- Zwiastun mi się podobał, książki nie czytałem więc tak naprawdę nie wiedziałem czego się spodziewać...i dobrze, bo film mnie oczarował. Mamy tu sześć luźno związanych ze sobą historii. Każda dzieje się w innym okresie. Od XIX weku przez lata 30te i 70te XX wieku, po współczesność, technokratyczną przyszłość i dalej, post-apokaliptyczną ziemię. Co ciekawe - w każdej noweli pojawiają się ci sami aktorzy. Czasami naprawdę ciężko ich poznać - charakteryzacja to jedna z niekwestionowanych zalet filmu. Druga to zdecydowanie zdjęcia. Dlatego ten film - jak świetnego wizualnie Prometeusza - należy zobaczyć w kinie. Krajobrazy (ach ta Majorka!) momentami zapierają dech w piersiach. Ujęcia Nowego Seulu czy Doliny wgniatają w fotel. Aktorstwo - tutaj także pierwsza liga. Bardzo dobra Berry, rewelacyjny Hanks, świetny Grant ale inni także - można tak po kolei wymienić praktycznie całą obsadę. Hugo Weaving (ulubieniec Wachowskich?) jednym wcieleniem po prostu powala. Oglądając od razu zrozumiecie, o którą opowieść chodzi. Same historie łączą się bardzo luźno i każda jest w innym klimacie. Od kina s-f w stylu Equilibrium, przez dramat po brytyjską komedię. Najważniejsze, że początkowy chaos dość szybko układa się w głowie i nie czujemy dezorientacji śledząc aż sześć osobnych historii. Oczywiście jak przystało na braci Wachowskich, pardon, rodzeństwo Wachowskich, mamy kilka scen akcji i te również są zrealizowane bardzo widowiskowo. podsumowując - nie jest to wiekopomne, kultowe dzieło, które będzie jakimś kamieniem milowym dla kina. Raczej nie. Jednak film ma wszystko czego potrzeba, żeby dać się zaczarować na niecałe trzy godziny i wyjść z kina bardzo zadowolonym i, może nawet, w stanie lekkiego uniesienia. Ostatnio mówiło się o Wachowskich głównie ze względu na zmianę Larry'ego w Lanę, teraz powinno się to zmienić, bo Atlas Chmur zasługuje, by stać się tematem numer jeden. Polecam.
Powiem tak, na początku myślałem, że będzie kiszka. Nic mi się nie kleiło każdy kolejny wątek wydawał mi się gorszy od poprzedniego. Równolegle prowadzone historie bardziej męczyły niż pomagały urozmaicić całość. Przez pierwsze 20 minut zaczynałem żałować seansu. Nie pamiętam dokładnie co było tym punktem zwrotnym, ale nagle coś kliknęło. Im dalej w las tym bardziej wciągało. Film się rozkręca przez dwie godziny a w trzeciej pokazuje cały swój potencjał.
Obsada solidna. Historia oczarowuje, zwłaszcza zakończenia poszczególnych wątków. Wydaje mi się, że tutaj mimo wszystko bardzo dużo wniósł Tykwer, bo czuć nieszablonowość. Polecam również za bardzo pozytywne przesłanie, że każdy z nas ma swoje miejsce na tym świecie i ma wpływ na jego losy.
Kolorowy, bogaty, wciągający i z ciekawą obsadą.
Ferie barw zapewniają kostiumy i charakteryzacja. Są najwyższych lotów i na długo pozostaną w pamięci. Blednie przy nich nawet porządna scenografia. Bogactwo i wchłanianie widza to zasługa zarówno pomysłu wielu historii jak i ich realizacja tymi samymi twarzami i osobami. To wszystko wciąga. Dawno nie przeżyłem takiego szoku po projekcji kiedy zorientowałem się jak długi był to film.
Obsada bogata i udana. Hanks chociaż gra koncertowo jak zwykle jest mocno sobą, co rozmywa kreację. Ale Weaving, Berry i inni gwarantują odpowiednie Wykonanie. No i te smaczki Grantowskie.
Wszystko w tym filmie prócz muzyki jest tak soczyste jak wizje Neo Seulu czy wgniatająca w fotel charakteryzacja Kona.
Wyrazy uznania należą się za tak spójne sfilmowanie tak odmiennych historii.
Najbardziej podobały mi się sekwencje z przyszłości.
Pełnię szczęścia zabił trącący nerwy banał serwowany pod koniec filmu, oraz okropnie irytująco budowane zakończenie spajającym tłem muzycznyn (przeciągnięte).
Polecam, tem film jest bardzo ładny i na długo go zapamiętamy. Głównie na sposób prowadzenia fabuły, pomysł i charakteryzację, gdyż poza tym jest po prostu ok lub poprawnie.
Przed seansem wydawało mi się, że ciężko będą mieli Ci co nie czytali książki a Ci co czytali będą mogli zebrać nieco więcej punktów doświadczenia i uzupełnić swoje pojęcie na temat "co autor miał na myśli". I w obu tych kwestiach się myliłem.
Z punktu widzenia czytelnika ekranizacje książek mają to do siebie, że kiedy nawet znamy fabułę (np. Władca Pierścieni) i podczas oglądania filmu nie zwracamy na to uwagi, tylko dajemy się "ponieść"- to jest to dobra ekranizacja. W Atlasie Chmur tego właśnie mi zabrakło. Film zaczął mnie nużyć bo wiedziałem co się zaraz wydaży i niezbyt przyciągały moją uwagę wszelkie wizualne aspekty filmu. Natomiast irytowały mnie skróty i uproszczenia fabularne. Dodatkowo w filmie umieszczono kilka/kilkanaście kwestii, które są jak żywcem wyjęte z książki i w ustach aktorów brzmią jak wystudiowane kwestie rzucone w pustkę. Do tego część scen chyba została obcięta bo pojawiają się w nich tematy w ogóle wcześniej nie poruszone w fabule filmu, co uważnego widza, który nie czytał książki może zbić z tropu.
Z tym, że właśnie dla widza, który książki nie czytał- ten film może okazać się naprawdę ciekawy, bo będzie powoli dochodzić do tego o co właściwie chodzi i doceniać różne walory estetyczne. I pomimo szalonej jazdy przez opowieści osadzone w różnych epokach, widz nie powinien mieć większych problemów z nadążeniem za fabułą. A to podobno według krytyków jest największa wadą tego filmu. Ale jak kończą krytycy, można zobaczyć w filmie... . Uważam, że osoba, która nie czytała książki nie do końca dojdzie do tych samych wniosków co w przypadku czytelnika, to jednak ogólny sens (po odrzuceniu znakomitej dawki holywoodziarstwa), piąte w sześćdziesiąte, jest zachowany. Podsumowując: jako ekranizacja znakomitej książki- film to jej wydmuszka, jest tak sobie... Jako film dla widza, który książki nie czytał- ch.uj wie! Bo ja czytałem i nie potrafię wyjść z siebie i spojrzeć na film zupełnie obiektywnie! Kur.wa. W końcu ocena jest subiektywną opinią autora, nie?
Miałam co do tego filmu określone oczekiwania: spodziewałam się wydmuszki, nadmuchanego balonu pełnego patetycznych haseł o sensie życia, okraszonego ładnymi zdjęciami i znakomitą charakteryzacją.
I nie pomyliłam się aż tak bardzo. Mimo to byłam też bardzo ciekawa, co oprócz tego ten film sobą zaprezentuje. I tutaj na szczęście było parę niespodzianek. Przede wszystkim urzekły mnie historie Tykwera, szczególnie dwie brytyjskie, ta z lat 30. i współczesna. One zdecydowanie ratują to, co niekiedy psuje hollywoodzka maniera i rozmach Wachowskich. Są kameralne, trochę absurdalne, trochę dramatyczne, ale na pewno europejskie. Mocno puszczają oko do widza i bawią się aluzjami - szczególnie powala Hanks jako londyński pisarz-oprych gadający cockneyem. Niestety u Wachowskich powraca balon i zaserwowane na tacy hasła o sensie życia, szczególnie w wątku buntowniczki Sonmi. Tego się jednak spodziewałam, więc nie narzekam. Dobrze też, że ogólny wydźwięk wszystkich historii jest nie do końca pozytywny - dla mnie "Atlas chmur" mówi przede wszystkim o błędach, na których popełnianie skazana jest ludzkość. I chociaż przekaz pacyfistyczno-miłosierny jest równie wyraźny, to na szczęście nie przesłania całego obrazu. Jednak chociaż nie znam książki, przypuszczam, że i tutaj nie obyło się bez poważnych spłyceń znaczenia. W każdym razie "Atlas" to bardzo specyficzny film, którego nie da się łatwo podsumować i warto samemu sprawdzić, jakie zrobi na nas wrażenie. Nawet jeżeli okaże się być tylko zlepkiem atrakcyjnych obrazów i paru niezłych (i zaskakujących) popisów aktorskich, i tak powinien dostarczyć niezłej rozrywki. Z ambicjami. Na miarę widzów "Matrixa", ale zawsze.
Straciłem zabawę pewnie oglądając ten film. Bo obejrzałem go na tablecie w słuchawkach, a nie w kinie itp. No na pewn uczta dla zmysłów, wspaniała gra aktorska, genialne kostiumy i scenografia... Tylko jakos morał mi kompletnie umknął. Ot tak kilka pięknych, kolorowych etiudek.
Efektowny, znakomicie zagrany i zrealizowany film. 6 historii, dziejących się na przestrzeni wieków, w których ci sami aktorzy grają różne postacie. Trochę mnie wkurzało, że do tych z przeszłości wybrano podobnych aktorów, przez co na początku wszystko mi się myliło. Zabrakło mi też jakiegoś mocnego uderzenia na koniec, które na przykład pokazałoby, że wszystkie te historie były ze sobą powiązane. A tak część jest, część nie jest i wyszedł trochę groch z kapustą. Podobno w książce akcja nie przenosi się ciągle między opowieściami, każda stanowi oddzielną historię i czyta się je po kolei i to ma chyba więcej sensu niż skakanie z jednej do drugiej co parę minut. No ale jakoś trzeba było usprawiedliwić wielokrotne wykorzystanie aktorów.
Realizacyjnie Atlas wypada znakomicie. Świetne zdjęcia, niezłe efekty i kapitalni aktorzy sprawiają, że film ogląda się świetnie i bez znudzenia pomimo jego długości.
Mmmm... Trochę mam problem z oceną. Podobał mi się, a jakże. W końcu każda z przeplatających się historii mogłaby służyć za kanwę ciekawego pełnometrażowego filmu. Jako ekranizacja powieści nie zawiódł mnie, choć skomplikował i pogmatwał czytelną strukturę książki. Z drugiej strony oferował jakieś płytkie, wciskane na siłę, egzaltowane i naiwne przesłanie, co mnie nieco irytowało. Nie rozumiem też do końca rozwiązania z wykorzystaniem kilku tych samych aktorów w wielu rolach. Ok, czasami miało to uzasadnienie, gdy chodziło o "odpowiednik" postaci w innym czasie ale w kilku przypadkach chodziło chyba tylko o popis charakteryzatorski. A charakteryzacja po prostu powala i chyba po raz pierwszy w kinie nieźle poradzono sobie z najtrudniejszym efektem - wiarygodnym postarzeniem. Mimo całej "płytkości" i siłą rzeczy powierzchowności poszczególnych opowiastek (w grubaśnej książce każda miała rozmiar sporej noweli) film warto zobaczyć bo ...jest inny, nietypowy. Zawsze coś w zalewie sztampy.