J. Edgar


J. Edgar

Średnia ocena: 4

Crowley2012-02-28 00:49:00




Każda seria kiedyś się kończy, przyszedł więc i czas na Clinta. Między 2003 a 2008 rokiem wyreżyserował po kolei: Rzekę tajemnic, Za wszelką cenę, Listy z Iwo Jimy, Sztandar chwały, Gran Torino i wreszcie docenioną chyba tylko na Gejlogu fantastyczną Oszukaną. Potem był przyzwoity Invictus, średni Medium i wreszcie J. Edgar. Film, który miał przynieść DiKarpio należnego mu Oscara i który po pierwszych zapowiedziach wydawał się być murowanym kandydatem na amerykański film roku. Niestety fatalny scenariusz położył wszystko. Ani świetni aktorzy, ani znakomite dekoracje i świetnie oddany klimat dawnych lat, ani naprawdę ciekawy temat i realia nie mogą przesłonić faktu, że to film kompletnie o niczym. No chyba że o tym, że Hoover był apodyktycznym paranoikiem z kompleksem niższości, zazdrośnikiem, patriotą i pedałem.
Nie wiem po co oni tak się trudzili, żeby DiCaprio ucharakteryzować na Seymoura-Hoffmana, skoro tego drugiego można było pewnie zatrudnić taniej i jeszcze wyciągnąć tego zasmarkanego Oscara. Zresztą skoro akcja filmu ciągle skacze od lat młodości do schyłku życia Hoovera, to można to było zrobić jak w Ojcu chrzestnym - zatrudnić obydwu. Ale to i tak nie zmieniłoby nudnego scenariusza, więc nie ma sensu się dłużej nad tym rozwodzić.
Za całujących się facetów punkt mniej.

4/10

Cortez2012-06-01 13:59:00



To tak a propos słów Cherrego: "Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz zawiodłem się na tytule z boskim Leo w roli głównej". Tutaj właśnie się zawiodłem. Nie tyle na Leo, bo on akurat dał radę, ale przede wszystkim na Eastwoodzie. Film bez jakiejkolwiek iskry, po historii życia szefa wielkiej organizacji i swego czasu jednego z najbardziej wpływowych ludzi w USA, zbierającego haki także na prezydentów państwa można było spodziewać się czegoś więcej. Tymczasem mamy nużącą historię o niedocenianym przez świat apodyktycznym dziwaku-pedale. Nudy.

4/10

Peterpan2014-05-04 20:35:11


Gdyby zrobić z tego dwa filmy byłby świetny polityczny dreszczowiec i słabiutka ciotodrama. A tak po pierwszej znakomitej części, przychodzi druga, kładąca film na łopatki. Znaczy nie całkiem, ale ma się wrażenie dużej niespójności wewnętrznej dzieła. Wyrazisty bohater zostaje spłycony do postaci maminsynka marzącego o wolności. Nie kupuje mnie. Aktorsko dobrze, ale charakteryzacje były koszmarne. Ujdzie.

4/10