- Uwielbiam filmowych X-Menów. Nie licząc mniej lub bardziej żenujących spin offów z Loganem, cała reszta trzyma poziom (tak, lubię III i bardzo mi się podobała). Najnowszej odsłony reżyser Bryan Singer też nie musi się wstydzić, ale też ma się z czego fanom tłumaczyć.
Po restarcie całego uniwersum w Days of the future past Xavier prowadzi szkołę, Magneto zniknął, a Mystique pomaga z partyzanta mutantom na całym świecie. Tymczasem w Egipcie przypadkowo wybudzony zostaje Apokalips, pierwszy i w teorii najpotężniejszy mutant w dziejach. Zbiera on ekipę czterech pomagierów i, jakże oryginalnie, postanawia zniszczyć ludzkość, a potem rządzić pozostałościami. No umówmy się, szczyt oryginalności to to nie jest.
Problem w tym, że oklepany do bólu motyw nie jest największą wadą filmu. Jest ich kilka i generalnie miałem wrażenie, ze seans to emocjonalny rollercoaster. Raz dostajemy sceny, od których uszy puchną, głowa boli, żeby za chwilę obejrzeć jedne z najlepszych momentów w całej serii X-Men. Zacznijmy jednak od negatywów, bo tych jest niestety trochę za dużo.
Dlaczego tym razem twórcy inspirowali się Thorem? Zagadka. Nie wiem co sobie myśleli, ale stroje w filmie, szczególnie czarnych charakterów, są żenujące. Wyglądają jak żywcem wyjęte z Power Rangers albo właśnie filmideł z nordyckimi herosami. Plastikowe, tandetne, wyglądające jak zabawki z bazaru za kilka groszy. Odzierają noszących je bohaterów z powagi. Nie przerażają mnie groźby faceta ubranego w strój kurczaka z KFC, tak samo nie przeraża mnie Magneto w stroju zapożyczonym z plany Power rangers. Co się z tym wiąże - momentami miałem wrażenie, że dziwnie wykorzystano budżet. Są sceny z efektami specjalnymi zapierającymi dech w piersiach, ale już pole finałowej walki - zniszczony Kair - wygląda jak plan zdjęciowy niszowej produkcji na jutuba.
Historia trzyma się kupy, ale wiele wątków można sobie było darować. Magneto to postać, która ma za sobą dość przeżyć, którymi wiele można uzasadnić. Nie trzeba było dorabiać mu nowego rozdziału w życiu, który ma być niejako usprawiedliwieniem przyłączenia się do Apokalipsa. Ale dorobiono. I to w taki sposób, że akurat polski widz będzie miał problem. Erik uciekł bowiem do Polski, pracuje w pruszkowskiej (?!) hucie (?!) i prowadzi spokojne życie. I tu mamy clou problemu. Miło, że starali się oddać realia, ale jak już zdecydowali się, żeby w Polsce mówiono po polsku to trzeba było zatrudnić Polaków. Nasz język jest tak kaleczony (choć zrozumiały), że na bardzo dramatycznych scenach w kinie cała sala ryczała ze śmiechu. Wliczając w to mnie. Nie pomógł fakt, że cały ten wątek poprowadzony jest głupawo i cała "tragedia" jaka się tam dzieje wypada groteskowo i komicznie. Nawet całkowicie pomijając sposób mówienia lokalnych mieszkańców. Martwi mnie kierunek w jakim zmierza postać Magneto, bo to jeden z filarów świata X-men, a zaczynają robić z niego karcianego jokera, którego można wcisnąć byle jak i byle gdzie.
Kontynuując jojczenie muszę ponarzekać na inne postaci. Apokalips jest beznadziejny. Głównie chodzi i krzyczy. Kompletnie mnie nie przekonał, że jest groźny i trzeba się go bać. Nie robi niczego, co by mogło przerażać. W każdej innej odsłonie czarny charakter był bardziej charyzmatyczny i przerażający. Słabo wypadli pomagierzy. Angel i Psychlocke to "zapełniacze" w tle i są kompletnie do zapomnienia. Błędy castingowe są też udziałem drugiej strony konfliktu. Jennifer Lawerence has left the building. Trochę jak Daniel Craig w ostatnim Bondzie Jennifer jedzie na rezerwach i mam wrażenie, że ma już dosyć grania Mystique. Wygląda na zmęczoną i wypaloną. Nie podoba mi się też (po kilku recenzjach zakładam, że jestem w mniejszości) Sophie Turner czyli Sansa z Gry o tron jako Jean Grey. Jest... Sansą z Gry o Tron tylko z mocami. Nie kupiłem jej jako Jean i wątpię, żeby w kolejnych filmach udało jej się to zmienić. Wypada blado i trochę jak bohaterka seriali młodzieżowych.
Są jednak zalety i ich też jest wcale niemało. Przede wszystkim, jak już łoiłem bohaterów, to teraz innych pochwalę. Quicksilver to gwiazda tego filmu. Nie ma go wiele, ale tak jak scena z Days of the future past pozamiatała, tak tutaj każdy moment gdzie się pojawia nasz szybki ziom jest prawdopodobnie najlepszą sceną w filmie. Nie dość, że świetnie i pomysłowo wygląda montaż kiedy QS używa mocy to w dodatku charakterologicznie pasuje z tym swoim cwaniactwem i docinkami, z ukrytym pod spodem dramatem poszukiwania ojca. Dość powiedzieć, że dla mnie najlepszy występ w tej odsłonie to właśnie on.
Nie zawiodła stara gwardia. Stewart i McKellen stworzyli postacie profesora i Magneto nie do pobicia, a jednak Fassbender i MacAvoy są co najmniej tak samo świetni. Ewidentnie warsztatem górują nad całą resztą obsady. Rewelacyjnie wypadł gościnny występ Wolverine'a choć jak na mój gust pokazywali go ociupinkę za długo. Mogli to zrobić bardziej tajemniczo. Aczkolwiek to co robi to najlepsze sceny walki Logana jakie powstały na potrzeby kina. Pobili wszystko co widziałem do tej pory. Na plus zaliczam też inne nowe twarze: młody Cyclops, Ororo Munroe i Nightcrawlera. Krótki, ale bardzo dobry występ zaliczył Tómas Lemarquis jako Caliban (nie mylić z Talibanem). Mam nadzieję, że wróci w kolejnych produkcjach.
To, co potrafi zrobić Singer to odtworzenie klimatu z komiksów X-Men. Jest on obecny w każdej części wypuszczonej spod ręki czy oka tego reżysera. Nie inaczej jest w najnowszej odsłonie. Sporo odniesień i retrospekcji do poprzednich filmów pomaga zbudować ciągłość świata i opowiadanej historii.
Rollercoaster, na który warto iść do kina - tak oceniam X-Men: Apocalypse. Sporo elementów mnie zawiodło, sporo ucieszyło i zadowoliło. Zmiana pokoleniowa dokonuje się na naszych oczach i moim skromnym zdaniem powinna także objąć osobę reżysera w przyszłości. Wtedy może znów po wyjściu z seansu zamiast mieszanych uczuć będę miał facjatę uśmiechniętą od ucha do ucha.
Zacznę od tego, że nie wiem ile powinienem napisać, żeby nie zespoilować całego filmu. Dlatego nie będę pisał właściwie nic. Dobra kontynuacja serii. Apocalypse choć bez jakieś rozwiniętej motywacji jest dobrze przedstawiony. W porównaniu do Civil War moim zdaniem lepiej. No i wiadomo kto ukradł ten film
Tytuł powinien raczej brzmieć: O jeden X-Men za daleko. Ta seria płynie w bardzo złym kierunku i coś czuję, że wraz z kolejnym tytułem wpierdzieli się na wielką górę lodową (co pewnie nie przeszkodzi jej w zarobieniu bazyliona dolarów).
Apokalipsa to nie jest jeszcze co prawda poziom Awendżerów - mamy jakieś zawiązanie akcji, tło, nakreślonych bohaterów i ich perypetie pomiędzy okładaniem się po ryjach. Widać, że ktoś tu próbował, żeby było z sensem. Niestety ten sam ktoś postanowił zrobić najbardziej żenującą historie rodzinną, która dzieje się gdzieś pod Mińskiem Mazowieckim. Naprawdę jeśli myśleliście, że "Henryk" z trailera to jedyny polski akcent w tym filmie, to grubo się myliliście. Nic nie jest w stanie przygotować was na polską milicję ganiającą po lasach z łukami i mówiącą z dziwnym akcentem. Nic... Te sceny są tak straszne, że trochę przesłaniają resztę głupot, których jest naprawdę dużo. W zasadzie cały ten Apokalips i jego niecny plan to jest jakiś debilizm do kwadratu, a gość jest tak niestraszny, jak tylko się da. W dodatku powołuje sobie drużynę pajaców do towarzystwa i werbuje Magneto, który... a co ja tam będę opowiadał. W sumie sam nie wiem, o co im w gruncie rzeczy chodziło, po co była akcja z głowicami, po co używał Xaviera, skoro za moment chciał mu zabrać mózg, czym chciał rządzić, skoro wszędzie zostawiał za sobą gruz. Nie, to był naprawdę kosmicznie głupi film. W dodatku wpisał się w ostatnią modę trailerowania kolejnych filmów tej samej wytwórni. Tym razem mieliśmy zajawkę Logana, z nawiązaniem do Weapon X i oczywiście zapowiedź kolejnej części z Phoenix w roli głównej.
A właśnie, Phoenix... To prowadzi do obsady, która jest po prostu zła. Oczywiście Fassbender i McAvoy robią robotę ale już Lawrence była tak niemrawa, jak Brando w Supermanie. Chociaż i tak wyglądała jak Katherine Hepburn na tle tej nieszczęsnej Sophie Turner. Przykro mi wszyscy fani Gry o tron ale ta pani jest chyba jeszcze gorsza od Emilii Clarke a to poważny zarzut. Rzekłbym, że dyskwalifikujący. Dlatego też ze zgrozą czekam na Mroczną Phoenix... To tego mamy kompletnie niewykorzystanego Apokalipsa, koszmarki w postaci jego sidekicków, bandę anonimowych, groteskowych dzieciaków i cameo Logana, który robi groźne miny.
To co? Będzie 1/10? Aż tak to nie. W sumie oglądało się to całkiem znośnie ale pod warunkiem, że akceptuje się filmy o komiksach i ludziach w dziwnych ubraniach, którzy okładają się po twarzach. Efekty dają radę, początek i zawiązanie akcji nie są złe no i w końcu to X-Meni, czyli taka komiksowa telenowela, więc wątki obyczajowe fajnie nawiązują do oryginału. Gdyby jednak nie mój sentyment do serii, to pewnie odjąłbym jeszcze ze dwa oczka.