Strażnicy Galaktyki


Strażnicy Galaktyki

Guardians of the Galaxy

Średnia ocena: 8.22

ThimGrim2014-08-01 22:57:25




Nie wiem czy to nastrój mi się udzielił, bo w kinie ciągle ktoś chichotał, czy faktycznie ten film jest taki śmieszny. A przecież Strażnicy w zasadzie jako film nie wybijają się z tłumu całej masy produkcji o superbohaterach. Fabuła. Zły ktoś próbuje zniszczyć świat, a garstka wybrańców ma mu w tym przeszkodzić. I choć sami wybrańcy niespecjalnie garną się do tego zadania, a historia każdego z nich wskazuje raczej na to, że w życiu ważne są dla nich inne, niż dobro ogółu, wartości, to jednak ostatecznie kończą razem jako drużyna zbawiająca ludzkość. Czy tam te różnokolorowe rasy człekopodobne... Zbieranina bohaterów mogłaby dziwić, ale raczej nie kogoś kto już widział kilka filmów o superbohaterach. Choć z drugiej strony szopa mutanta i drzewoludzia chyba jeszcze nie było. A, no i baj de łej: Dieselowi ktoś wreszcie porządne dialogi napisał...
Ale już bez ściemy. Ten film różni się bardzo od innych superhero movies. Bo przede wszystkim nie stara się być poważny - przez cały czas, do samego końca i bez zmiłowania z ekranu lecą różne gagi. Natomiast jakby zebrać czas, który filmowcy poświęcili na powagę to może byłoby tego gdzieś z 5 minut. Jak scena wygląda na śmiertelnie poważną to wiedzcie, że coś się dzieje. Poza samiutkim początkiem oczywiście.
Strażnicy Galaktyki to chyba pierwsza komedia o superbohaterach (super nie byli ci z Kickass'a) i w tym upatruję główną zaletę tego filmu. Efekty specjalnie stoją chyba na przyzwoitym poziomie, widziałem wersję 2d, podobno 3d też jest niezłe, ale tak mówią o wszystkich filmach w 3d. Mi się zawsze wydaje, że w tych okularach kolory są jakieś bardziej przyblaknięte. W każdym razie w 2d jest kolorowo, cgi wygląda nieźle (choć hełm głównego bohatera, tudzież jego animacja "chowania", jest chyba trochę biedna) i wszystko wybucha. A, jeszcze jedną świetną rzeczą w tym filmie jest muzyka, muszę sobie zmotać kasety głównego bohatera. Aktorzy grają na dobrym poziomie, szczególnie Vin Diesel. Gość grający głównego bohatera, Chris Pratt, w pierwszym momencie nie przypadł mi do gustu, ale to się szybko zmieniło.
Także jeżeli ktoś szuka dobrej komedii z wybuchami, Nergalem w postaci głównego złego i masą naprawdę dobrego humoru*, to polecam. Czekam na 3 część. Taka metafora.

9/10

Voo2014-08-02 16:28:45




Najpierw wstęp, hehe. Ok - rozumiem, że na komiksach Marvela wychowały się całe amerykańskie pokolenia i rozumiem popularność wszystkich tych filmów o kolesiach w dziwnych strojach, pizgającymi pioruny z rąk. Oglądałem chyba wszystkie "komiksowe" filmy, większość z dzieciakiem i wiem, że bardzo mu się podobają. Ja też generalnie oglądam je z przyjemnością, chociaż nie mogę pozbyć się pewnego dystansu. Razi mnie ta cała POWAGA zderzona z faktyczną infantylnością, powtarzalne motywy, zawsze amerykańskie tło, w sumie pustota tych filmów wypełniona jakimiś głupkowatymi naparzankami, w których i tak nikt nikomu nie może nic zrobić. Idealny przykład to Avengers. Krótko mówiąc - znam, oglądam, rozumiem konwencję ale nie trafia to do mnie.

I po tym przydługim wstępie chciałem uprzejmie donieść, że Strażnicy to nie jest taki film. To nie jest kolejny film o superbohaterach bo przecież nie ma tu klasycznych superbohaterów, tylko "normalni" eee... ludzie. I szop z karabinem. I drzewo, hehe. W tym miejscu nie zgadzam się więc z Thimem - dla mnie to zupełnie inny film od dotychczasowych. Nie ma pizgania mocą z Gaci Mocy, są piąchy, giwery, lasery, broń biała etc. A cały film wygląda jak Mass Effect, które się naćpało, nachlało i poszło w tango na miasto. Czułem się jakbym oglądał zrobiony od nowa Piąty Element, tylko tym razem udany. Strażnicy Galaktyki to film odjechany, zabawny, luzacki i napakowany akcją. Po prostu BEZPRETESJONALNY. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że film stylistycznie jest trochę z lat 80-tych, i wygląda trochę jak kino fantastyczno-przygodowe z tamtego okresu. Tzn. cała ta widowiskowość nie jest męcząca i oczojebna. Zawsze marzyłem o takim filmie, który dzieje się w kosmosie, są różnorodni bohaterowie, akcja dzieje się w różnych fantastycznych miejscach i nie ma midichlorianów. Kurde, no po prostu marzyłem o space operze i tutaj ją dostałem. Jak dla mnie ten niby "komiksowy" letni filmik wciągnął nosem całe "nowe" Gwiezdne Wojny i dostarczył mi właśnie tego typu rozrywki jakiego dostarczały mi te stare SW jak byłem dzieciakiem. Absolutnie nie próbuję tu niczego porównywać, trudno to wyjaśnić... Po prostu poczułem się kinie jak dzieciak. Bardzo polecam, bardzo rozrywkowe, letnie kino. Wyszedłem z kina w bardzo dobrym nastroju. Uprzedzam, że moja ocena może ulec zmianie po drugim seansie ale szanse na to, że na niższą są nikłe

9/10

Alexandretta2014-08-05 18:59:31




Wreszcie doczekaliśmy się kawałka solidnego amerykańskiego kina o superbohaterach (jeszcze niedawno byłam zdania, że „solidne kino” i „kino amerykańskie o superbohaterach” to rzeczy wzajemnie wykluczające się). Gdy pierwszy raz usłyszałam o filmie, byłam nastawiona mocno sceptycznie. „Strażnicy galaktyki” – znając Hollywood, pewnie będzie garstka bohaterów z pompatyzmem broniąca galaktyki przed Czymś Złym. Wystarczy przypomnieć sobie Avengersów, Thorów, Kapitanów Ameryki… Tak myślałam. Potem przyszedł czas na trailer z szopem i drzewem. I tu pojawiła się nowa myśl: to jest… inne. Nie wyglądało tak źle. Wręcz zachęcało do głębszego zainteresowania się tematem.

Na to zainteresowanie przełożył się filmik w skrócie przedstawiający sylwetkę reżysera – kim jest, co do tej pory stworzył, etc. Najważniejszą dla mnie informacją był fakt, że facet nie gustuje w tonach efektów specjalnych i blue-boxach, przedkładając nad to zwykłą charakteryzację i budowanie scenografii w studiu. I jak wyszło?

Zacznijmy może od ekipy. Mamy głównego bohatera bez żadnych supermocy, za to z walkmanem. Mamy zieloną kosmitkę. Mamy cwanego szopa z wielką giwerą i jego kumpla – chodzące drzewo, któremu głosu użyczył Vin Diesel (wszystkie panie liczące na słuchowy orgazm od razu uprzedzam – nie spodziewajcie się za wiele…). Na doczepkę jeszcze Pan Rozwałka, o lekko spowolnionych procesach myślowych. Po drugiej stronie z kolei wymalowany w lekko blackmetalowym stylu Główny Zły pragnący zniszczyć świat (no bo niby co innego miałby robić?), oraz parę innych postaci, które jednak nie zapadają w pamięć na dłużej. Nie ma co ukrywać – gwiazdą sezonu jest Szop. Sprytny, wygadany, puszysty… Drzewoludź też ma kilka swoich momentów. Główny bohater bardzo dobrze się sprawdził – miło jest widzieć na ekranie kogoś nowego.

Scenografie? Bez zastrzeżeń. Nie ma tu może zapierających dech w piersi, epickich widoczków… Ale też nie jest to do tego film. Tu chodzi o coś innego. Statki, miasta i inne lokacje wyglądają naprawdę fajnie. Solidnie. To samo tyczy się postaci i charakteryzacji – nic nie jest przekombinowane czy zbyt efekciarskie.

Parę słów o fabule. Mamy kilku indywidualistów, którzy przez przypadek zostają wplątani w galaktyczny spór. Może nawet nie tyle spór, co są w posiadaniu przedmiotu wielkiej wagi, który to przedmiot pragnie zdobyć Zły by zniszczyć świat. Ot, nic specjalnego ani odkrywczego. Nie fabuła jednak jest tu najważniejsza.

Ogólna realizacja filmu – pierwsza klasa! Poważnie. Od początku do końca jest akcja, zabawa, humor, a nie ma dłużyzn, pompatycznych przemów, aktorek grających biustem i innych tego typu elementów. Całość jest zrealizowana naprawdę z pomysłem, w zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Całości dopełnia soundtrack, składający się ze starych, dobrze wszystkim znanych kawałków.

James Gunn zrobił dobry film. Ogląda się z przyjemnością, dostarcza rozrywki i zostawia widzów w dobrym humorze. Od nas dostaje najwyższą notę – za lekko oldschoolowy klimat i odejście od komputerowego efekciarstwa, którego ostatnimi czasy w kinie jest aż za dużo. Także za dystans do tematu i zabawę konwencją. Wyszło lepiej niż się spodziewałam. Szczerze polecam.

9/10

SithFrog2014-08-06 14:07:50


- Do wczoraj nie wiedziałem kim jest James Gunn. Dziś postawiłbym mu pomnik… albo chociaż skrzynkę piwa. Komiksu o Strażnikach Galaktyki nie znam w ogóle. Zwiastun z gadającym zwierzakiem wydawał się bardziej infantylny niż inne produkcje Marvela. Tymczasem dostałem (prawie) doskonały film przygodowy. Ciekawy, oryginalny i cholernie zabawny. Sam nie wiem jak zakwalifikować ten tytuł… Na usta ciśnie mi się angielskie słowo „scoundrel”. Może zawadiacki? Łotrzykowski? Łobuzerski? Wiecie, takie kino przygodowe w starym dobrym stylu. Podczas seansu na myśl przychodziła mi masa świetnych tytułów, że wymienię tylko Firefly, Indiana Jones, pierwsze Star Wars, Riddick, John Carter czy Piąty element.
Jakby mi ktoś powiedział, że tak naprawdę film nazywa się „Przygody młodego Hana Solo” – uwierzyłbym bez dyskusji. Nawet plakat, mam wrażenie, stylizowany jest na stare postery z Gwiezdnych Wojen: klik. Referencji do SW jest zresztą masa. Ot, choćby jeden z bohaterów niczym Hodor z gry o Tron ma tylko jedną kwestię „I am Groot”. Natomiast jego przyjaciel, szop Rocket bez problemu interpretuje każdą wypowiedź i dyskutuje z Grootem jak gdyby nigdy nic. Wypisz wymaluj Luke i popiskujący R2D2.
Nie będę rozpisywał się na temat fabuły. Przypadek łączy ze sobą piątkę oryginałów, a są nimi: łowca nagród, zabójczyni, ent, gadający szop-mutant i wielki mięśniak. Jak przystało na Holywood mają, rzecz jasna, uratować galaktykę przed wielkim i złym Ronanem. To pierwsza z wielu zalet. Bohaterowie są nietuzinkowi. Żaden z nich nie posiada spektakularnych super-mocy (Groota ciężko nazwać herosem w typie Thora czy Hulka). Każdy za to posiada niebanalny charakter, nietuzinkową osobowość i mimo wspólnego celu – każdy ma inna motywację. To wielki plus w porównaniu z Avengersami. Nie ma tu odliczonego, równego czasu na ekspozycję każdej postaci. Jest spójna i ciekawa historia, która przy okazji pokazuje nam kto kim jest i po co robi to co robi.
Przy okazji wykreowano fantastyczny świat. Galaktyka jest po prostu pięknym miejscem. Kolorowym, różnorodnym, a projektowania lokacji, statków i strojów od twórców GotG powinien uczyć się każdy twórca s-f. Lucas na pewno. Widać w wielu scenach, że ekipa używała zapomnianych i starożytnych technik takich jak plany zdjęciowe, dekoracje, charakteryzacja, rekwizyty. Po prostu czuć, że to się dzieje w pewnym sensie naprawdę. Nie ma takiego fałszu i wyczuwalnego wszędzie green boxa jak ma to miejsce choćby w epizodzie drugim SW. Kolejny raz: pozdro dla Geroge’a.
Na osobny akapit zasługuje humor. Jest go masa. Seans był zabawny praktycznie od początku do końca. Najważniejsze – wszystko jest jakieś takie, sam nie wiem, naturalne? We wspomnianych Avengersach scenariusz pisany był wg określonego algorytmu i kilka sekund przed wiedziałem gdzie będzie jakiś „zabawny” tekst. Normalnie leci scena i wiesz: oho, zaraz padnie one-liner. Strażnicy są jak dobra komedia. Humor pojawia się w dialogach, scenach, minach, reakcjach bohaterów, w detalach na drugim planie. Co więcej, wszędzie pasuje i nie powoduje dysonansu. Bo wbrew pozorom kilka poważnych i wzruszających scen też oglądamy. Znów – wplecione są w całość tak zgrabnie, że nie walą po oczach tandetą albo jakimś „hamerykańskim” nadęciem. Na parę słów zasłużyła też wykorzystana muzyka. Hity z lat 80tych i 70tych idealnie pasują do „oldschoolowej” stylizacji na kino z tamtych czasów.
Długo zastanawiałem się czy dać dychę i byłem naprawdę blisko. Będzie jednak tylko dziewiątka (z plusem!), bo znalazłem dwa zasadnicze minusy. Po pierwsze, tradycyjnie u Marvela 99% filmu jest o bohaterach dobrych, a główny antagonista to generyczny, zły everyman. Pojawia się rzadko, jest nijaki i straszy głównie wyglądem i groźnymi minami. Wygląd to w ogóle ciekawa sprawa, bo znów mam skojarzenia z GW: koleś i jego popleczniczka wyglądają jak żywcem wyjęci z gier Star Wars: Knigths of the Old Republic. Druga rzecz to oryginalność głównego wątku: ZNÓW musi być jakiś token, jakiś artefakt, którym można zniszczyć świat. W Transformersach jest AllSpark, w Avengersach Tesseract, a tu jakiś kamień nieskończoności czy inny minerał mocy. Mogliby się nad tym zastanowić i pokusić o coś odrobinę bardziej oryginalnego.
James Gunn stworzył rewelacyjny film przygodowy. Nie bawiłem się tak w kinie od czasów pierwszej odsłony Piratów z Karaibów. Strażnicy Galaktyki to dowód na to, że wciąż da się robić filmy w stylu jakim urzekły nas kiedyś tytuły takie jak Indiana Jones czy Gwiezdne Wojny. To także nadzieja na to, że nowe Star Warsy mogą być więcej niż dobre. Tzn. gorsze niż Ep 1-3 nie będą ale jeśli okażą się choć w połowie tak dobre jak Guardians of the Galaxy to będę bardzo, bardzo szczęśliwym człowiekiem. Dodam jeszcze, że nie chcę Avengers 2 tylko sequela Strażników. Najbardziej martwi mnie obecność Thanosa i Collecotra. To może oznaczać corss over z ekipą Avengersów czego bardzo bym nie chciał. Mam jednak nadzieję, że nikt już jednak nie czyta mojego marudzenia i wszyscy są w kinie. Polecam całym sobą!!!

9/10

Jutsimitsu2014-08-08 11:17:33


Taki hype, takie wielkie halo... ale tak po prawdzie to nie był nadzwyczajny film. Pomijając wszelkie bóle w dolnej części ciała spowodowane zaginaniem praw fizyki (chociaż biologowie pewnie mieli jeszcze więcej pieczenia) jak i innymi dziwnymi "przypadkami" w filmie - w końcu to Marvel, to historia była mało porywająca, clishe i generalnie niespecjalna. Tyle, że może nie patrzę okiem nastolatka, albo geeka który czyta komiksy.

Mniejsza z tym, technicznie film był dobry, praca kamery i ukazanie świata dobre. Można się było czasem pośmiać, a czasem zirytować tekstami "na siłe". Ostatecznie podbijam ocenę o 1, bo nie mogę powiedzieć że nie spodobało mi się aż tak.

6/10

Lite2014-08-24 19:29:03




Było tak, jak się spodziewałem. Fajne, komiksowe sci-fi z nienadętym poczuciem humoru – zwłaszcza duet szop-Groot dawał radę (główny bohater już nieco mniej). Fabuła przewidywalna do bólu, finał bardzo hamerykański, ale to nic, bo na ekranie dzieje się dużo, serio bywa śmiesznie i ogląda się po prostu przyjemnie. Ze wszystkich marvelowskich ekranizacji bardziej podobał mi się tylko pierwszy Iron Man. Ale przegrać z Tony Starkiem i Robertem Downey Juniorem to żaden wstyd.

8/10

Crowley2014-11-24 12:54:20




Trochę się obawiałem, że pomimo bardzo entuzjastycznych recenzji się zawiodę. Na szczęście pomimo kilku niedociągnięć film spełnia pokładane w nim nadzieje.
Zacznę od tego, co mi się nie podobało. Przede wszystkim ciągle czuć, że to film Marvela. Nie wiem jak oni to robią, ale cały czas widz czuje, że to tylko głupkowata adaptacja głupkowatego komiksu. Nie jest to może jakoś szczególnie dokuczliwe ale chciałbym, żeby zaczęli robić te filmy tak jak zrobiono Watchmenów czy nawet drugiego Batmana - żebym czuł, że to poważny film (co nie znaczy, że smutny i nieśmieszny!) a nie kreskówka z żywymi aktorami. Po drugie niektóre efekty specjalne, a w zasadzie animacje komputerowe wyglądały mocno średnio. A to jakieś sterylne otoczenie, a to jakieś dziwne, nienaturalne oświetlenie albo tekstury, czy wreszcie niedopracowane animacje. Twórcy nie pozwalają zapomnieć, że to tak naprawdę animowana kreskówka a nie prawdziwy film wspomagany efektami. No i wreszcie charakteryzacja Zoe Saldany! Przecież ona jest śliczna, ma obłędną figurę, a do tego sama Gamora jest bardzo seksowną postacią. Tylko co z tego, skoro charakteryzatorzy po prostu pomalowali ją na zielono? To wygląda tak idiotycznie i odstręczająco, że szkoda gadać.
Tyle narzekania, bo poza tym ubawiłem się setnie. Film jest luzacki, nonszalancki (o ile film może taki być), pełen humoru i po prostu daje mnóstwo radochy z oglądania. Na pewno duża w tym zasługa postaci bohaterów. Star Lord przypominał mi kapitana statku z serialu Firefly, do tego wyraźnie wzorowany był na Hanie Solo. Zresztą scena otwierająca film (już po prologu i napisach) to ewidentne nawiązanie do Poszukiwaczy zaginionej arki. To taki zawadiaka, trochę irytujący, trochę ciapowaty ale kiedy indziej kozak jakich mało - w sumie dobry kumpel znany z dzieciństwa. Szop ze swoim drewnianym kumplem są 10 razy lepsi niż myślałem, rzucają fantastycznymi tekstami co parę minut i robią porządną rozpierduchę. Gamora oprócz wyglądu (a w zasadzie zielonej skóry, bo reszta jest niczego sobie) to po prostu fajna babka w skórzanych spodniach. Nawet Drax ze swoimi lingwistycznymi rozterkami był całkiem sympatyczny. Plus do tego parę postaci pobocznych, które świetnie uzupełniały całą tą wesołą gromadkę.
Fabuły nie ma co za bardzo opisywać. Ot wszyscy uganiają się za pewną kulą. Na szczęście jakichś wielkich idiotyzmów do scenariusza nie wciśnięto a całą historia i tak jest tylko pretekstem do radosnej przygody i strzelania. I wybuchów. Dużo dobrego robią tu świetne dialogi i mnóstwo, mnóstwo humoru. Onelinery lecą z ekranu co parę minut, żarty momentami dochodzą do granic absurdu, a chociaż nic tu nie jest na poważnie, to nie czuć, żeby to był film bardziej infantylny od wszystkich poprzednich marvelowskich tworów. Dodatkowy punkt należy się też za muzykę, która nie dość, że fantastycznie ilustruje film, to jeszcze pełni w nim pewną rolę fabularną.

8/10

Pquelim2014-11-26 14:00:25



Kolejny, głupi jak but film wyprodukowany przez Marvela w celu zarobienia bilionów dolarów. Tym razem jednak mamy uczciwą transakcję wiazaną - widz płaci za bilet wstępu do krainy spod znaku "entertainment" i otrzymuje bardzo porzadnie sprawiony produkt, którym jest wciągająca i efektowna space opera. Mam poważne problemy przed wystawianiem wysokich ocen takim produkcjom, ponieważ uwazam je za nowoczesną formę odgrzewania starych, wielokrotnie przetrawionych kotletów kultury masowej. Tutaj jednak przynajmniej jest porządna robota - odświeżono nie tylko format, ale też precyzyjnie przemyślano spośób zaserwowania posiłku. Bez zbędnych ceregieli można śmiało stwierdzić, że jest to jeden z najlepiej skonstruowanych i zrealizowanych filmów spod znaku Marvela. Główni bohaterowie stanowią wybuchającą mieszankę, która co chwilę prowokuje komiczne sytuacje i daje pole do popisu autorom humorystycznych dialogów i dowcipnych one-linerów. Całość jest zrealizowana zgodnie z podręcznikiem holywoodzkiego twórcy, który doskonale wie, czego potrzebuje widownia aby przeżyć zajmująca przygodę w kinie. Akcja goni sensację, zwroty akcji nie przyprawiają o zawroty głowy, a scenariusz ocieka niezobowiązującym dramatyzmem, zamiast tonąć w absurdzie (vide Interstellar). Uważam, że nie ma potrzeby się do tego filmu specjalnie przyczepiać i go rozstrząsać, ponieważ jest to klasyczna forma rozrywki spod znaku kultury masowej, stojąca w dodatku na bardzo wysokim poziomie pod względem realizacji. Równocześnie, nie widze sensu w zbytnim ekscytowaniu się tą produkcją i przypisywaniu jej walorów "fantastyczności" czy "wybitności", ponieważ w zaserwowanym segmencie zwyczajnie nie o to chodzi. Strażnicy Galaktyki to popkulturalna papka i tak jak warszawski kebab na Francuskiej - choćby był i najlepszy w mieście, to nigdy nie wytrzyma porównania z porządnym daniem w restauracji.

7/10

LoboFC2014-11-30 18:59:29



Genialny w swoim humorze i prostocie. Prawie tak dobry... Piąty Element mi się przypomina, tylko brak monumentalności i wrażenia, że się obcuje z wielką kinematografią. Dlatego tylko

9/10