Furia


Furia

Edge of Darkness

Średnia ocena: 4.71

@lONzO2010-04-25 19:07:00



Ho ho. Niedawno wyczytałem na onecie, że Mel Gibson w jednym z wywiadów stwierdził, iż nie widzi siebie jako aktora i czuje się w tej dziedzinie wypalony. No to mu się kurna nie dziwię. Możliwe, że udział w tym filmie to skok na kasę albo zwyczajna chęć powrotu do zawodu. Niestety wybór był chybiony, bo "Furia" to straszna nędza.
Oczywiście Mel Gibson jako zmarnowany ojciec jest więcej niż dobry (on wygląda cholernie staro, minęło wprawdzie parę lat odkąd widziałem go ostatnio chyba w "Znakach" no ale postarzał się niemiłosiernie), Ray Winstone jak zawsze na poziomie, do reszty obsady też przyczepić się nie można. Ale z pustego i Salomon nie naleje.
Fabuła to jakiś koszmar. Schemat goni schemat, bohaterowie podejmują nielogiczne decyzje, a sceny akcji są jak z taniego horroru.
[spojler] Jak ta koleżanka wysiadała z auta i akurat samochód ją rozjechał. No nie wiem chyba robili kółka na tej szosie przy pełnej prędkości i czekali aż ona te drzwi otworzy. Morderstwo córki - gościu wali z 4 metrów z shotguna i akurat córeczce rozrywa bebechy, że aż jelita na wierzchu sterczą, a stojący przy niej ojciec nie draśnięty. Litości. Są jeszcze ze dwa takie kwiatki [/spojler]
Całość jest za długa, za nudna, za głupia i za niegodna bycia reklamowaną jako powrót Gibsona do aktorstwa. Szkoda.

3/10

DaeL2010-04-30 17:56:00


- po filmie z Melem Gibsonem realizowanym przez ludzi od Casino Royale czlowiek ma prawo oczekiwac czegos na poziomie Infiltracji, Uprowadzonej, czy chociazby wspomnianego Bonda. Ale czlowiek sie srodze zawiedzie, dostajac film wyraznie chaotyczny i niedopracowany, robiony na to samo "kopyto" co wiekszosc filmow akcji z lat 80-tych i 90-tych. Nie zrozumcie mnie zle, film tragiczny nie jest, Gibson tez zasadniczo daje rade (fenomenalnie zagrana jest chociazby ta scena kiedy odbiera telefon - mowi "Emily Craven's phone" ale pomiedzy "Emily" a "Craven" jest ta krociutka, subtelna pauza, ktora uswiadamia nam, ze on ludzil sie, ze to dzwoni jego zmarla corka). Coz jednak z tego kiedy w filmie niedorobka goni niedorobke (przyklad - Craven kaze policjantom sie wynosic, a ci juz doslownie w tej samej chwili maja w rekach plaszcze i wychodza na zewnatrz:)), zdarzaja sie sceny koszmarnie glupie lub naiwne (morderstwo na Emily mialo w sobie realizm ostatnich produkcji Tarantino), a nawet te przemyslne zwroty akcji ktore powinny wgniatac nas w fotel sa tak naprawde kliszami ktore widywalismy juz dziesiatki razy w filmach i serialach. Samo aktorstwo Gibsona po prostu nie wystarczy.

Rezultat - film idealnie przecietny.

Ocena:

5/10

Gregor2010-08-29 22:55:00




Szkoda Mela, ze chcial zrobic wielki powrot akurat w tym filmie, bo jest zwyczajnie mega przecietny: wyswiechtana fabula, montaz jak z lat 70, BEZNADZIEJNA muzyka... Glowny bohater czadowym nazwiskiem CRAVEN zamiast byc wk***** i oblakanym jest smutny i ma tylko powidoki? To ma byc film o zemscie? Bez jaj. Milo chociaz zobaczyc Gibsona i tylko z tego powodu:

6/10

SithFrog2011-04-02 22:39:00


- Lubię Mela Gibsona za 'dawne, dobre czasy' więc postaram się znęcać krótko i niezbyt mocno. Zasiadając do projekcji liczyłem na coś w stylu Okupu, pomieszanego z Taken i okraszonego dobrym motywem zemsty. Dostałem bzdetną intrygę, zatrważająco głupie sceny, płytki i niezrozumiały scenariusz, a także historię słabą, aż zęby bolą. Dziwne, że wytrzymałem do końca. Szkoda, bo końcówka była szczytem głupoty. Omijać z daleka.

3/10

Crowley2015-02-10 15:50:58




Początek jak z rasowego filmu (anty)wojennego - brud, trupy, krew, brutalność, czołgi. Jest sobie załoga czołgu pod dowództwem Brada Pitta, dostają nowego członka załogi i jadą dalej zdobywać Berlin. I wtedy następuje druga część filmu, podczas której czołg nazwany przeze mnie "Częstochową" służy za ostatni bastion cywilizacji przed germańskim oprawcą i przez godzinę stawia czoła niemieckiemu batalionowi SS. Nie wie czy dało się głupiej. Początek to w pełni zasłużone 7 ale końcówka (w sumie prawie połowa filmu) to nieporozumienie.

5/10

Pquelim2016-06-07 09:04:40



Próba powrotu Mela Gibsona do wielkiego kina. Teoretycznie wszystko jest w porządku: za kamerą Martin Campbell, na warsztacie scenariusz z rewelacyjnego minsierialu z lat .80 - nic, tylko zrobić porywający remake. Ale jednak porywająco nie jest. Fabuła kręci się jak wątki u Harlana Cobena, co samo w sobie złe nie jest, ale jej logiczność i realizm pozostawiają wiele do życzenia. Podobnie jak sam Mel - moim zdaniem najbardziej irytująca postać w filmie. W każdej scenie wygląda, jakby dominował psychicznie nie tylko nad pozostałymi bohaterami (wedle scenariusza), ale również nad wszystkimi uczestnikami planu zdjęciowego - dosłownie absorbuje atencję w możliwie najmniej przyjemny sposób. Poza tym jest nadaktywny aktorsko i ewidentnie brakuje mu wczucia w rolę. Cały czas widzimy bardziej Mela Gibsona odtwarzającego postać, niż faktycznego ojca poszukującego rozwiązania tajemnicy śmierci córki. Kino tego typu w ostatnich latach pokazało, że standardy się trochę pozmieniały i takie staroszkolne podejście już nie gryzie. Cały film ogląda się jednak z jako-takim zainteresowaniem, a napisów końcowych nie przywitałem z ulgą, raczej ambiwalentnie.

5/10

Voo2017-03-18 17:10:17




Bez owijania w bawełnę - to nie jest udany film. Może nie tak zupełnie do niczego ale na pewno rozczarowuje. Szkoda, bo twórcy przyłożyli się praktycznie do wszystkiego poza najważniejszym - scenariuszem. Przy czym wcale nie chodzi mi o tak krytykowaną finałową bitwę z oddziałem SS. Po prostu wymiękam od tych kinowych schematów. Tego, że jeden w załodze musi być religijny i sypać jak z rękawa cytatami z Biblii a drugi jest żółtodziobem, który ma opory przed strzelaniem do ludzi. Tego, że w dziwnych momentach kmiotek z załogi przytacza jakieś smutne opowiastki, po których wszyscy wymieniają znaczące spojrzenia. Tego, że dowódca musi być twardym skurwysynem, wszystko wiedzącym i z oczami wokół głowy i z bliznami na twarzy. Tego, że wojna jest okrutna i bohaterowie strzelają w plecy jeńcom, lekceważą dowódcę ale w sytuacji, w której nikt by tego od nich nie wymagał nagle postanawiają poświęcić życie. A w ogóle to "nigdy nie uciekali więc teraz też nie". Wiecie o co mi chodzi? O to, że kino umie już pokazać prawdziwą wojnę ale wciąż nie umie pokazać prawdziwych, normalnych i chcących przeżyć ludzi. Począwszy od tego, że wciąż w filmach wojennych zatrudnia się kolesi pod 40-kę a nawet starszych (ekhm - Brad Pitt), chociaż II wojna światowa była wojną 18-20 latków dowodzonych przez 25-latków. Największy as niemieckiej broni pancernej i najbardziej doświadczony pancerniak II wojny w chwili śmierci miał 30 lat!
Ale nic to. Da się Furię obejrzeć a może nawet warto dla tych prawdziwych Shermanów ale film do kanonu kina wojennego nie trafi.

6/10