Zacząć należałoby od tego, że polski tytuł nijak ma się do tego, co pokazane jest w filmie, bo gangstera to spotykamy może jednego (granego przez Garego Oldmana), reszta to mniejsze lub większe rzezimieszki. Niestety, wyrażenie "Bezprawie", która zgadzałoby się z oryginałem i najlepiej oddawało intencje autora oryginalnego tytułu, zostało zajęte przez jakieś film z Costnerem z 2003 roku (który btw w oryginale nazywał się "Open Range", więc ciekawe jak doszli do bezprawia).
Prohibicja. Tereny mocno przedmiejsce. Mamy trzech braci Bondurant zajmujących się nielegalnym pędzeniem bimbru i jego tak samo nielegalną dystrybucją. W okolicy mają opinię niezniszczalnych. Wszystko jest ok dopóki nie pojawia się nowy gliniaż, prosto z Chicago. Oficjalnie wypowiada wojnę bracią Bondurant i zaczyna się robić ciekawie.
Tom Hardy i Guy Pearce kradną ten film dla siebie, obydwaj są świetni. Pearce gra wspomnianego miejskiego szeryfa - na pewno jedna z najlepszych kreacji dupków, których wszyscy nienawidzą. Trzecią najmocniej wyeksponowaną postacią jest ta grana przez Shia LaBeouf, która początkowo mocno irytuje (klasyczyny motyw - najmłodszego z braci, który najmniej potrafi, a wydaje mu się, że najwięcej może).
Wątki romantyczne: pierwszy tylko z początku denerwuje ("no nie, nie mogło być bez wątku romantycznego!"), drugi jest ukazany subtelnie, ale świetnie dopełnia całość historii.
Generalnie mocno polecam. Fajna historia - oparta na faktach - ciekawy, trzymający w napięciu klimat i dobrze zagrane postaci.
- Nazwisko Nicka Cave'a jako scenarzysty zaskakuje już na początku. Potem jest tylko lepiej. Najpierw jednak kwestia tytułu. Lawless tłumaczy się świetnie na język polski więc nie mam pojęcia co za "kopirajter" i "geniusz" wpadł na spolszczenie "Gangster"... żeby to chociaż był film o gangsterach... Głupota tłumacza niebezpiecznie blisko spolszczenia "Dirty dancing". Szkoda słów. Wracając do filmu, zamiast gangsterów mamy tu głęboką prowincję USA w czasach prohibicji. Miejsce gdzie tzw. hillbillies, górskie wieśniaki, pędzą bimber dla miast Ameryki. We wszystko miesza się agent specjalny Rakes i pewien twardy prokurator. Obaj lokalnych osobników mają za mniej niż nic i zamierzają zaprowadzić swoje porządki. Plan jest prosty: przymykanie oka na bimbrownictwo ale trzymanie całej produkcji za gębę plus ściąganie haraczu. Nieliczni pozostają nieugięci, w tym bracia Bondurant. Tyle tytułem streszczenia, nie chcę zdradzać więcej. W każdym razie wszystko w filmie zagrało jak trzeba. Klimat prohibicji gdzieś daleko od wielkich metropolii, fantastyczne kreacje aktorskie, świetna muzyka i kapitalne zdjęcia. Po miałkim i karykaturalnym "Gangster squad" to bardzo przyjemna odmiana. Na słowa uznania zasługuje Tom Hardy. Do tej pory widziałem go chyba tylko w Szpiegu (niezła rola) ostatnim Batmanie Nolana czy w Warriorze (słabo i słabo). Tutaj Hardy kradnie film dla siebie, mimo, że Guy Pearce świetnie portretuje głównego złoczyńcę. Fabuła nie jest odkrywcza, zwroty akcji nie zaskakują, a zakończenie odrobinę rozczarowuje. Nie ma to jednak znaczenia, cały czas czuć napięcie, gęstniejącą atmosferę i zbliżającą się burzę. Cała gama emocji, a jeśli film wzbudza emocje to znaczy, że jest dobry. Ten konkretny jest bardzo dobry. Polecam.
Solidne, niewydumane, proste, klimatyczne i dość brutalne kino gangsterskie. Lata 30-te i prohibicja były już wiele razy ale tym razem klasyczną opowieść dostajemy w odmianie prowincjonalnej. Dla mnie najfajniejsze w tym filmie były świadomie przerysowane i dobrze zagrane role Toma Hardy jako zwalistego, małomównego ziemniaka w sweterku i Guya Pearce jako psychola z pomadą na włosach. Obejrzenie takiego filmu przypomina zamówienie schabowego w przydrożnej knajpie. Może nasze podniebienie nie będzie w siódmym niebie ale głodni na pewno nie wyjdziemy.
Opowieść oparta scenariuszem Nicka Cave'a o prawdziwą historię bimbrowników z Virginii za czasów prohibicji. To nie jest typowy film gangsterski i to jest jego największa siła.
Tytuł przyciąga uwagę gwiazdami. Zarówno tymi nowymi (LaBeouf, Hardy) jak i znanymi ( Oldman, Pearce)
Przekłada się to na jedną z trzech największych zalet filmu: bardzo ciekawe, mocne oraz krwiste postaci, które niesamowicie sprawnie i konsekwentnie napędzają fabułę, która z kolei płynie spokojnie, prawie leniwie (ale nieubłaganie).
Hardy gra wielkiego twardziela, bardzo małomównego. Jakże wiele jednak potrafi przekazać swoimi ruchami, mimiką czy tonem glosu. Szacunek.
LeBeouf gra dość typową dla siebie postać, lecz o 2 ligi wyżej. Oldman pojawia się krótko ale mocno. Pearce to z kolei mocny szwarccharakter. Przerysowany. Gdyby zagrał go ktoś mniej doświadczony to mógbły bardz 'zatopić' tego bohatera. Tu jest super.
Dwa pozostałe filary to bardzo intensywny, mroczny i brutalny klimat oraz podkręcające wszystko zdjęcia.
Trzej twardziele z gór nie uginają karku przed 'panami' i potrafią się odgryźć. Widzowi dostarcza to dużo satysfakcji, choć oczekiwanie na ten już-już nagły zwrot akcji i eskalację trochę męczył. Styl w jakim to następuję (z góry mówię, nie o rozmach tu chodzi) wynagradza oczekiwanie.
Wszystko tylko nie banał. Mocny klimat. Świetni aktorzy w dobrych rolach.
Polecam ten gangsterski i nietypowy film. Perełka
John Hillcoat (ten od Drogi) za kamerą, Nick Cave jako twórca scenariusza, Tom Hardy, Guy Pierce, Gary Oldman, ten głupek co niby grał syna Indy'ego w jakimś podrabianym filmie plus Jessica Chastain i paru aktorów, których każdy kojarzy z gęby ale nie z nazwiska. Historia braci, którzy w czasie prohibicji pędzą bimber w górach gdzieś na amerykańskiej wsi i pewnego prokuratora, który wypowiada im wojnę.
Świetnie się to oglądało. Historia jest dość ponura, pełna krwi i brutalności. Bohaterowie to sami twardziele, nawet ciapowaty LeBeouf ma coś w sobie. Scenariusz nie zaskakuje ale trzyma poziom. No i aktorsko to jest pierwsza liga. Nie wiem kto lepszy, Hardy czy Pierce ale obaj po prostu hipnotyzują. Oczywiście duża w tym zasługa dobrych dialogów i porządnego skryptu.
Trochę zawiodło zakończenie, spodziewałem się większej jatki, ale tak ogólnie bardzo dobry film.