Dan Brown - Inferno


Dan Brown - Inferno

Średnia ocena: 6

SithFrog2015-06-27 20:17:00




Dan Brown popełnił kolejną książkę, w której opisuje perypetie Roberta Langdona. Światowej sławy speca od ikonografii i symboli. Tym razem nie ma już ani spisków na łonie kościoła, ani tajnych, religijnych organizacji dybiących na życie profesora. Jest za to szalony i genialny naukowiec od genetyki, ludzie z WHO, Boska komedia Dantego i jak zawsze – masa symboli i zagadek do rozwikłania. Przez pierwsze 2/3 miałem wrażenie, że autor odcina kupony od sławy, jaką zapewniły mu Anioły i demony oraz Kod Leonarda da Vinci. Miałem wrażenie, że dostałem jeszcze raz to samo tylko ciut inaczej. Wiele zwrotów fabularnych było przewidywalnych mając w pamięci poprzednie części. Później na szczęście robi się trochę ciekawiej i niespodzianka goni niespodziankę, a wszystko wywraca się do góry nogami. Zakończenie jest już naprawdę rewelacyjne i jak na ten typ literatury pozostawiło w mojej głowie naprawdę spory mętlik.

Warto o tym wspomnieć szerzej. Bardzo spodobało mi się wzięcie na tapetę problemu przeludnienia planety. Na co dzień jeśli w ogóle myśli się o zagrożeniach w skali globalnej to do głowy przychodzi raczej trzecia wojna światowa, zagłada atomowa, religijne starcie cywilizacji czy globalne ocieplenie. Jakoś nigdy wcześniej nie zapadłem na głębszą refleksję, że zanim wydarzy się którakolwiek z tych katastrof możemy po prostu przeładować ziemię demografią. Zabraknie miejsca do życia, jedzenia, wody, wszystkiego. Wtedy z dnia na dzień ludzie skoczą sobie do gardeł w walce o przetrwanie dla siebie i rodziny. Po namyśle zaczynam uważać, że to groźniejsza i bardziej niebezpieczna perspektywa niż pozostałe wymienione. Może poza globalnym ociepleniem, które tak naprawdę prowadzi do tego samego. Tym bardziej doceniam sposób w jaki Brown zakończył swoją książkę.

Kto zna i lubi Anioły i Demony czy Kod albo już przeczytał Inferno, albo powinien. Niecałe 600 stron łyknąłem w trzy wieczory. Czyta się dokładnie tak jak wcześniej. Jednym ciurkiem. Dzieje się dużo, szybko i nie sposób się znudzić. Inferno to nie jest arcydzieło, umówmy się, Brown to inna liga i producent prostych, przyjemnych „czytadeł”. Najnowsza pozycja to mniej więcej poziom Kodu, trochę niżej niż Anioły, ale na pewno wyżej niż Zwodniczy punkt i Cyfrowa twierdza. Zaginionego symbolu jeszcze nie czytałem.

7/10

Voo2016-08-24 19:18:48




Nie jestem fanem Dana Browna Wysoki Sądzie ale nie będę się wypierał uczucia przyjemności, które towarzyszyło mi gdy czytałem "Kod da Vinci". Jego ostatnia książka, której ekranizacja tuż tuż, wpadła mi w ręce przypadkiem a ponieważ lato nastraja do lżejszej lektury to pomyślałem - czemu nie? Pan Brown bardzo mnie zaskoczył Wysoki Sądzie bo nie sądziłem, że zabrał się za pisanie przewodników ale to ja może po kolei... Jest tu o tym jak to znany i lubiany Robert Langdon budzi się z amnezją we florenckim szpitalu by szybko przekonać się, że ktoś chce go zabić. Langdon ucieka więc niby śpiesznie a jednak trochę nieśpiesznie, bo uciekając (w towarzystwie pięknej kobiety o czym zapomniałem dodać) ma dość czasu, sił i energii, żeby podziwiać i przeżywać wszystkie mijane florenckie atrakcje. Wszystkie te plaza, via, palazza, ogrody, obrazy, rzeźby, o każdej wygłaszając w myślach tyradę rodem z Wikipedii albo podręcznika do historii ze szkoły średniej. Gonią go jakieś zbóje, komandosi, potężna międzynarodowa korporacja ale robią to tak nieudolnie, że boki zrywać. Wiadomo, że Langdon to nie Indiana Jones. Ucieka anemicznie jak przystało na faceta w średnim wieku, w tweedowej marynarce i w mokasynach, na dodatek takiego co musi przynajmniej chwilę podumać nad każdą mijaną renesansową pierdołą. Jak już przebiegnie obok wszystkich arcydzieł we Florencji to jedzie do Wenecji robić to samo a potem jeszcze dalej. A tak w ogóle to świat ratuje przed biologiczną zagładą. Serio Wysoki Sądzie, lubię historyczne ciekawostki ale jakby odcedzić "Inferno" z opisów zabytków to zostałoby tutaj jakieś 200 stron z 600. Tyle zapewne wystarczy na dwugodzinny film. Wspominam o tym nie przypadkiem. Widać, jak bardzo pan Brown myśli już w kategoriach filmowych. "Inferno" to praktycznie gotowy scenariusz, z ultrakrótkimi rozdzialikami, prostą intryga dającą się łatwo przełożyć na filmowe medium i plastikowymi, sztampowymi postaciami. Gdzieś po drodze pojawia się wist fabularny, mocno naciągany no ale jednak jest. Trochę buduje emocje pod koniec lektury ale żeby to jakieś szaleństwo było to nie powiem. W "Inferno" wciągającej i zaskakującej powieści sensacyjnej nie odnalazłem no ale za to dowiedziałem się sporo o Florencji oraz o "Boskiej komedii", która inspirowała głównego Złego i która powraca co i raz w postaci cytatów, wskazówek oraz jako przedmiot profesorskich wykładów Langdona. To wszystko co mam do zeznania Wysoki Sądzie. Dodam tylko, że jak komuś tęskno do Florencji to niech sobie lepiej tam jedzie albo zagra w gierkę o tym kolesiu co skacze po dachach. Jak ktoś pójdzie do kina nie czytając wcześniej książki to nic nie straci.

5/10