reż. Smarzowski Wojciech
Ciężko mi coś konkretnego napisać. Każdy niby wie czego się spodziewać. Oglądamy Ukrainę, jakąś wieś, gdzie obok siebie żyją Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Wszyscy sobie koegzystują, Polacy mają wygody, najlepsze fuchy, Ukraińcy klepią biedę, a Żydów zwyczajowo się toleruje. Potem zaczyna się wojna, wchodzą Ruscy, potem wchodzą Niemcy, a potem banderowcy...
Powiedzieć, że film jest brutalny, to nic nie powiedzieć. Pamiętam, jak w Pianiście widziałem scenę wyrzucenia staruszka ma wózku przez okno... Tutaj nie ma takiej sceny, która by zapadała w pamięć - jest cała masa sadyzmu, krwawych ochłapów i zaczynasz się zastanawiać czy to przypadkiem nie film z gatunku gore.
I w sumie nie wiem jak ten film ocenić. Ciężko mi go polecić, bo to taki miszmasz dokumentu i turpizmu. Jak ktoś lubi, to się nie zawiedzie. Zastanawiam się też, czy tylko ja w tym filmie widziałem wątki, które bardzo szybko odnalazłbym w najnowszej narracji politycznej...
Film z którego powstaniem było wiele kłopotów, którego twórcy musieli zbierać pieniądze aby go dokończyć. Film, który był niewygodny dla wielu ludzi, który budził gigantyczne emocje od samego początku procesu produkcyjnego wreszcie trafił do kin. I nie zawiódł. Przede wszystkim dlatego, że nie da się w nim wyczuć grama fałszu, ani jednej fałszywej nuty. W każdej swojej warstwie - mikrohistorii konkretnych mieszkańców wołyńskiej wsi, historii rzezi wołyńskiej, samego ludobójstwa, a także tej uniwersalnej, opowiadającej o źle.
Nie chcę się rozpisywać o mikrohistorii, gdyż ona pozwala na wprowadzenie bohaterów, konkretnych, z krwi i kości, pozwalających się zapamiętać, śledzić i napędzać fabułę. Aktorzy grający swoje rolę wypełnili swoje zadanie bezbłędnie, przez co widz może odczuwać ich emocje i rozumieć co dzieje się dalej.
W warstwie historycznej Smarzowski podjął się karkołomnego zadania, ukazania jak największego spektrum czynników które doprowadziły do rzezi wołyńskiej. Wiedział, że musi być dokładny i drobiazgowy, gdyż to właśnie w tym miejscu kryły się największe pułapki, mogące służyć później za oskarżenie o zajęcie stanowiska ideologicznego oraz dezawuowaniu dzieła. I wywiązał się z zadania perfekcyjnie. Początkowe sceny związane z weselem polskiej panny i ukraińskiego kawalera sygnalizują, że chociaż w samej wsi stosunki pomiędzy narodowościami (Polakami, Ukraińcami i Żydami) układają się w miarę poprawnie, to w świadomości poszczególnych Ukraińców pojawia się rysa związana czy to z kolonizacją osadników wojskowych, czy to z przejawami dyskryminacji przez polskie władze. Jednak nie ma tu mowy o wrodzonej wrogości, przychodzi i jest rozpalana z zewnątrz mikroświata wsi przez agitatora. Ukazane konflikty są osobiste i nie związane szczególnie z ideologią.
Kolejnym ważnym elementem jest wojna, która zrywa większość z dotychczas uznawanych zasad. Kampania wrześniowa, a potem pojawienie się Sowietów i związana z tym zmiana ustroju niszczy ład wołyńskiej wsi. Okrucieństwo zaczyna powszednieć, a jego przejawy zaczynają ujawniać się wśród mieszkańców. Pojawienie się Niemców i planowa eksterminacja jednej nacji uświadamia Ukraińcom, że w imię ideologii można dokonać każdego aktu przemocy, jeżeli jest się silnym i ma się wystarczająco determinacji, aby tego się dopuścić. Warto w tym miejscu podkreślić, że naturalizm i pokazywanie przemocy w filmie jest stopniowane i przyzwyczaja widza do tego, co zobaczy kiedy sąsiedzi ruszają na sąsiadów.
Wreszcie samo ludobójstwo na Wołyniu również jest stopniowane. Najpierw zaczynają pojawiać się niepokojące pogłoski, które są lekceważone przez część Polaków. Dopiero kiedy jest za późno, orientują się, że sąsiedzi, "nasi Ukraińcy" mogą zabijać, mogą wpaść w morderczy szał. Bardzo ważna jest scena, w której ocalała z pacyfikacja dokonuje rozróżnienia: "Wprzód szli bandery, a za nimi Ukraińcy, sąsiady". Sceny rzezi porażają i nie pozostawiają obojętnym. Naturalistyczne pokazują do czego ideologia, w tym przypadku ukraińskiego nacjonalizmu, doprowadziła wśród sąsiadów. Warto podkreślić, że film przygotowuje powoli widza do całej sekwencji morderstw dokonywanych przez Ukraińców - okrucieństwo pojawia się stopniowo, nie uderza od początku. Wydaje się to być celowym zabiegiem reżysera, który w ten sposób chciał pokazać jak w ludziach rodzi się akceptacja dla bestialstwa.
Ważne są również sceny w nocnych spotkaniach ukraińskich band. Osoby wrażliwe, nie mogące podnieść ręki na sąsiada, same zostały zgładzone, przez innych, ślepo zapatrzonych w ideologię nacjonalizmu. Smarzowski dokonał jeszcze jednego celowego zabiegu - pokazał, że Ukraińcy, spotykający się na nocnych ideologicznych zebraniach, są okrutni także dlatego, że tego wymaga presja grupy. W momencie, w którym jeden z nich ma możliwość wyboru, gdyż stoi sam, oko w oko z "sąsiadem" i nie widzi tego nikt inny, nie potrafi się przełamać i zabić.
Smarzowski zachował również proporcje ilościowe pomiędzy ludobójstwem dokonywanym przez Ukraińców, a polskim odwetem. Umieszczenie go w specyficznym momencie filmu, ma pokazać jego bezsens, ma pokazać je jako jeszcze jeden przykład takiego samego zła.
Wszystkie te środki służą Smarzowskiemu w jednym celu - przekazaniu jego wizji uniwersalnego zła, które doprowadza do totalnego zezwierzęcania ludzi mu uległych. Ukraińscy nacjonaliści są tutaj przykładem tego zła, przykładem mniej znanym, o którym nie uczą w szkołach, jak o niemieckich komorach gazowych, czy sowieckich gułagach. Mniejsza świadomość faktu ludobójstwa na Wołyniu pozwoliła twórcy wywołać w widzu żywe uczucia, o które trudniej wobec zła które zna się z lekcji historii, dziesiątek filmów czy innych dzieł kultury. Dzięki temu Smarzowskiemu udało się zrealizować cel, który zdaje się mu przyświecać - pokazać i pozwolić odczuć widzowi, że oddanie się złu prowadzi do utraty człowieczeństwa.
Film nie pozostawia obojętnym. Odczytywany na różnych poziomach, odsłania zło, jakie niesie ze sobą uleganie ideologiom. Nie pozwala zapomnieć, że ukraiński nacjonalizm doprowadził już raz do potwornej rzezi. Zdecydowanie jest to dzieło najwyższej próby.
Zacznę od wad. Reżyser miał do wyboru: albo zrobić z tego "kronikę historyczną" albo opowiedzieć historię Zośki. Mamy coś pośrodku, czyli nie jest za dobrze.
Na film stricte historyczny, opowiadający o jakimś zdarzeniu... mamy za mało tła historycznego i skali.
Po co? Dlaczego? Jakie konsekwencje? Kto za tym stał?
Podejrzewam, że jakby jakiś obcokrajowiec obejrzał to przypadkiem w TV, to by nie wiedział za bardzo o co chodzi. To niestety nie jest film propagandowy, który mógłby wyjaśnić dlaczego, Polacy mają pretensje do Ukraińców (albo inaczej, dlaczego Polacy powinni mieć pretensję do Ukraińców). No tak, brutalnie zabijali... ale to była wojna, a wcześniej było powiedziane, że jakieś cerkwie Lachy zabrały Ukraińcom...
Brakuje wyjaśnień, brakuje jasnego umiejscowienia w czasie - chociażby w postaci napisów albo wyjaśnień narratora. Część scen jest po prostu wciśnięta na siłę (jak wątek z słynnym poetą żołnierzem, nie pamiętam już jego nazwiska), z obowiązku kronikarskiego, ale nie należycie wyjaśniona.
Ukraińcy robią swój Wołyń. Boję się, że ich film będzie jasny w przekazie, będzie zrozumiały dla przeciętnego unioeuropejczyka i zjadacza hamburgerów.
Skoro Smarzowski nie poszedł w "kronikę filmową", to mógłby bardziej się skupić na głównej bohaterce. Dać jej coś do zrobienia, dać jej coś do powiedzenia. Niestety szybko historia "o miłości" się skończyła. Równie dobrze miejsce głównej bohaterki mógłby zająć jakiś inny randomowy Polak, który chciał po prostu przeżyć.
Oczekiwałem epickiej historii w stylu "Braveheart", "Szeregowca Rayana" czy może czegoś mniej epickiego, ale za to solidnego (np. "Hotel Rwanda"). Oczekiwałem trzymającej w napięciu opowieści, która przy okazji ukazywałaby ludobójstwo na Wołyniu. W końcu na plakatach jest napisane, że to film o miłości w czasie wojny!
Podsumowując, to nie jest film, który dobrze opowiada o tamtym ludobójstwie. To nie jest film, którzy dobrze opowiada historię jakiejś konkretnej (ale randomowej) dziewczyny z tamtych rejonów.
Niemniej, film jest dobry, wgniata w fotel, jest ciężki i przytłaczający oraz daje do myślenia!
Co do zarzutów o nadmierną brutalność. Sceny rzeczywiście drastyczne, ale reżyser nimi nie epatował, pokazał, że coś takiego miał miejsce i dawał cięcie.
Wojciech Smarzowski, czyli ponoć mesjasz polskiego kina i w ogóle zmierzył się z trudnym tematem rzezi wołyńskiej. Teraz będzie herezja - wyszło mu tak sobie.
Na plus na pewno to, że taki film był bardzo potrzebny i jest zrobiony z dużym wyczuciem jeśli chodzi o ton przekazu. Nie ma żadnego patosu, tylko okropnie naturalistyczny obraz wycinka z tamtych wydarzeń z perspektywy jakieś wioski. Łatwo uwierzyć, że dokładnie tak ludzie wyglądali na kresach, żyli jak w tym filmie. Polacy mówią z mocnym akcentem, Ukraińcy po ukraiński. Muzyka w tym filmie jest świetna i niepokojąca. Sceny ukraińskiej wersji dobrego sąsiedztwa są wstrząsające tak jak powinno się to pokazać.
Reszta to minusy. W Wołyniu żaden bohater nie ma ani jednej cechy charakteru (poza tym, że każdy jest chujem i alkoholikiem jak przystało na typowy polski film). Serio, o żadnej postaci nie potrafię nic powiedzieć poza tym jak wyglądali i jakiej byli narodowości. Do tego praktycznie do samej końcówki na ekranie panuje straszny chaos. Jest losowa scenka z kresowego życia, a potem scena nocna o tym, że ktoś sapie, potyka się, albo mamrocze i nic nie widać - nawet kto, ani kogo, a potem znowu jakiś obrazek nie wynikający z niczego. 2/3 tego filmu dałoby się przemontować losowo przestawiając sceny i nikt by się nie połapał. Serio?
Wychodzi mi, że to taki bardzo klimatyczny, ale jednak przeciętniak. Szkoda. Ktoś miał pomysł sfilmować trochę szokujących mordów bez specjalnej analizy jak Ukraińcy tak łatwo dali się podburzyć do sadystycznego torturowania i zabijania bezbronnych sąsiadów, a resztę filmu na poczekaniu jakoś tam doklejono. Wydmuszka.