardziej raziło mnie przemodelowanie fabuły ze znaku zapytania, na mocno przechodzony wykrzyknik. Mam na myśli poprowadzenie fabuły w kierunku złej korporacji i płaskiego, jednowymiarowego szwarccharakteru. Liczyłem na psychodeliczny, mroczny klimat (holiłud to potrafi przecież), lecz otrzymałem kilka ochłapów w tym zakresie. Uderzało mnie to tym mocniej, że wręcz zadziwiła mnie dokładność odwzorowania wielu scen z anime i zbliżony ciąg sekwencji.
Oprawa audiowizualna jest świetna, Scarlett poprawna (nie pasowała mi do tej roli) a postaci drugoplanowe oprócz villana są na bardzo dobrym poziomie.

Amerykański "Ghost in the shell" nie jest fatalny. Nie jest nawet zły. Dla sprawiedliwości, jeżeli (może niesłusznie) nie potrafię się uwolnić od analogii z anime, to muszę przyznać, że zestawienie z "typowymi" amerykańskimi wersjami stawia ten film w bardzo dobrym świetle. Nie zmaścili tego po całości, nie było smutnych fejspalmów i masakracji. Bez emocji i płasko.

6/10

Voo2018-02-20 22:54:44




Wersja aktorska. Spodziewałem się czegoś słabszego a tymczasem film ma dobre tempo, świetne efekty i dynamiczną elektroniczną muzykę. Nie jestem w stanie w jakikolwiek sposób odnieść go do animowanego pierwowzoru bo tamten widziałem chyba kilkanaście lat temu. Po drodze był jeszcze serial ale też w czasach gdy byłem piękny i młody. Moim zdaniem wersja z 2017 to po prostu solidna rozrywka dla fana SF. Moja żona wyszła z pokoju po 10 minutach ale z młodym bawiliśmy się świetnie

8/10