Nowy początek


Nowy początek

Arrival

Średnia ocena: 7

Pquelim2016-11-16 10:12:44



Raczej ciekawostka, choć warta uwagi z kilku powodów. Przede wszystkim warsztatowe tableau reżysera, które jednych zachwyca, innych może rozczarowywać - i choć zaliczam się raczej do tej drugiej grupy, to doceniam konsekwencje w eklektycznym sposobie prowadzenia historii. Minimalizm strony technicznej, eklektyzm w treści, Denis Vileneuve już w Sicario zaprezentował się jako rezyser postmodernistyczny, enigmatycznie tkający swoje wątki i uprawiający kinematograficzny eklektyzm: łączenie sprzeczych z pozoru gatunków filmowych staje się jego znakiem firmowym. W przypadku Arrival mamy do czynienia z prozą science-fiction mocno osadzoną w tradycji amerykańskiego kina, uwzględniającą zarówno dokonania klasyków gatunku (Kubrick, Scott, Zemeckis) połączoną z fabularnym melodramatyzmem. Oto w bliżej nieokreslonym czasie na Ziemi następuje "inwazja" obcych statków kosmicznych, które pojawiają się w dwunastu miejscach globu. Problem polega na nawiązaniu kontaktu. Skojarzenia z filmem o tym tytule nasuwają się same, chociaż Vileneuve na szczęście unika pseudofilozoficznego bełkotu tamtej produkcji - nie rozstrzasa teologicznych wątków przy pomocy idiotycznych skrótów fabularnych, skupia się natomiast na historii jednostki - specjalistki od tłumaczeń dr Lousie Banks ( w tej roli znakomita Amy Adams), która próbuje nawiązać nic porozumienia z przybyszami. Towarzyszy jej również fizyk Ian Donnelly (Jeremy Renner w raczej przeciętniej formie), a obie postaci łączy w pewnym momencie wątek melodramatyczny, który zresztą wybija sie na pierwszy plan.
Wiele więcej w tym filmie nie ma. Akcja wlecze się niemiłosiernie, flegmatyczność opowiadanej historii w połączeniu z oszczędnością techniczną (m. in. brak muzyki, mnóstwo powtarzających się kadrów i całość zobrazowana w kolorach listopadowej jesieni w Polsce tuż przed wschodem Słońca) sprawiają, że seans staje się męczący. Na szczęście historia ma kilka ciekawych momentów i zwrotów akcji, po które reżyser sięga niemal w ostatniej chwili, ostatecznie utrzymując zainteresowanie widza aż do - ponownie - przydługiego zakończenia, które przez kilka minut ciąży nad odbiorcą, chyba w nie do końca udanej próbie monumentalnego podsumowania całości. Jak już wspomniałem, niezbyt odpowiada mi specyfika warsztatu uprawianego obecnie przez Vileneuve'a, jednak po seansie Arrival daleki jestem od rozczarowania porównywalnego z tym, które wywołało we mnie zachwalane, lecz fabularnie puste Sicario. Tym razem jest ciekawiej i na pewno warto ten film obejrzeć - choćby po to, aby przekonać się czy zostaje w głowie na dłużej niż kilka godzin. W moim przypadku niespecjalnie, ale spodziewam się, że część widowni może być tą produkcją oczarowana.

6/10

Crowley2017-02-14 21:26:46




Podobało mi się ale nie do końca. Znałem opowiadanie, więc od początku spodziewałem się, do czego to wszystko prowadzi. Nie byłem zaskoczony i chociaż zmiany w stosunku do pierwowzoru (groźni, źli Chińczycy, kosmici potrzebujący pomocy kiedyś tam) były niezbyt trafione, to w sumie całkiem dobrze spinały całość. Gdybym poznał tę historię po raz pierwszy, na pewno sprowokowałaby mnie do zastanowienia. To chyba dobrze w przypadku s-f.
Jak zwykle u Villeneuve'a jest stylowo i widowiskowo (ale oczywiście w najmniejszej mierze nie efekciarsko). Kosmici robią fantastyczne, obce wrażenie, zdjęcia i szerokie plany również. Mnie osobiście urzekła również genialna, tajemnicza, obca muzyka Johannssona, której niektórzy nawet nie zauważyli (pozdro Pq ). Powinien dostać nominację do Oscara za to.
Również znakomicie wypadła Amy Adams. Jak zwykle zresztą, bo to jedna z najlepszych obecnie aktorek, koszmarnie niedoceniona. W zasadzie sama ciągnie ten film. Renner jej nie przeszkadza (niezbyt pasuje do roli ale przynajmniej nie psuje), a Whitaker nareszcie nie gra jakiegoś kaleki ani psychopaty.
I wszystko fajnie ale zabrakło mi tego ostatecznego uderzenia. Czegoś, co wgniotłoby mnie w fotel i nie dało spać. Zapamiętam rewelacyjnie zrobiony statek obcych i zabawy grawitacją ale to trochę za mało, żebym chciał do tego filmu wrócić. To świetna rzemieślnicza robota i całkiem udana adaptacja książkowego oryginału, której troszkę zabrakło błysku. Niemniej na pewno polecam, bo to dobry, ciekawy i całkiem ambity film.

8/10