Mega zajebioza. Strzelanie, kopanie, a potem jeszcze więcej strzelania i kopania. Wykurwiste dialogi, jaja i lata 90. Zajebiście nakręcone sceny kopania i strzelania.
+ wszystko
+ Marky Mark i Denzel Washington
+ strzelanie i kopanie
- muzyczka z motywem Mission Impossible?
Ale i tak rozkurw, dawno dobrego rozkurwu nie widziałem
- Kolejny tłumacz-baran. Dwie spluwy brzmią lepiej. Film dla dzieci lat 80tych i 90tych. Dla fanów Bad Boysów czy Ostatniego skauta. Nieprzerwana akcja. Rewelacyjne dialogi. Niewymuszony humor. Przewidywalna ale ciekawa intryga. Strzelaniny. Cycki. Kozackie teksty. Kozackie bryki. Admirał Adama jako meksykański Einstein. Marky Mark kopie zady. Denzel masakruje frajerów. Uszanowanko dla reżysera - Baltasara Kormákura. Pozycja obowiązkowa. Wow. Howgh.
Absolutnie najśmiejszniejszy film jaki oglądałem w tym (tzn zeszłym już) roku! Para Walhberg - Washington wypadła rewelacyjnie, imho zjadają i Starsky'ego & Hutch'a i tych typków z Miami Vice.
2 Guns to tak naprawdę taki Bad Boys najnowszych czasów. Naprawde pomysłowo napisany scenariusz, ładna laska, dużo wystrzałów, kupa śmiechu, mnóstwo wrogów, miliony dolarów i konkretna akcja od początku do końca. Po prostu ideał na wieczór z kolegą, piwem, dziewczyną albo laptopem.
To z kolei kawał solidnej strzelaniny w starym stylu. Wahlberg i Washington grają dwóch facetów, którzy postanawiają okraść meksykańską mafię. Problem zaczyna się gdy kradną dużo więcej, niż by chcieli, na jak wychodzi fakt, że nie byli ze sobą do końca szczerzy, a w cała akcję wplątanych jest kilku dużych graczy.Ciężko się do czegoś przyczepić, poza tłumaczeniem tytułu, które nie dość że głupie, to jeszcze jest spoilerem. Dzieje się dużo, są strzelaniny i pościgi, są fajni, jajcarscy bohaterowie grani przez fajnych aktorów, są wyraziści źli goście, jest fajna dupa ale tylko w charakterze dekoracyjnym. Taki film mógłby powstać 25-30 lat temu i grałby w nim Bruce Willis i Eddie Murphy. Bardzo przyjemnie spędzone 110 minut.
Zawsze jak oglądam filmy akcji z lat 80-tych i 90-tych (ostatnio oglądałem np. "True Lies", hehe, wciąż daje radę) to żałuję, że teraz już się takich filmów nie kręci. Ale jak już ktoś nakręci i to obejrzę to żałuję, że jednak czasem się kręci. Może jakoś nie strasznie żałuję ale jednak. Mając dwóch takich asiorów jak Wahlberg i Washington i w sumie nie aż tak bardzo głupi pomysł na fabułę wyszła z tego pełna strzelania kulami i sucharami popierdółka do zapomnienia w pół godziny po seansie. Jest taki moment w filmie gdy fajnie grany przez dawno niewidzianego Billa Paxtona badass pokazuje jakim jest badassem i na moment robi się jakby poważniej. Zaraz jednak fabuła ginie w kolejnej bezsensownej strzelaninie typu wszyscy na wszystkich. Żeby była jasność - sama koncepcja buddy movie była spoko, jest spoko i będzie spoko. Strzelaniny w kinie były spoko, są spoko i będą spoko. Niestety płytkie fabuły i rozwiązania typu "weźmy wszystkich zastrzelmy" może były spoko jak miałem 13 lat ale już nie są i nie będą. Ten film potrzebował większego przymróżenia oka, większego kontrastu między postaciami (nie wysilili się - dwóch silnych, uczciwych twardzieli, tylko że jeden mruga do kelnerek a drugi jest czarny). No i na pewno lepszych dialogów niż te o pączkach. Oczywiście obejrzałem go, nie bawiłem się źle ale siadając do tej mini-recki przez moment musiałem się zastanowić o co tam kurde chodziło.