Ben Hur


Ben Hur

Średnia ocena: 8.33

LoboFC2011-01-31 16:49:00



Klasyk z 1959 roku. Akcja dzieje sie ok. 28 roku nasze ery. Film mozna podzielic na dwie czesci.
W pierwszej, tytulowy Ben Hur dazy do zemsty. W drugiej, odnajduje spokoj ducha.
Juda Ben Hur, zydowski ksiaze, lokalny krezus, klasyczny przyklad man on the top. Zostal zdradzony i nieslusznie oskarzony o usilowanie zabojstwa na gubernatorze Judei. Z malostkowych (czy moze raczej, komorowskich) powodow zostal wyslany na galery, by tam umrzec. Wraz z nim skazana zostala jego matka i siostra. Zaczyna sie dluga droga od zera do bohatera, zeby powrocic do Judei i pomscic siebie i rodzine. Cos w stylu hrabiego Monte Christo, tylko, ze bez misternego planu. Po prostu, zdewastowac przeciwnika, obciac mu nogi, a na koniec zasmiac sie mu w twarz. Po czym stwierdzic, ze to za malo, odwrocic sie i zniszczyc caly Rzym.
W drugiej czesci, Ben Hur, mimo, ze teoretycznie powinien byc mega zadowolonym czlowiekiem (podczas swojej wedrowki zyskal wielu sprzymierzencow, stal sie bardziej wplywowy i potezny niz wczesniej) czuje, ze przegral. Droga do odnalezienia spokoju duszy okazuje sie bardzo trudna, wydaje sie, ze nawet bardziej niz spedzenie 3 lat na galerze... Pod wzgledem tresci, kapitalny film, zmusza do refleksji i moze byc przyczynkiem do wielu dysput.
Pod wzgledem wykonania, widac, ze to film z 1959 r. Makiety, teatralne aktorstwo - wszystko wydaje sie takie odrealnione. Zupelnie mi to nie przeszkadzalo, chociaz film momentami moze wydawac sie nuzacy, "za wolny". Dlatego przed jego ogladnieciem, lepiej sobie zarezerwowac 3.5h i nigdzie sie nie spieszyc.
Film wytrzymal probe czasu.

10/10

Pquelim2016-08-31 08:36:28



Monumentalne dzieło Williama Wylera z 1959 roku, pierwszy hollywoodzki film obsypany Oscarami niczym para młoda w kwiatach po wyjściu z kościoła. Trzeba uczciwie przyznać, że całkiem zasłużenie.
Niemal czterogodzinna epopeja stanowiąca dzisiaj kanon kinematografii, produkcja z której garściami czerpią wszyscy następcy zmagajacy się z pdoobną tematyką: od Jerzego Kawalerowicza w Faraonie, aż po Ridley'a Scotta w Gladiatorach, Królestwach Niebieskich, Robinach i Hoodach. Kojarzycie tę oklepaną dzisiaj opowieść o poszukiwaniu zemsty na autorytarnym oprawcy, tak chętnie kopiowana w róznych konfiguracjach przez dziesiątki lat? Wszystko, co wymyślono do tej pory w powyższej materii opiera sie na Ben-Hurze. Dosłownie: wyrzynanie rodziny, exodus na pewną śmierć, szczęśliwy powrót i poszukiwanie odkupienia, kubek w kubek. Tylko tam było pierwsze. I do tego najlepiej ukazane.
Katolicka przypowieść o Hiobie z Judei, zrealizowana z niewyobrazalnym wręcz rozmachem, pomimo całkiem niewielkiego budżetu - raptem 15 milionów dolarów - to musi budzić podziw. Tym bardziej, że w zremasterowanej wersji film w ogóle nie trąci myszką, prezentuje się epicko i przepięknie. Muzyka - wzór. Gra aktorska - w dzisiejszych czasach uderza trochę teatralizacja dialogów upstrzona nie zawsze potrzebną gestykulacją, ale z drugiej strony - jakże przyjemnie się to ogląda, z chęcią zobaczyłbym dzisiaj więcej produkcji tak silnie uwypuklających warsztat współczesnych gwiazd kina. Charlton Heston jest w swojej roli niedościgniony, pochwały należą się niemal wszystkim członkom ekipy. Uderzający jest również relikt ówczesnych czasów - dzisiaj już mocno kontrowersyjny "whitewashing" postaci arabskiego szejka, zagranego rewelacyjnie przez Hugh Griffina. Co ciekawe (lub jeszcze bardziej skandaliczne, jak będą chcieli niekótrzy) aktor został doceniony przez Akademię Filmową (Oscar dla postaci drugoplanowej).
W warstwie fabularnej, oprócz kanonicznego wątku zemsty, przeplatanego z poszukiawniem wiary i bezpieczeństwa duchowego głównego bohatera, przewija sie również historia Jezusa Chrystusa. Przez większość filmu jest ledwo dostrzegalna, zupełnie jakby Wyler chcial zobrazować teze o Bogu towarzyszacym, niemamacalnym, lecz obecnym - i jest to próba udana. Jezus niedopowiedziany, niezobrazowany, a jednocześnie wywierający niemal metafizyczny wpływ na losy bohaterów, oddziałujacy na widza. Nie dziwi zatem, ze jest to pierwszy - i jedyny do tej pory - hollywoodzki film wpisany na watykańską liste produkcji o szczególnych walorach religijnych. Pomimo tego ideologicznego skądinąd cieżaru Ben-Hur wciąż pozostaje wzorem filmu uniwersalnego, monumentalnym tworem łączącym eklektyzm medium kina z ekumenizmem ponad kinowymi gatunkami. Wspomnę tylko o jednej scenie, która po niemal siedemdziesięciu latach prezentuje się tak wyśmienicie, ze trudno ją porównać do czegokolwiek prezentowanego dzisiaj - wyścig rywanów. Niemal czterdziestominutowa sekwencja przepełniona akcją, emocjami, brutalnością i geniuszem, do których raczej nigdy nie uda się nikomu zbliżyć. To było prawie siedemdziesiąt lat temu, a kopie w tyłek mocnej niż współczesne, najznakomitsze propozycje wspierane CGI i renderami za miliony zielonych.
Kapelusz ze skroni przed panem Wylerem i całą ekipą realizacyjną. Wyśmienite połączenie monumentalnej epopei filmowej z Pismem Świętym. Nie mogę się nadziwić jakim cudem ten film, po tylu latach, nadal prezentuje się rewelacyjnie.
Boska sprawka.

9/10

Voo2017-12-03 23:26:46




Patrząc na nazwisko reżysera można by mieć obawy, że żydowski arystokrata będzie w tym filmie strzelał do Rzymian z dwóch pistoletów trzymanych w poziomie a wystrzelone kule będą zakręcały w locie. Na szczęście film jest zaskakująco ...staromodny? Bekmambetow nakręcił po prostu tradycyjne, poprawne (technicznie i politycznie) kino historyczno-przygodowe. Opowieść zamknął w 2-godzinnych ramach i nawet nie przeszło mu przez głowę, żeby mierzyć się z poprzednią ekranizacją powieści Wallace'a. Z jednej strony ewidentnie brak temu filmowi epickości i głębszego przesłania. Z drugiej zaś trzeba przyznać, że realizacja jest jednak staranna. Wyścig rydwanów nie zawodzi. Włoska Matera fajnie udaje starożytną Jerozolimę. Postacie wyglądają jak prawdziwi ludzie a nie jak aktorzy w teatrze, ubrani w nowe kostiumy. Np. rzymscy żołnierze, którzy zachowują się jak zawadiackie wojsko złożone z weteranów a nie jak drepczący w milczeniu statyści. Nie ma się co oszukiwać - multioskarowy klasyk Wylera ma coś z 15 godzin i nakręcono go przed drugą wojną punicką i nie każdemu musi się spodobać. Jeśli ktoś nie ma cierpliwości do starego kina to sądzę, że nowy "Ben-Hur" nie będzie złym pomysłem na spędzenie niedzielnego popołudnia w rodzinnym gronie, bo to właśnie idealny film na taką okazję.

6/10