Byłem dzisiaj i powiem Wam, że dawno żaden film mnie tak nie wzruszył i nie rozbawił zarazem. Ba, od dawna żaden w ogóle nie wywołał we mnie szczerych, spontanicznych reakcji. Człowiek zdaje sobie z tego sprawę dopiero, kiedy styka się z wielkim kinem.
Jak dobrze raz nie słyszeć hamerykańskiego i nie widzieć tych samych twarzy, dyżurnych, hollywoodzkich everymanów, grających w filmach samych siebie. Ktoś na forum Filmwebu trzeźwo zauważył, że Francois Cluzet wciąga nosem wszystkie amerykańskie (nie mówiąc już o polskich) gwiazdki samą mimiką. Nie trzeba być wybitnym znawcą tematu, żeby dostrzec jak trudna była to rola i jak dobrze poradził sobie z nią odtwórca Phillippa.
Zresztą, każda, nawet najdrobniejsza postać w tym filmie zdaje się być żywą istotą, nie aktorem. Każdy wzbudza tutaj niepohamowaną sympatię, poczucie humoru jest inteligentne, bezpretensjonalne. Twórcy nie wymuszają na nas śmiechu trując substytutami, ale dyskretnie giglają, pozwalając, żebyśmy bez chwili zawahania dali się pochłonąć tej historii.
Polecam. Naprawdę polecam, jak dawno nic.
W zasadzie napisaliście już wszystko na jego temat. Niewiarygodna historia, która w jakiejś tam części zdarzyła się naprawdę. Cały potencjał filmu kryje się jednak w tym, jak jest zagrany i nakręcony oraz w tym, że jest... francuski. Ta sama historia, zagrana na tym samym poziomie, ale dziejąca się w USA, w ich kulturze, z ich językiem dałaby co najwyżej średni efekt. W tym przypadku mamy do czynienia z perełką.
Zdecydowanie polecam, ale nie zawyżajcie sobie oczekiwań przez Halową masturbację - to nie arcydzieło.
Dobre, bardzo dobre. Ale nie wybitne. Bo chociaż na na faktach, to jednak wzdłuż pewnych schematów. Fabularnie nie miałem żadnej niespodzianki. Technicznie zagrane bezbłędnie. Wyśmienity humor sytuacyjny i słowny. Bezpretensjonalny jak jeden z głównych bohaterów. Ale żeby nazwać to arcydziełem? Non! Widziałem lepsze filmy w podobnym temacie, jak choćby Sztukę latania z 1998 z Heleną Bonham Carter. Chociaż nie powiem, cieplej mi po seansie. Sześć i pół zaokrąglone w górę.
Wiele zostało już o tym filmie tutaj napisane, więc ograniczę się tylko do opowiedzenia się po stronie zachwyconych tych filmem. Dawno nie oglądałem tak dobrej, zabawnej, inteligentnej i ciepłej komedii.
A to, że jest to film francuski, europejski napawa tym większym zadowoleniem i pokazuje, jak wielu jest w Europie świetnych aktorów (występujący tutaj Cluzet, odkryty w Bękartach Wojny Waltz czy Badem).
Teraz bardziej rozumiem motywację Polańskiego, który odmówił, gdy zaproponowano mu zrobienie remake'u Noża w wodzie w hollywood, twierdząc, że jego film jest kompletny. Tak samo tutaj remake Nietykalnych wydaje się bez sensu, bo co można dodać? Ja nie wiem, Amerykanie pewnie też nie ale wg google już przymierzają się do swojej wersji z Colinem Firthem w roli głównej.
- Wiele już tu napisano o tym filmie więc nie będę rozwlekał. Po tylu zachwytach trudno pisać o zaskoczeniu. Nie, ten obraz mnie nie zaskoczył. Mimo to w wielu momentach uśmiałem się naprawdę zdrowo. Kilka razy mogło ścisnąć za gardło. Historia oparta jest na faktach i w pewien sposób to czuć. Nie ma scen przesadzonych, naiwnych czy w jakiś sposób wydumanych. Wszystko wydaje się być takie... życiowe. Ani przekoloryzowane ani przesadnie dramatyczne. Dobrze dobrani aktorzy, niezłe zdjęcia. Dodatkowy punkt za ryk silnika Maserati Quattroporte. Zdecydowanie warto zobaczyć.
Bardzo pozytywny, budujący film. Po jego obejrzeniu chcesz przytulić psa i pogłaskać żonę i czujesz się dobrze myśląc o tym, że możesz ruszać rękoma i nogami. Nie jest ckliwy, nie jest wydumany, momentami jest naprawdę zabawny i ...powinno wszysko być dobrze ale jednak mam mały zgryz. Chodzi o krótkie ujęcie pokazujące pierwowzory bohaterów. Tak sobie myślę, ż kino zawsze będzie szło na łatwiznę. Nie jest trudno uwiarygonić taką historię, gdy opiekunem jest rosły, elokwentny, dynamiczny, rozbrajający szerokim uśmiechem Senegalczyk ale tak naprawdę opiekunem był przecież grubawy, niewysoki i zdecydowanie mało egzotyczny Marokańczyk. Co, też podrywał asystentkę, bił źle parkująego sąsiada, tańczył na imprezie z muzyką poważną, hmm? Może tak, ale jak widać nawet kino francuskie korzysta z hollywoodzkich schematów i typowo filmowych kontrastów. Nie zamierzam jednak wydziwiać, bo oglądało się dobrze.
Bogaty, niepełnosprawny francuz pod opieką czarnoskórego emigranta? Ten film wypełnia ogromny obszar pomiędzy skrajnościami "akcja, wybuchy, golizna" a "ból egzystencji i upadek w otchłań wynaturzonego seksu znanego pisarza, obraz europejski".
Wszystko tutaj współgra, gdyż 'Nietykalni' posiadają wszystkie podstawowe atuty dobrego filmu który wciąga, niesie z sobą wartość i bawi.
Już od pierwszych minut jesteśmy zaabsorbowani solidnymi kreacjami aktorskimi, które zapraszają nas do potwierdzenia swoich stereotypów na temat czarnych imigrantów i bogatych, zblazowanych, białych francuzów. Wnet obraz odkrywa przed nami drugie dno i prawdziwy problem, który nawet na ułamek sekundy nie trąci zadęciem czy patosem. Wszystko robione jest na poziomie klasy super, gdyż 'Nietykalni' mówią o poważnych sprawach w nie do końca poważny sposób. Osiągane jest to dzięki dobremu scenariuszowi oraz błyskotliwym i bardzo zabawnym dialogom.
Bardzo cenna była myśl Voo, która i również zapaliła się w mojej głowie na widok 'rzeczywistych postaci'- brzydkich, okrągłych i niskich.
Jest to film, który zapamiętam na długo i z pewnością pojawi się na myśl 'najlepsze filmy 2012'. Zdecydowanie należy go polecać.
Niczego się po tym filmie nie spodziewałem, ale mnóstwo padało na forum opinii, ze jest rewelacyjny i fantastyczny, od znajomych słyszałem podobnie. Po obejrzeniu stwierdzam, że to bardzo fajny film. Ale, jak ostatnio usłyszałem w tramwaju o formie Czechów przed Euro "dupy nie rwie". Obyczaj o niesamowitej przyjaźni, miękki w odbiorze, zabawny. Jednak nie płakałem z emocji podczas seansu, bo i w sumie nie było się czym emocjonować. Bardzo dobry film, ale nie przesadzałbym z tą wybitnością.