Jupiter: Intronizacja


Jupiter: Intronizacja

Jupiter Ascending

Średnia ocena: 4.33

SithFrog2015-06-11 16:57:51


- Jak się robi bigos na winie? Co się nawinie, wrzucasz do bigosu. Voila! Wg podobnego przepisu bracia Wachowscy rodzeństwo Wachowskich stworzyło swój nowy film. Mamy tu kilka ciekawych, nieźle rokujących elementów wrzuconych do jednego gara. Problem w tym, że bigos zazwyczaj wychodzi pyszny i swojski, a Jupiter: Intronizacja to chaotyczny teledysk bez ładu i składu.

Zamiast ciskać gromy, zacznę pozytywnie. Zachwyciła mnie po raz kolejny wyobraźnia Wachowskich w temacie audiowizualnej strony filmu. Świetnie zaprojektowano tu statki kosmiczne, miasta na innych planetach czy stroje. Wisienką na torcie są śliczne zdjęcia i naprawdę niezłe efekty specjalne. Scena w kosmicznym urzędzie skradła moje serce i za rok będzie to zapewne jedyna sekwencja, którą zapamiętam. Połączenie Monty Pythona i Piątego Elementu.

Niestety, film ogląda się jak serię klipów na MTV (mowa o starym MTV, jak jeszcze leciały na tym kanale wideoklipy z rzadka przerywane reklamami). Mamy sceny, w których dzieje się coś. Ktoś ze sobą rozmawia, jakaś walka, czasem pościg. Potem kolejna scena. I kolejna. A wszystkie wydają się być zupełnie ze sobą niepołączone. Każdy wątek napoczęty i zostawiony. Gnamy dalej, byle do następnej lokacji. Film porównałbym do puzzli. Pięć paczek różnych puzzli, które ktoś rozsypał i ułożył potem w jedno wielkie nie-wiadomo-co. Elementy same w sobie fajne nie składają się w fajną całość.

Mila Kunis i Channing Tatuum – gorące nazwiska w Holywood – graja tu jakby za karę. Miałem wrażenie, że nie podoba im się to co robią. Nie było między nimi żadnej chemii, żadnego błysku. Miłosne suchary jakie czasem z siebie wyrzucają, zażenowałyby wiejskiego Casanovę z Manieczek. Nuda i bezpłciowość. Chociaż i tak wątek romantyczny nie jest tak słaby jak główny zły. Facet nie dość, że przedawkował botox to jeszcze potrafi mówić jedynie zero-jedynkowo. Albo krzyczy i ma być taaaaki groźny (nie jest) albo niewyraźnie sapie na permanentnym wdechu.

O fabule nic nie piszę, bo nie da się streścić tego miszmaszu w paru słowach. Szkoda, że Wachowscy coraz bardziej wyglądają jak gwiazdy jednego hitu. Za Matrix zawsze będę ich szanował, ale wszystko co zrobili później (może poza Atlasem chmur) to filmy w najlepszym wypadku bardzo średnie. Podoba mi się u nich to, że zawsze próbują czegoś innego. Nie „rebootują”, nie „rimejkują”, nie korzystają z gotowych schematów. Jupiter: Intronizacja to właśnie taka próba i na pewno film ma jakiś swój oryginalny, wyczuwalny styl. Szkoda tylko, że to za mało i nie wiem czy jest jeszcze szansa, że autorzy Matrixa nakręcą coś, co naprawdę zrobi na ludziach wrażenie.

5/10

Crowley2015-11-03 00:36:19




Kosmiczny groch z kapustą od już-nie-braci Wachowskich. Coś trochę w stylu Piątego elementu, z dużą ilością anime i facetem na kosmicznych wrotkach w roli głównej. Na pewno bronią się efekty specjalne, zwłaszcza kosmiczne widoki i nieźle nakręcone sceny akcji, no ale przecież to Wachowscy. Gorzej, że fabuła jest taka sobie, a najgorzej, że dialogi i romans między głównymi bohaterami zbliżają się do poziomu prequelowej trylogii. Aktorsko słabizna - Kunis i Tatum wiadomo, że są beznadziejni, Redmayne jest tak straszny, że aż śmieszny, Sean Bean gra Seana Beana i w sumie pamiętam jeszcze jakąś Azjatkę z niebieskimi włosami.
Nie zrzygałem się ale do uśnięcia niewiele brakowało.

3/10

Voo2017-12-09 19:50:23




Fabularnie to bajka o Kopciuszku na ostrym kwasie. Stylistycznie to coś w rodzaju Flasha Gordona (tego z muzyką Queen), Diuny w reżyserii Lyncha, gier z serii Mass Effect, Opowieści z Narnii, filmów duetu Jeunet i Caro, Piątego Elementu i kurwa sam nie wiem jeszcze czego. Całość wygląda jak chińska wersja Star Wars. Wizja (wszech)świata jest barokowa i imponująca wizualnie, efekty momentami powalają ale ten film to taki misz-masz, że aż głowa boli. Nie sposób tego oglądać na luzie bo film jest momentami koszmarnie pompatyczny, nie sposób się zaangażować w fabułę bo jest głupia jak but. Nieprawdopodobne, że nikt z wykładających kasę na produkcję nie powiedział Wachowskim "Chłopaki.... eee, tzn. dziewczyny, przecież to wszystko nijak do siebie nie pasuje!". Aktor grający głównego złego nie zasłużył na jedną Złotą Malinę, którą dostał, tylko na całe Złote Wiadro Złotych Malin. Serio, jeden z najbardziej groteskowych występów jakie w życiu widziałem. Biorąc pod uwagę budżet, nazwiska itd. ten film to po prostu klapa jak s...syn. Ale przynajmniej ładna, więc niech siostry Wachowskie znają moją łaskę.

5/10