(Crash). O żesz w mordę! Koniecznie to obejrzyjcie. Jedyną możliwą reakcją na ten film był gigantyczny opad szczęki. Zostałem po prostu sponiewierany. Obydwa tytuły, polski i angielski świetnie oddają to co się dzieje. Dzień z życia LA. I co lepsze film ma mocny początek i kiedy wydaję się już że w pewnym momencie zaczyna się uspokajać, następują sceny które pamięta sięprzez bardzo długi czas. Że wspomnę tylko o akcji przed domem ślusarza(!). Mój kandydat do Oscara.
- przez niemal cały film nie wciągnałem sie, ot takie przeplatane życiorysy, że to niby w takim mieście tak się losy łączą; długi czas były to dla mnie nierealne i gorsze od LOST-a. Z czasem film pokazał, pazur, nie wiem jednak czy zasłużył na Oskara. Jednak chyba w tym roku nie było faworyta, może to i lepiej że Crash wygrał z Brokeback Mountain. Film wg mnie pokazuje życie jako takie, bohaterowie operują na całej skali psychiki, całość jest logiczna. Brakuje mi może lepszej muzyki, ale film niezły.
Mialem do wyboru: "Miasto gniewu" czy "Wyznania gejszy". Jak widac wybor padl na "Miasto..." i decyzji tej nie zaluje (przy wyborze mialem maly dylemat). Film byl swietny (i nadal jest). W kwestii Oskarow nie bede sie wypowiadal bo na cala ta Akademie patrze z przymruzeniem oka wiec... Na film skladaja sie historie pewnej grupy ludzi. Kazda z nich trzyma w napieciu az do samego jej konca. Tematem przewodnim jest oczywiscie rasizm, ale o tym to wie juz chyba kazdy. W filmie razilo mnie tylko jedno. Kazda z opowiedzianych historii konczyla sie w taki sam sposob (bynajmniej nie mam tu na mysli konkretnego zdarzenia). Dlugo nie zapomne fragmentu (to nie spojler wiec mozna spokojnie przeczytac) z wscieklym sprzedawca przyjezdzajacym pod dom montera zamkow ktory to wczesniej przyjal zlecenie wymiany zamka w sklepie tego pierwszego i samego momentu kiedy mala coreczka (6-10 lat?) tego montera rzucila sie na szyje ojca by go "obronic" - serce mnie sie scisnelo (scena na okladce). Kolejny film ktory naprawde WARTO zobaczyc. Szczerze POLECAM! --- Edited 2009-01-02 ---
. Porażający film. Niewiele więcej jestem w stanie napisać. Taki dziwny... Zastanawia mnie co było jego motywem przewodnim? Przekazem? Uprzedzenia rasowe? Na pewno, ale wydaję się mieć w sobie coś jeszcze... coś co trudno określić. Film przedstawia nam kilka historii kilku bohaterów, pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego. Tymczasem te nici losu w jakiś sposób się łączą, przenikają nawzajem. Tylko teraz postawiłem sobie takie pytanie: Po co? W jakim celu nam to opowiedziano? Obraz właściwie bez fabuły, wręcz: 36 godzin z życia kilku osób pokazane na dużym ekranie. Nie zmienia to jednak faktu, że ogląda sie go z ogromnym zaangazowaniem. I przyjemnością. Z zachwytem zauważa się jak kilka detali, stanowiących tło dla zdarzeń, te parę niuansów łączy się w idealną i oczywistą całość (chodzi mi np o te naboje do rewolweru). Ten film potrząsa widzem i wywołuje szereg wyjątkowo silnych emocji. Stanowi coś zupełnie odrębnego, niepodobny do żadnego innego dzieła, a zarazem tak bliski zwykłemu życiu. W jakiś nieidentyfikowalny sposób reżyser stworzył obraz wymykający sie wszelkim schematom, odbierany w zupełnie niecodzienny sposób. W tym własnie upatruję nominacji i statuetki Oscara dla "Crash". Bo czymże są wzruszające historie miłości homoseksualnych, opowiedziane w konwencji wyjątkowo ckliwego melodramatu, do dzieła tak niekonwencjonalnego, a zarazem tak doskonale wykonanego? Nie jest to może film ponadczasowy, nie zaliczy się do klasyki, ale niewątpliwie jest to film cholernie warty uwagi. Dobry. I chciałem jeszcze zaznaczyć, że jedyną mocną wadą Crash'a jest końcówka - trwa jakieś 15minut i właściwie niczego nowego nie wnosi. Chociaż, z drugiej strony końcówka - tak często stanowiąca kwintesencję akcji i wydarzeń w milionach hollywoodzkich filmów - tutaj jest po prostu "zakończeniem" w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie czeka się na nie przez cały czas oglądania, a czas ten mija wyjątkowo szybko. Mimo wszystko, w swoim przyzwyczajeniu do theendów z wielką pompą odejmę trochę od ogólniej oceny. Choć jestem świadom innowacyjności tej części filmu. --- Edited 2008-12-31 ---
- Nadrabiam zaległości oskarowe. Na początku jak zawsze - brawa dla tłumacza. Tytuł nie bez powodu jest taki przewrotny, a u nas musieli z tego zrobić wielkie halo. Wracając jednak do sedna. Są filmy i programy w telewizji, czasem nawet zdarzenia losowe w naszym własnym życiu takie, które dają nadzieję, napawają optymizmem czy przywracają wiarę w ludzi. Ten obraz jest czymś idealnie odwrotnym. Jest tak ciężki, smutny i dołujący, że chyba powinni dawać do tego jakieś pigułki rozweselające. Na początku ten rasizm i negatywne emocje przez tego młodego murzyna wydawały mi się przerysowane. Potem wszystko nabiera realnego wymiaru. Może podobne rzeczy dzieją się teraz? W tej chwili? Film obnaża uniwersalne wady człowieka. Nienawiść, agresja, skłonność do brutalności. Rozwiewa złudzenia, że rasizm nie istnieje. Najbardziej urzekło mnie jednak to, że film nie ma morału, nie narzuca swojej tezy, nie poucza. Pokazuje tylko: tak jest i pogódź się z tym. Możesz w to brnąć, możesz to zmieniać, możesz być obojętny. Dodatkowy plus jest taki, że film cały czas trzyma w napięciu, widz bez przerwy siedzi na beczce prochu obserwując sztuczne ognie w ręce i zastanawia się, która iskra przesądzi sprawę. W filmie ta "iskra" była przeze mnie najmniej spodziewana ale dzięki temu przewrotna w swojej wymowie. Świetny scenariusz, który mimo opowiadania kilku historii nie jest chaotyczny. Dobór aktorów, normalnie grających na drugim planie, udany choć Brendan Fraser w poważnej roli wyglądał mi groteskowo. Widziałem wszystkie filmy nominowane wtedy - prócz Borkeback Mountain - i na tym etapie uważam, że wygrał absolutnie zasłużenie. Zdecydowanie polecam. To po prostu trzeba zobaczyć.