Ostatnio przeczytana książka - recenzje

... ostatnio przeczytane albo napisane.

Moderatorzy: Zolt, boncek, Voo, peterpan

Awatar użytkownika
Crowley
Pan Bob Budowniczy Kierownik
Posty: 7437
Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Crowley »

Tę S-kadrę to udało ci się gdzieś kupić po polsku Voo? Bo przeglądan internet i nie widzę za bardzo, nie licząc jednej sztuki na allegro. Oryginał owszem ale trochę się obawiam, czy mnie nie przerośnie.
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Kupiłem na allegro za grosze sie trafiła po polsku. Jak nie dostaniesz to moge Ci pożyczyć, żaden problem.
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Ptaszor
zielony
Posty: 1867
Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Ptaszor »

Greg Egan - Diaspora
Przeczytałem Grega Egana, konkretnie "Diasporę" z 1997 roku. Jacek Dukaj niegdyś wspomniał o wielkim wpływie, jaki ten australijski programista na niego wywarł, to hard s-f i nikt u nas takiego nie pisze. Oprócz Dukaja, oczywiście. Dlatego proszę się nie zdziwić i nie przewracać oczami, że będę tych dwóch pisarzy ze sobą porównywał. Perfekcyjna wyszła w 2004, Dukaj używał tam, w odniesieniu do posthumów, dziwacznych form osobowych ("onu", "jenu"). Wpływ rzeczywiście musiał być wielki, bo Diasporze jest ten sam trick w odniesieniu do ludzkości post-ludzkiej. Od stworzenia post-człowieka w ogóle się zaczyna, od przedstawienia dziecka z komputera i wątku odnajdywania przez nie własnego ja, co mi przypomina wskrzeszenie z archiwów Adama Zamoyskiego albo jakikolwiek inny myk z powieści s-f „prowadzenia za rączkę”, byle tylko móc wyjaśnić czytelnikowi świat przedstawiony bez popadania w nieustanne prowadzenie wykładu. Ktoś powie, że można zawsze wstawić nieśmiertelny słownik, albo przypisy. Można i tak zrobiono, ale to nie jest jak z thesaurusem u Jacentego na początku każdego rozdziału, który stopniowo wyjaśniał rzeczy, tylko spis pojęć na końcu jak w Diunie, jeśli ktoś chce, to może spojrzeć, ale po co, większości można się domyślić z kontekstu, zależnie od tego, kto i ile wie.
Ja wiem mało, więc o pełne zrozumienie tekstu mi trudno, bo to jest hard sf, nie rozumiem żadnej z bardziej skomplikowanych teorii, nawet we wspomnianych przypisach się gubię, wiedzy nie mam, żeby później komuś właściwie wytłumaczyć dokładnie co i jak, ale na tyle, na ile rozumiem wyższą matematykę z dość obrazowych opisów Egana, jakoś sobie radzę. No właśnie, styl. Dukaj wrzuca na głęboką wodę i tłumaczy stopniowo, zamęcza cię słownictwem, aż pod koniec następuje olśnienie i nieoczekiwane rozwiązanie. Egan odwrotnie, prowadzi za rękę, żebyś wszystko zrozumiał, a im dalej do końca, tym wszystko się zagęszcza, komplikuje, ale w dość ekscytujący sposób. Ekscytujący, bo nie sposób powiedzieć, w którą stronę to pójdzie, co jeszcze się okaże i to jest super, bo nie spodziewasz się, czego za chwilę się jeszcze dowiesz. To zupełnie tak, jak ci, co w tę Diasporę wyruszyli.
Po lekturze dobrej sf umysł ogarnia uczucie euforii oraz klarowności, doświadczaniu logicznie spójnego modelu jakiejś narracji towarzyszy wypompowanie z wyobraźni, bo wiesz, że w przyjętych w powieści założeniach gość wyeksploatował wszystkie tropy, ale jednocześnie zostawił dość dużo miejsca, byś mógł sam dopowiadać wątki, dowyobrażać ciąg dalszy i nagle książka się kończy, a ty zostajesz z nostalgią, właśnie przeczytałeś coś świetnego, być może nie przeczytasz podobnie dobrej rzeczy jeszcze przez jakiś czas, chciałbyś więcej, ale wiesz, że kontynuacje popsuła niejedno uniwersum, że większość była obliczona na pieniądze płynące z popularności cyklu, zresztą zakończenie nie nadaje się, by cokolwiek kontynuować.

Brak Eganowi filozoficznego zacięcia. Nie ma tutaj wyrafinowanych tez o ludzkiej kondycji, czy innych artystycznych pierdół, które i Dukaj rzuca w twarz, zdań-petard, zabawy stylistycznej (dobra, trochę jest, ale to praktycznie tylko na początku, żeby jakoś zdać sobie sprawę z różnicy dzielącej ludzi od post-ludzi, [dobra, później jest kilka niezłych typowo wizualnych opisów nauki takim tłukom jak ja - pamiętam, że zawsze mię jarało, jak Adam Zamoyski steruje dwoma osobami na raz i Dukaj to napisał to tak, żeby zdezorientować, no to tutaj jest trochę podobnie, kiedy bohaterzy próbują z 4-wymiarowego wszechświata przenieść się na więcej wymiarów, to Egan próbuje to jakoś opisać, czy to stylistycznie wychodzi tak ładnie jak u Jacentego - pewnie nie, ale i tak głowa ma problem z przyswojeniem tego, co się tam wyrabia]). Gość po prostu strona po stronie w jak najprostszy sposób wykłada kolejne etapy swojego pomysłu, ale jako że sam proces przypomina trochę śledztwo, a dodatkowo mamy napięcie zbudowane widmem zagłady, to nie sposób się oderwać.
Wypadałoby przeczytać od razu od początku. Wypadałoby poduczyć się fizyki, matematyki, biologii i chemii. Taa... w każdym razie ciekawa książeczka o problemach post-ludzi (czego, za przeproszeniem? Mało mi własnych?) i krótka do tego, raptem 300 stron z czego 5% to przypisy.

Mam tylko drobne zastrzeżenie: czy naprawdę trzeba było nazywać twórczynię przełomowej teorii w fizyce (na miarę Einsteina) - sprawdzałem, w wersji angielskiej jest to samo, więc nie było to w jakiś sposób tłumaczone na polski - i tutaj przytaczam pełne imię i nazwisko: Renata Kozuch. Była Polką, ale to nie ma żadnego znaczenia dla książki, że pochodziła z Polski. Renata? I do tego nazwisko wyjęte z nosa? Miliard lepszych opcji, ale Egan postanowił nazwać ją Renata Kozuch. To jakby Mikołaj Kopernik nazywał się Grażyna Śpik, Krystyna Zwiech albo, z całym szacunkiem dla pań, które się tak nazywają Bożena Łój.
8/10
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek


Michał Grzesiek - James Bond. Szpieg, którego kochamy

Jestem typem, który lubi drążyć temat. Jak coś obejrzę i mnie to zainteresuje to potem wysysam Internet w poszukiwaniu dodatkowych informacji, szukam książek lub innych podobnych filmów. Jak spoglądam na półkę to mogę wskazać co na niej przybyło np. po zagraniu w "Assasin’s Creed" a co np. po obejrzeniu "Rush" lub "Apollo 13". Skoro skorzystałem ostatnio z oferty reżimowej TV i zaliczyłem na danie główne wszystkie (widziane wcześniej lub niewidziane) filmy o Bondzie to musiało się jeszcze skończyć jakimś książkowym deserem.

Opracowanie Grześka to naprawdę solidny kawał tortu, liczące prawie 600 stron i nabite faktami tomiszcze. Książka ma raczej mało wyszukaną ale za to przejrzystą kompozycję. Autor opisuje film po filmie, wg następującego schematu: 1 Przygotowania, 2. Realizacja. 3. Premiera. Realizacja to nic innego jak opis kolejnych kluczowych scen i okoliczności w jakich je nakręcono. Pada tu mnóstwo nazwisk, nazwisk i jeszcze więcej nazwisk. Jest mowa o producentach, kaskaderach, piosenkarzach, scenarzystach, do tego lokalizacjach, samochodach oraz oczywiście aktorach odtwarzających role pierwszo-, drugo-, trzecio- i któreś tam planowe. Do tego zatrzęsienie faktów, ciekawostek z planu i spoza planu. W sumie wszystko czego byśmy po takiej książce oczekiwali.

Zwróciłem uwagę podczas lektury na dwie rzeczy. Ta bardziej oczywista to fakt jak bardzo określone czasy i kontekst kulturowy wpływały na wygląd i zachowanie głównej postaci i samą fabułę. Np. lata 80, lata strachu przed AIDS to czas gdy Bond unikał podrywania i miał w filmie zazwyczaj jedną partnerkę (pewnie dlatego filmy z Daltonem kompletnie mi się nie spodobały, hehe). Po drugie, to mniej oczywiste, w czasach scenografii z komputera trudno sobie wyobrazić jakim wyzwaniem logistycznym były te filmy i że traktowanie ich z przymrużeniem oka jest dla nich zwyczajnie niesprawiedliwe. Skok na nartach w przepaść i otwarcie spadochronu? No problem, musimy tylko znaleźć człowieka, który zgodzi sie to zrobić, znaleźć lokalizację w Kanadzie, wysłać tam kilkadziesiąt osób na 6 tygodni i voila - mamy 30-sekundowe ujęcie. Samochód ma zrobić beczkę w powietrzu na zarwanym moście? Nie ma sprawy, zatrudnijmy ekipę szaleńców, zbudujmy most, zmodyfikujmy ileś tam samochodów i zróbmy to po raz pierwszy w historii, może się uda, może nikt nie zginie. Bójka na lecącym samolocie? No jasne! Chłopaki właźcie na samolot i postarajcie się nie zabić. Bond ma mieć taki odrzutowy plecak albo latać mini-helikopterem i strzelać rakietami? Pływający samochód? Wiecie co dalej :) Po prostu sama realizacja tych filmów miała niesamowicie przygodowy charakter, pracowała przy nich cała armia magików i dlatego dobrze sie te historie czyta. O współczesnym kinie niczego takiego się już nie napisze bo i co miałoby się napisać? Jak aktor fikał w studio na niebieskim tle albo jak wykreowano dżunglę w komputerze?

Jedyne czego bym się przyczepił w tej książce to fakt, że sprawia wrażenie nieco żmudnej, benedyktyńskiej roboty. Pełnej faktów ale i trochę bez polotu i bez osobistego komentarza autora, który musi przecież być jakimś zakręconym bondomaniakiem. Kto inny by coś takiego napisał? 8/10



Obrazek

Guy Martin - Motobiografia

Dla tych co się interesują motorsportem Martin to fachowiec od wyścigów ulicznych, który dał się poznać światu dzięki udziałowi w dokumencie "Jazda na krawędzi". Pozostali mogą go kojarzyć z udziału w bardzo fajnych programach, emitowanych u nas na kanałach BBC, w których np. bije rekord prędkości na sankach albo odbudowuje Spitfire'a. Krótko mówiąc jest to nietuzinkowy koleś, bardzo specyficzny i jak wynika z lektury jego autobiografii z dość specyficznym podejściem do życia. Na codzień naprawia ciężarówki (jest zwyczajnym pracownikiem na etacie), w weekendy ściga się na motocyklu a w międzyczasie robi fajne programy dla TV i inne różne ciekawe rzeczy, np. kupuje sobie mega-drogie samochody, sypia w furgonetce, jeździ samotnie w wytrzymałościowych wyścigach rowerowych (24 h w siodełku, a co). Bo lubi. Twierdzi, że nie ma w domu telewizora i nie widział żadnego swojego programu. Fajnie się czyta takie ksiażki o ludziach, którzy mają ciekawe życie i nie marnują czasu a jeszcze lepiej gdy są tacy jak Martin - zabawni, wyluzowani, bezpretensjonalni i nie zmanierowani przez sławę i pieniądze. Oczywiście książka dotyczy głownie jego kariery motocyklowej (5 stron opisu trasy Ulster GP, zakręt po zakręcie, jakby co uprzedzałem) i całej tej niesamowitej anglo-irlandzkiej subkultury wyścigów ulicznych (Man TT i inne). Sporo tu także o pracy dla TV i trochę takiej filozofii życiowej prostego chłopaka - robić swoje, robić co sie lubi, żyć na maksa. Jak ktoś widział Martina w TV to wie, że to taki troche chaotyczny, szybko gadający typ, skaczący z tematu na temat i ksiażka też jest taka. Pewnie "przeciętnego czytelnika" nie zainteresuje ale dla mnie to była fajna lektura. 6/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Greg Grandin – Fordlandia

Z podręczników wiadomo o Henry Fordzie, że Ford T i że taśma montażowa. Z gier, że templariusz i założyciel Abstergo Industries ;) W rzeczywistości był postacią niezwykle złożoną i fascynującą, w której wielkość łączyła się z najbardziej ciemnymi stronami ludzkiego charakteru. Najbogatszy człowiek swoich czasów. Wizjoner, konstruktor, innowator, miłośnik przyrody, prekursor recyclingu na skalę przemysłową, zwolennik prohibicji. Antykomunista, który udzielał licencji Związkowi Sowieckiemu i przyczynił się do zmechanizowania tego totalitarnego molocha. Zdeklarowany pacyfista i wielki producent uzbrojenia. Chętnie zatrudniający czarnoskórych, zwalczający segregację rasową zajadły antysemita, odznaczony państwowym orderem III Rzeszy, idol Hitlera i sponsor nazistów. Budujący wzorcowe osiedla dla robotników, podnoszący płace, zapewniający darmową służbę zdrowia a jednocześnie utrzymujący prywatną armię bandytów terroryzującą należące do niego zakłady, zwalczającą związki zawodowe i posuwającą się do przestępstw z zabójstwami włącznie. Człowiek mający dość władzy, pieniędzy i możliwości, żeby realizować najbardziej nieracjonalne pomysły, których z wiekiem rodziło mu się głowie coraz więcej.

Fordlandia w Brazyli miała być odpowiedzią na brytyjską kontrolę światowej produkcji kauczuku, niezbędnego wówczas do produkcji opon. Ford w latach dwudziestych XX wieku zakupił wielką połać ziemi nad Tapajos, dopływem Amazonki, w samym sercu dżungli. Był to obszar wielkości województwa małopolskiego, na którym postanowił założyć wielką, nowoczesną plantację. Nie chodziło tylko o uprawę roślin - Fordlandia miała być przyczółkiem cywilizacji, osiedlem idealnym, utopią wcieloną w życie bez względu na koszty ludzkie i finansowe. Takim "nowym wspaniałym światem" (notabene literacka wizja Huxleya to ostrzeżenie przed światem, w którym tryumfują idee Forda). Z równymi drogami, amerykańskimi domkami, ogródkami, kinami, salami tanecznymi, szpitalami i trzeźwymi robotnikami oddanymi wyczerpującej pracy, całkowicie podporządkowanymi koncernowi. Zatrudniono tysiące miejscowych, ściągnięto amerykańskich zarządców, wysłano tysiące ton sprzętu, maszyn, narzędzi i stoczono tytaniczną walkę z dżunglą. Im bardziej nieracjonalne stawało się to przedsięwzięcie z ekonomicznego punktu widzenia tym większą przypisywano mu rolę społeczną. Przedsięwzięcie było daremne, ignorancja Amerykanów niezmierzona a smętne resztki brazylijskiego państwa-miasta Forda można sobie obejrzeć na Google Maps.

Książka opowiada o losach Fordlandii ale pełna jest też dygresji na temat samego Forda, jego losów, idei, współpracowników i innych przedsięwzięć. Momentami to lektura fascynująca a momentami przesadnie drobiazgowa, erudycyjna, zagubiona w detalach i przez to nieco nużąca. Temat prosił się o trochę bardziej sensacyjne i ciekawostkowe podejście, przynajmniej z punktu widzenia moich czytelniczych preferencji. Jestem zadowolony ale być może odłożenie książki na dłuższe, jesienne wieczory zaowocowałoby wyższą notą. 6/10.
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Charles C. Mann - 1491. Ameryka przed Kolumbem

Z filmów, z powieści przygodowych ale też i ze szkolnych podręczników wyziera obraz Indian jako dzieci natury. Wg tradycyjnego poglądu byli względnie nieliczni, poza kilkoma cywilizacjami środkowej i południowej Ameryki nie tworzyli większych skupisk, nie wpływali na środowisko a przynajmniej nie w negatywny sposób. Nie toczyli poważnych wojen a w starciu z białymi przegrali przez swą naiwność i mówiąc wprost - niższy poziom rozwoju społecznego. Od kilkudziesięciu lat badacze obracają w perzynę te tradycyjne poglądy. Obecnie uważa się, że przodkowie Indian przybyli do Ameryki wcześniej niż zakładano, było ich znacznie więcej niż zakładano, mieli znacznie bogatszą kulturę niż zakładano, budowali... No dobra, dobra, wiem, starczy.
Jak wykłada autor książki - obdartusy z Mayflower po zejściu na ląd zetknęły się z ludźmi wyższymi i silniejszymi od nich, lepiej odżywionymi, zdrowszymi, znacznie czystszymi, gospodarującymi na rozległych polach, żyjącymi w demokratycznych społecznościach i zadziwionymi przybyciem małych, bladych, podziobanych po ospie śmierdzieli. No właśnie - po ospie. Bronią ostateczną przybyszy wcale nie był muszkiet (nota bene śmiesznie nieskuteczny w rękach europejskiego rolnika lub rzemieślnika stającego naprzeciw indiańskiego wojownika uzbrojonego w łuk) tylko choroby, które na niektórych obszarach zabrały nawet 90% indiańskiej populacji. W Ameryce Południowej Pizarro wkraczał do inkaskiego imperium już osłabionego przez chorobę, która wyprzedziła najeźdźców. Bombę na północy zrzucił w połowie XVI wieku konkwistador de Soto z małą armią i wielkim stadem świń przecinający dzisiejsze Stany w poprzek. Zazwyczaj Ameryka jaką poznawali i odkrywali biali była już Ameryką po humanitarnej katastrofie.
Gdy wymierali Indianie to przybywało bizonów i ...to dochodzimy do tego, za co książkę Manna bardzo polubiłem :) Facet generalnie nie zajmuje określonego stanowiska w żadnym z przedstawianych naukowych sporów o to czy o tamto z historii zachodniej półkuli. Natomiast bardzo fajnie przedstawia jak określony kontekst kulturowy i polityczny wpływa na poglądy naukowców. Przez lata Indianie byli symbolem dla ekologów, zielonych i różnych lewicujących grup jako ludzie, którzy z natury czerpali ale jej nie niszczyli. Poprawnościwo-polityczne spojrzenie na historię Indian spowodowało wysyp badań ukazujących ich paradoksalnie w nie tak korzystnym świetle. Tzn. korzystnym. Tzn. zależy jak kto uważa... O rany, to ja może przykład - wielkie obszary Amazonki o które toczy się obecnie walka koncernów z ekologami przez wieki uważano za nietknięte ręką człowieka. Zdaniem wielu tak powinno pozostać. Niestety, co za peszek, Amazonia była intensywnie kształtowana przez Indian i to na trudno wyobrażalną skalę. To z jednej strony wystawia pozytywną laurkę ludziom do niedawna uważanym za "dzikusów", z drugiej jak alarmują rozłoszczeni ekolodzy - daje legitymację do dalszego wykorzystywania Amazonii.
Żeby nie zanudzać - książka Manna to opasłe, raczej poważne w tonie tomiszcze oparte na solidnym naukowym fundamencie (skromne kilkadziesiąt stron samej bibliografii). Jeśli ktoś jest ciekaw co TERAZ wiemy na temat historii Ameryk przed przybyciem Europejczyków to powinien po nią sięgnąć. Niestety lektura daje też jasno do zrozumienia, że wiedza będzie się zmieniać bo ocena różnych zjawisk będzie się zmieniać a to znowu zależeć będzie od wielu, nie tylko naukowych, czynników. 7/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
zodi
Kofan Annan
Posty: 2600
Rejestracja: 11 maja 2014, o 00:36

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: zodi »

Stephen King - Rok Wilkołaka

Powinienem dać to do tematu ostatnio (nie)przeczytana książka :]
Wrzucam te króciutkie wrażenia tylko dlatego, że to pierwszy tytuł Kinga (a miałem ich w swoich rekach naprawdę dużo), którego nie dałem rady przeczytać.. :( Historia toczy się przez tytułowy rok (przynajmniej tak mi się wydaje - wymiękłem przy lipcu ;) ) - styczeń, wilkołak zabija dróżnika; luty - wilkołak zabija dziewczę szukające miłości; marzec - wilkołak zbija włóczęgę...itd...itp... Żadnych emocji, żadnego napięcia, żadnego klimatu...
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Dan Brown - Inferno

Nie jestem fanem Dana Browna Wysoki Sądzie ale nie będę się wypierał uczucia przyjemności, które towarzyszyło mi gdy czytałem "Kod da Vinci". Jego ostatnia książka, której ekranizacja tuż tuż, wpadła mi w ręce przypadkiem a ponieważ lato nastraja do lżejszej lektury to pomyślałem - czemu nie? Pan Brown bardzo mnie zaskoczył Wysoki Sądzie bo nie sądziłem, że zabrał się za pisanie przewodników ale to ja może po kolei... Jest tu o tym jak to znany i lubiany Robert Langdon budzi się z amnezją we florenckim szpitalu by szybko przekonać się, że ktoś chce go zabić. Langdon ucieka więc niby śpiesznie a jednak trochę nieśpiesznie, bo uciekając (w towarzystwie pięknej kobiety o czym zapomniałem dodać) ma dość czasu, sił i energii, żeby podziwiać i przeżywać wszystkie mijane florenckie atrakcje. Wszystkie te plaza, via, palazza, ogrody, obrazy, rzeźby, o każdej wygłaszając w myślach tyradę rodem z Wikipedii albo podręcznika do historii ze szkoły średniej. Gonią go jakieś zbóje, komandosi, potężna międzynarodowa korporacja ale robią to tak nieudolnie, że boki zrywać. Wiadomo, że Langdon to nie Indiana Jones. Ucieka anemicznie jak przystało na faceta w średnim wieku, w tweedowej marynarce i w mokasynach, na dodatek takiego co musi przynajmniej chwilę podumać nad każdą mijaną renesansową pierdołą. Jak już przebiegnie obok wszystkich arcydzieł we Florencji to jedzie do Wenecji robić to samo a potem jeszcze dalej. A tak w ogóle to świat ratuje przed biologiczną zagładą. Serio Wysoki Sądzie, lubię historyczne ciekawostki ale jakby odcedzić "Inferno" z opisów zabytków to zostałoby tutaj jakieś 200 stron z 600. Tyle zapewne wystarczy na dwugodzinny film. Wspominam o tym nie przypadkiem. Widać, jak bardzo pan Brown myśli już w kategoriach filmowych. "Inferno" to praktycznie gotowy scenariusz, z ultrakrótkimi rozdzialikami, prostą intryga dającą się łatwo przełożyć na filmowe medium i plastikowymi, sztampowymi postaciami. Gdzieś po drodze pojawia się wist fabularny, mocno naciągany no ale jednak jest. Trochę buduje emocje pod koniec lektury ale żeby to jakieś szaleństwo było to nie powiem. W "Inferno" wciągającej i zaskakującej powieści sensacyjnej nie odnalazłem no ale za to dowiedziałem się sporo o Florencji oraz o "Boskiej komedii", która inspirowała głównego Złego i która powraca co i raz w postaci cytatów, wskazówek oraz jako przedmiot profesorskich wykładów Langdona. To wszystko co mam do zeznania Wysoki Sądzie. Dodam tylko, że jak komuś tęskno do Florencji to niech sobie lepiej tam jedzie albo zagra w gierkę o tym kolesiu co skacze po dachach. Jak ktoś pójdzie do kina nie czytając wcześniej książki to nic nie straci. 5/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Aleksandra Chrobak - Beduinki na Instagramie. Moje życie w Emiratach

Był sobie kiedyś zapomniany przez Allaha kraj na końcu świata, gdzie wielbłądy beczały dupami a ludzie żyli w biedzie i ciemnocie. Potem trysnęła ropa i Beduini przeprowadzili się z namiotów do willi i drapaczy chmur, przesiedli się z wielbłądów na Bentleye i wysłali synów na uniwersytety w Europie. Obecnie Emiratczycy (bo o Emiratach mowa) stanowią 15% populacji swojego kraju. Pracuje na nich armia zachodnich inżynierów i menadżerów, hinduskich i pakistańskich robotników oraz żeńskich pomocy domowych: służących, nianiek i pół-niewolnic z krajów III świata. Żyją na szczycie szklanej góry, zazwyczaj nie pracują, nie zawracają sobie głowy przepisami prawa (chyba, że koranicznego) i tworzą jedyną w swoim rodzaju, na poły zwesternizowaną i supernowoczesną a na poły archaiczną muzułmańską społeczność. Jedną z mrówek pracujących dla beduińskiej rasy panów była autorka tej książki. Pewnie nigdy bym po nią nie sięgnął (po książkę bo sądząc po zdjęciach to po autorkę niejeden bardzo chętnie by sięgnął) gdyby nie jakieś tam zajawki w TV, zainteresowanie mojej żony i jej zachwyty podczas lektury. Nie przepadam za kobieca pisaniną i w pewnym sensie książka okazała się właśnie taka jak się spodziewałem. Dużo miejsca poświęca autorka zwyczajnie babskim sprawom - prawom kobiet, wielożeństwu, zwyczajom związanym z zamążpójściem, stosunkom damsko-męskim (także intymnym), strojom, ozdobom, zakupom, życiu codziennemu, pomysłom na zdradę i podrywy itd. Natomiast zdecydowanie autorka nie jest gąską rozpływającą się w zachwytach nad egzotycznym krajem. To inteligentna, wykształcona, pisząca dobrym stylem i bardzo krytyczna w swoich obserwacjach osoba. Może zabrakło mi tutaj takiego czysto reportażowego podejścia, może chciałbym więcej historii i polityki ale z drugiej strony jaki reporter umiałby zaprzyjaźnić się z tymi wszystkimi kobietami opisanymi w książce i jaki reporter dotarłby to tych wszystkich relacji z pierwszej ręki? Jaka beduińska matrona albo filipińska służąca porozmawiałaby z kimś innym niż z drugą kobietą? Książkę połknąłem w dwa dni i choć nie podzielam zachwytów żony to lektury nie będę wspominał źle i myślę, że sporo o Emiratach i ich mieszkańcach się dowiedziałem. 6/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Crowley
Pan Bob Budowniczy Kierownik
Posty: 7437
Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Crowley »

Tom Wolfe - S-Kadra

Powinienem napisać "The right Stuff", bo czytałem w oryginale ale żeby nie mieszać w agregacie, zostawię jak jest. Polecajki książek, filmów, czy gier, o których inaczej pewnie bym nie słyszał do końca życia, to druga największa zaleta tego forum. Gdyby nie tekst Voo nie skojarzyłbym, że to pierwowzór Pierwszego kroku w kosmos i nie przeczytałbym jednej z najdziwniejszych książek, jakie do tej pory poznałem. Ani to dokument, ani fabuła na faktach, tylko przedziwny utwór pochwalny na cześć pierwszych amerykańskich kosmonautów i ludzi odpowiedzialnych za program Merkury. Historia najeżona anegdotami tak niesamowitymi, że ciężko w nie uwierzyć, a jednocześnie przeciekawe spojrzenie na powojenną Amerykę. Styl Wolfe'a jest nie do pomylenia z czymkolwiek innym. Nie wiem, jak poradził sobie z tym tłumacz ale po angielsku czytało się znakomicie. Naprawdę warto znać, a jeśli ktoś się chociaż troszkę interesuje lotami w kosmos, musi przeczytać.

8,5/10
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Mariusz Wójtowicz-Podhorski, Krzysztof Wyrzykowski - Westerplatte: Załoga śmierci

Komiks przeleżał u mnie dość długo na półce czekając na dobry moment. Ostatnio, pewnie na fali kolejnej wrześniowej rocznicy w TV przypomniano oba filmy o obronie Westerplatte. Ten klasyczny Stanisława Różewicza i ten niedawny, mocno krytykowany. Oba nagrałem i postanowiłem, że przed obejrzeniem warto wreszcie dowiedzieć się czegoś więcej o tej historii, niż to co wyniosłem z podręczników. Nauka z komiksu? Czemu nie, zwłaszcza, że akurat ten jest moim zdaniem po prostu znakomity. Ponad 100 czarno-białych plansz przedstawia historię starannych przygotowań do obrony oraz drobiazgowo rekonstruuje, dzień po dniu, przebieg walk. Jest tu też oczywiście przedstawiony słynny już konflikt między komendantem placówki majorem Sucharskim a jego zastępcą i faktycznym dowódcą obrony kapitanem Dąbrowskim. Pierwszy chciał poddać placówkę już drugiego dnia, po wielkim nalocie Sztukasów, drugi chciał walczyć możliwie jak najdłużej. Sympatia autorów jednoznacznie jest po stronie kapitana Dąbrowskiego, z czym nie do końca każdy musi się zgadzać. Nawet jeśli Sucharski był postacią odstręczającą to z perspektywy czasu i z perspektywy losów samych obrońców długa walka nie prowadziła do niczego poza pokrzepieniem serc i powstaniem pewnego zafałszowanego i wykorzystywanego do politycznych celów mitu. Ale nawet z tym co napisałem nie każdy musi się zgadzać, więc nie ma sensu dalej się nad tym rozwodzić. Dzięki temu komiksowi udało mi się wreszcie ogarnąć czym tak naprawdę była nasza placówka na Westerplatte, jaka była jej rola, jak była przygotowana do walki, jak byli uzbrojeni żołnierze obu stron i jak przebiegała walka i jakim cudem przy takiej przewadze niemieckiej broniliśmy się tydzień a ponoć mogliśmy walczyć jeszcze dwa razy tak długo. Czarno-białe kadry momentami wydają się nieco przeładowane tekstem, postacie często toczą sztywne dysputy bo autor wkłada w ich usta komentarze na temat aktualnej sytuacji politycznej i militarnej a małe rysunki są często dość uproszczone. Jednak gdy tylko zaczyna się dziać i rozpoczyna się walka, nalot, ostrzał to człowiek po prostu chłonie stronę za stroną i nie może się oderwać od lektury. Gdy rysownik ma miejsce, żeby pokazać kunszt, jak np. na wielkim kadrze ze Sztukasami nad półwyspem to pokazuje go perfekcyjnie. Całość wygląda po prostu jak gotowy scenopis do filmu wojennego albo inaczej - jest narysowanym czarno-białym filmem wojennym.
Lektura była więc satysfakcjonująca ale i strasznie przygnębiająca. Po 100 stronach komiksu jest jeszcze miejsce na artykuły przybliżające m.in. powojenne losy Dąbrowskiego, który był szykanowany i wyrzucany z pracy przez komunistów i w końcu umarł schorowany i w biedzie. Jest mowa o tym jak symbol Westerplatte był wykorzystywany politycznie i o tym jak za komuny (ale i później też) niszczono pozostałości obiektów na półwyspie. Jest też o tym jak obecnie ścierają się dwie wizje przedstawienia tej historii, obie bardzo mocno i bardzo konkretnie umocowane politycznie. Zresztą jeden ze współautorów to obecny dyrektor Muzeum Westerplatte i Wojny 1939, ostro atakowany przez przedstawicieli opozycji. Jak się o tym wszystkim czyta w necie to aż się niedobrze robi człowiekowi. Dlatego może lepiej wrócę do samego komiksu - jest świetny i udowadnia, że komiks może być nie tylko rozrywką. Polecam. 9/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Counterman
Waniaaa!
Posty: 4016
Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Counterman »

Komiks jest dobry, czytałem go już dawno temu.

Im więcej jednak czytam i uczę się o historii wojen (w ogóle, nie tylko II Wojny Światowej) tym bardziej dochodzę do wniosku, że heroiczna obrona straconej pozycji jest zwykle głupotą. Wojny przez wiele lat zmieniały swoje oblicze, ale zawsze chodziło o rachunek zysków i strat. Sprowadzało się to do zysków uzyskanych przez jeden nardów kosztem drugiego. Wojna więc powinna być prowadzona w sposób maksymalnie efektywny, tak żeby poniesione nakłady dały możliwie duże zyski. Obrona straconej pozycji może być sensowna, lecz wtedy kiedy daje ona korzyści taktyczne lub strategiczne. Dla przykładu cienka linia obrony straży tylnej wojsk alianckich przy plażach Dunkierki miała na celu uratowanie maksymalnie dużej liczby oddziałów. Ludzie, którzy walczyli w tej obronie mieli zginąć lub trafić do niewoli. Ale miało to cel nadrzędny, rachunek zysków i strat przemawiał na korzyści aliantów. Obrona Westerplatte korzyści taktyczne miała na początku konfliktu, po zastraszających postępach wojsk niemieckich była już obroną dla honoru. Problemem jest to, że o tym dowodzący placówką dowiedzieli się po konflikcie. Sztab głównodowodzący wiedział o jej bezcelowości, postanowił ją kontynuować bo:
a) De facto nie miał jak wydać innego rozkazu
b) Dla celów propagandowych
Tutaj zaczynają się schody. O ile cele propagandowe są potrzebne, właśnie w czasach ogromnych porażek i wycofywania się całego frontu, to należy rozważyć postawy kształtujące się przy takich przekazach. Zaczyna się tworzyć etos walki do ostatka, co w większości przypadków jest marnotrawieniem zasobów ludzkich oraz materialnych.
Chcę jednak zaznaczyć, że przeprowadzenie tego akurat rachunku (propaganda vs przyszłe straty) to rzecz dyskusyjna, trudna i nie do ocenienia z naszej perspektywy. Nie wiem co było słuszne, czy walka, czy poddanie się.
Niemniej powracamy do podstawowego tematu. Co jest celem w wojnie. Celem jest jak największy zysk narodu. Dlatego etos walki do ostatka, bez analizy konsekwencji jest złym nawykiem. Doprowadza do strat, nie zysków. Honorem nikt się najadł, duma nie uchroni od kuli i nie wskrzesi zmarłych.
Wojna to czas, kiedy ramy społeczne są maksymalnie przesunięte w stronę przemocy. Na miejscu ludzi za to odpowiedzialnych robił bym wszystko żeby maksymalnie ograniczyć straty w ludziach, tak aby po konflikcie naród był silny i zdolny do wojny już gospodarczej. Francja w II Wojnie Światowej zebrała straszne bęcki, a wyszła z niej silna. Polska biła się cały czas i wyszła zdziesiątkowana oraz zniszczona. Wojna polega na kalkulacji.
IRON MAIDEN are KINGS

"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.

"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Podzielam ten pogląd i myślę, że zręcznie to podsumowałeś. Musimy tylko pamiętać w jakim duchu wychowywano takich ludzi jak Dąbrowski i wielu z jego pokolenia oraz tych urodzonych w latach 20-tych. Pewnie we własnym mniemaniu nie robił ani niczego nadzwyczajnego ani niestosownego, głupiego czy bohaterskiego tylko robił swoje. My jestesmy już bogatsi o ich doswiadczenia i łatwiej nam o racjonalne podejscie.

W ogole byłby to fajny konflikt postaw wprost na rozprawke w gimnazjum gdyby tylko tak mocno nie deprecjonowano postawy Sucharskiego w powiazaniu z jego osoba charakterem itd. gdzie jego postawe tlumaczy sie nie rozsadkiem a rzekoma miernota osobista i tchorzostwem.
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Counterman
Waniaaa!
Posty: 4016
Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Counterman »

Z wychowaniem to prawda, szczególnie że większość żołnierzy z Westerplatte podzielała ramy Dąbrowskiego, a na wojnie oddział staje się jedynym punktem odniesienia. Wartości oddziału są najważniejsze dla pojedynczego żołnierza.

Szczerze mówiąc motywów Sucharskiego nie znam, bo nigdy tego nie analizowałem. Ale tak jak piszesz zrzucanie całości winy na jego miernotę jest raczej przekoloryzowaniem.
IRON MAIDEN are KINGS

"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.

"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Razorblade
Mr. Kroper
Posty: 4836
Rejestracja: 4 maja 2014, o 18:56

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Razorblade »

No dobra ale porównania Francji i PL z II WS sa jednak bez sensu. Polska miala byc poligonem, rozdarta na 2 mocarstwa a Polacy jako slowianie to tania sila robocza. Francuzi niekoniecznie. No i sposob "wyzwalania" Sowietow byl troche inny niz aliantow
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

To ewentualnie Rumunia/Bułgaria/Węgry/Chorwacja - Polska a najlepiej Czechy - Polska ale to chyba nie jest temat na ten temat.
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Turtles
rzuff
Posty: 4314
Rejestracja: 4 maja 2014, o 18:58
Lokalizacja: Warszawa

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Turtles »

Obrazek
Janusz Głowacki - Przyszłem czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy

Głowackiego, wstyd się przyznać, poznaję jak zawsze trochę wspak - bo czytałem z Głowy, fabularyzowaną biografię Kosińskiego Good Night, Dżerzi, ale tej jego literatury, która dała mu pozycję do pisania swoich wspomnień to już nie. Samego Wałęsy: Człowieka z Nadziei też nie oglądałem w całości i tu jest pewien problem, bo nie mam pewności, które opisywane sceny w końcu zostały przez Wajdę użyte, a które nie.

Narracja prowadzona jest dwutorowo. Z jednej strony są jakby fragmenty scenariusza, z drugiej wstawki biograficzne, pamiętnik Głowackiego - pełen różnych refleksji.

Tematyka taka, że od pewnych tematów uciec sie nie da, ale nie wszystko jest tylko o tym czy Bolek, i czy ważne, że Bolek. Widać fajnie jak się Wajdzie idea filmu zmieniała zupełnie, jak upadały co lepsze pomysły scenarzysty (tak są przedstawiane, w końcu to Głowacki pisze :) ). I książka jest świetnie, lekko i z poczuciem humoru napisana. Niektórych pewnie odrzuci kilka refleksji w kontekście katastrofy smoleńskiej. No i jak zwykle masa zasłyszanych prześmiesznych anegdotek a to o Breżniewie, a to o szefie tvp z czasów komuny. Pożarłem w weekend.
Obrazek
[url=irc://irc.newnet.net/sgk]#sgk[/url] 4 life. | +12300
Awatar użytkownika
Crowley
Pan Bob Budowniczy Kierownik
Posty: 7437
Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Crowley »

Obrazek

Alan Moore, David Lloyd - V jak vendetta

Jakiś czas już się przymierzałem do napisania co nieco o komiksach Moore'a ale ciężko było mi się do tego zabrać, głównie z uwagi na ciężar gatunkowy i ilość materiału. Na temat jego twórczości można by napisać jakąś rozprawę naukową, więc parę zdań "recenzji" na forum nie są w stanie opisać jej bogactwa i głębi. Moore'a jednak warto, a nawet powinno się znać i może ktoś po przeczytaniu tego tekstu skusi się na któryś z komiksów mistrza, niekoniecznie V.
Swoją premierę V jak vendetta miał w nieistniejącym już czasopiśmie Warrior w roku 1982. Obok Marvelmana, który zadebiutował w tym samym czasie, była to pierwsza przygoda Moore'a z powieścią, ukazującą się cyklicznie. Proces tworzenia rozpoczął się rok wcześniej i jest bardzo ciekawie opisany w przez samego autora w posłowiu do polskiego wydania. Pierwotnie komiks miał być historią detektywistyczną, z akcją toczącą się w latach 30-tych XX wieku. Niestety, a może na szczęście, rysownik David Lloyd kategorycznie odmówił prowadzenia intensywnych prac badawczych nad minioną epoką - w celu zachowania realizmu swoich prac - więc Moore rzucił pomysł osadzenia fabuły w niedalekiej przyszłości, w świecie po III wojnie światowej. Wykorzystał przy tym wymyślonego wcześniej przez siebie na potrzeby pewnego konkursu zamaskowanego (anty)bohatera i w ten sposób zostały postawione fundamenty pod historię opowiedzianą w V jak vendetta. Pomysły krystalizowały się wraz z wymienianą przez autorów korespondencją i długimi rozmowami telefonicznymi, które poprzedziły sam właściwy proces tworzenia opowieści.

Jej akcja toczy się w alternatywnych latach 90-tych XX wieku. W roku 1983 brytyjscy konserwatyści przegrali wybory parlamentarne. Po dojściu do władzy laburzystów usunięto z Wysp amerykańskie głowice nuklearne, co pozwoliło Brytyjczykom wyjść bez szwanku z wojny atomowej, która wybuchła niedługo później. Jak przyznał sam Moore, naiwnością z jego strony było założenie, że jest możliwe zachowanie neutralności i przeżycie bez większych strat nuklearnego holokaustu ale dodaje to historii pewnej oryginalności, w przeciwieństwie do innych postapokaliptycznych dzieł. Po wojnie władzę w kraju przejęli faszyści, doprowadzając do powstania państwa opresyjnego, mocno przypominającego ten z Roku 1984 Orwella. W powojennym chaosie tylko rządy twardej ręki i zamordyzmu były w stanie przywrócić jako taki spokój, kosztem permanentnej inwigilacji, wszechobecności różnych służb policyjnych, a także tępienia wszelkiej odmienności i odchyleń od normy. Jest to świat, w którym za homoseksualizm ląduje się w obozie koncentracyjnym (to nawiązanie do autentyczny antygejowskich haseł, rzucanych przez brytyjskich nacjonalistów w latach 80-tych); gdzie przeprowadza się eksperymenty na ludziach; naczelnik państwa podgląda wszystkich na monitorze w swoim gabinecie, a poszczególne służby mają śmieszne nazwy: propagandowe media to Głos, tajne służby Nos, kamery Wielkiego Brata Oko, a nasłuch telefoniczny Ucho.

W tym paskudnym świecie pojawia się V: zamaskowany terrorysta, który w rocznicę nieudanej próby zamachu na króla Jakuba I wysadza budynek parlamentu - siedzibę nowej władzy, przy okazji ratując z rąk policjantów-gwałcicieli młodą dziewczynę. V jest postacią pełną sprzeczności. W swojej kryjówce kolekcjonuje wiele zakazanych przez państwo dzieł sztuki, cytuje Szekspira, jest elokwentny i szarmancki. Nie przeszkadza mu to z zimną krwią mordować kolejnych osób, ani planować zamachów bombowych, w których giną dziesiątki cywili. Moore stworzył swojego protagonistę częściowo na obraz własnego podobieństwa. Wkłada w jego usta radykalne, anarchistyczne i utopijne hasła, które dziś mogą powodować u czytelnika uśmiech politowania z powodu swej naiwności, jednocześnie tworząc z V postać o bardzo wyrazistym światopoglądzie i motywacji. Myliłby się jednak ten, kto w komiksie odnalazł jedynie anarchistyczny manifest i krytykę lewactwa. To byłoby zdecydowanie zbyt proste. W istocie Moore stawia V nie jako lekarstwo na faszyzm i państwo opresyjne ale jako drugą stronę tego samego medalu. Skutkiem jego działań jest tylko chaos i śmierć, on sam zaś wzniosłych haseł o wolności używa do usankcjonowania swoich własnych zbrodni. Ostatni akt pokazuje, że walka ze skostniałym, zniewalającym obywatela systemem bez wcześniejszego uświadomienia ludzi, którzy byliby gotowi wziąć pełną odpowiedzialność nie tylko za siebie ale i za wszystkich ze swojego otoczenia, prowadzi tylko do pogłębienia chaosu. Ponadto ta brutalna opowieść pokazuje również, że krwawa rewolucja nie ma szans powodzenia w dłuższej perspektywie, bo powoduje tylko zmianę jednego tyrana na innego, że jedynym sposobem na wywrócenie systemu jest edukacja społeczeństwa, które samo, drogą ewolucji poglądów i przekonań powinno wymusić powstanie nowego porządku.

Wszystko to i jeszcze wiele więcej nawiązań, aluzji i idei zawarto w trzech częściach czarno-białego komiksu. Wydanie zbiorcze zostało później pokolorowane ale nie są to rysunki w stylu Marvela, czy Kaczora Donalda. Naniesiono jedynie różnokolorowe, trochę wyblakłe, pastelowe plamy na oryginalne szkice. Dużą rolę odgrywa więc gra świateł i cieni. Kadrów jest dużo, tekstu jeszcze więcej, całość czyta się jak scenopis filmu noir i przede wszystkim jak dobrą powieść. Moore ma ogromny talent do pisania świetnych, żywych dialogów oraz tworzenia niejednoznacznych i oryginalnych postaci, których w V jak vendetta jest cała galeria.

Czy jest to więc komiks idealny? Nie. Widać, że był tworzony na przestrzeni kilku lat i że w tym czasie zarówno styl, jak i poglądy autora ewoluowały. Pierwsza część to głównie prosta satyra i krytyka brytyjskich ruchów politycznych lat 80-tych, natomiast dwie kolejne to już bardziej skomplikowane tematy, o których pisałem powyżej ale jednocześnie mniej przystępna forma z nie zawsze płynną narracją. Nie do końca też przekonały mnie kolory na rysunkach. Myślę, że oryginalne czarno-białe ilustracje były lepsze, a barwne maziaje dodano trochę na siłę, żeby konkurować z kolorowymi amerykańskimi produkcjami.
V jak vendetta to komiks ważny i każdy powinien go poznać. Nie jest może najprostszy w odbiorze, nie jest najpiękniejszy, a akcja nie pędzi w nim na złamanie karku. Nie przypomina też za bardzo swojej filmowej ekranizacji, którą pewnie większość z was zna. Nie dziwię się, że Alan Moore nienawidzi Hollywoodu za to, jak ten obchodzi się z jego twórczością, spłycając ją i sprowadzając do banału (nie mówię o Strażnikach ale to zupełnie inna para kaloszy). Jest to jednak dzieło, które spokojnie można postawić na półce obok "prawdziwych" powieści bez obrazków. Takie, które prowokuje do myślenia, stawia pytania i pobudza wyobraźnię. To wreszcie bardzo dobra historia o zemście i odpowiedzialności za to co robimy.

8,5/10
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Isaac Asimov - Koniec wieczności

Polecana na naszym forum i w końcu przeze mnie przeczytana. Według dzisiejszych standardów to raczej długa nowela, do zaliczenia w dwa wieczory. Bardzo praktyczne dla kogoś, kto nie ma ochoty na kilkusetstronicową kobyłę. Teraz w zasadzie każda powieść, nie tylko SF, musi mieć aparycję cegły, a kiedyś po prostu pisarze SF pisali dziesiątki powieści i opowiadań. Wracając jednak do "Końca wieczności" - jest to książka oparta na ciekawym pomyśle, bardzo oszczędna w opisach miejsc za to pełna dialogów pomiędzy zaledwie kilkoma występującymi tu postaciami. Główny bohater, niejaki Andrew Harlan, jest Technikiem pracującym dla Wieczności, organizacji funkcjonującej równolegle do naszej rzeczywistości i dokonującej w niej korekt istotnych z takiego czy innego powodu. Technicy i inni tzw. Wiecznościowcy podróżują w czasie pomiędzy nieprawdopodobnie odległymi Stuleciami, dokonując w nich zmian - możliwie jak najmniejszych ale przynoszących pożądany efekt. Może to być np. niedopuszczenie do wybuchu wojny albo zapobiegnięcie katastrofie. Oczywiście nawet najdrobniejsza zmiana wywołuje kolejne zmiany, tak więc "poprawianie" rzeczywistości to często po prostu decydowanie o czyimś losie a nawet istnieniu lub nieistnieniu. Wiecznościowcy etosem i zwyczajami przypominają jakiś zakon o dość surowej regule, mają przekonanie o doniosłości swojej pracy i są raczej antypatyczni, z głównym bohaterem włącznie. Nasz Technik w pewnym momencie i ku swemu własnemu zaskoczeniu zakochuje się na zabój w kobiecie spoza Wieczności, jednocześnie wpadając też na trop tajemnicy skrywającej okoliczności powstania samej organizacji. Więcej nie chcę zdradzać, nie ma tu wielu wątków i tak naprawdę dwa-trzy słowa za dużo mogą zrujnować lekturę (co w moim przypadku udało się po części wydawcy - nie czytajcie streszczenia książki na skrzydełku okładki). Historia wciąga i momentami zmusza do zastanowienia a także pewnej uwagi (achtung - podróże w czasie i paradoksy z tym związane!), choć przy lekturze warto pamiętać, że książka powstała 61 lat temu (!). Niekoniecznie dlatego, że to ramota, bo tak nie jest ale jednak warto pamiętać, że napisano ją trzy dziesięciolecia przed wejściem na ekrany „Powrotu do przyszłości”. Może nie podzielam do końca zachwytów nad powieścią Asimova, podobała mi się ale nie byłem nią ani wstrząśnięty ani zmieszany. Lubię gdy pisarz puszcza wodze fantazji i daje nam poczuć inność odwiedzanych miejsc, czy jak w tym wypadku – czasów. Asimov się o to nie pokusił. Z drugiej strony ta pisarska oszczędność przyczyniła się do tego, że książka się nie zestarzała, tak jakby mogła się zestarzeć, gdyby była pełna blasterów i statków kosmicznych o wrzecionowatych kształtach. Być może tak to już jest z tą starą fantastyką, że nawet rzeczy dużego kalibru nie muszą na wszystkich robić takiego wrażenia jak w czasach gdy powstały. Mimo wszystko warto ją znać, jak każdą klasykę. 7/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Roger Crowley - Zdobywcy. Jak Portugalczycy zdobyli Ocean Indyjski i stworzyli pierwsze globalne imperium

Crowley (ten pisarz, nie nasz kolega z forum ;) ) to taki historyczny opowiadacz. Nie pisze dla studentów historii a raczej dla poszukiwaczy ciekawych opowieści. Zdobywcy to jego trzecia książka wydana w Polsce, podobnie jak dwie poprzednie (o upadku Konstantynopola i walkach z Osmanami na Morzu Śródziemnym) jest bardzo zgrabnie i we wciągający sposób napisana. Ciekawy temat i ujęcie problemu w bardzo szerokim historycznym kontekście - to zawsze lubię. Zdobywców mogę polecić każdemu kto lubi czytać o podbojach i odkryciach a nie przepada za podręcznikowym stylem pisania. Tutaj jest o odważnych żeglarzach z kraiku na krańcu Europy, którzy zawojowali wybrzeża Afryki, Indii, Malajów, dotarli do Japonii i zamienili swoje państewko w światową potęgę. Zrobili to wszystko zanim ich hiszpańscy koledzy podciągnęli portki i ruszyli na konkwistę w Ameryce. Portugalscy "fidalgos" z jednej strony zasługują na potępienie bo palili, rżnęli i mordowali co się ruszało, byli brutalni, nie rozumieli złożoności świata do którego dotarli i za nic mieli obce kultury, zazwyczaj znacznie wyższe od własnej. Z drugiej strony byli szaleńczo odważni, honorowi (w swoim i w ówczesnym europejskim i rycerskim pojęciu), niesamowicie zdeterminowani i skuteczni. Zawsze walczyli z przeważającym liczebnie przeciwnikiem, znosili długą i niebezpieczną podróż, choroby, zabójczy dla nich klimat i w końcu łamali opór miejscowych tworząc pierwsze morskie imperium w historii i otwierając Daleki Wschód dla Europy. Z czasem zostali wyparci ze swoich zdobyczy przez Holendrów, Anglików i Francuzów ale warto pamiętać, że ostatnia portugalska enklawa w Indiach (Goa) przetrwała do lat 60-tych XX wieku ale to jeszcze nic przy chińskim Makau, którym Portugalia zarządzała do końca ubiegłego stulecia. Taki mały kraik... 7/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Tony Horwitz - Błękitne przestrzenie. Śladami kapitana Cooka

Książka nie opisuje niesamowitych podróży Cooka a przynajmniej nie w taki sposób jak można by się spodziewać. Tytuł, okładka, dwustronicowa mapka zachodniej półkuli z zaznaczonymi trasami wypraw (od próby prześledzenia których można dostać kręćka) - to wszystko mogłoby sugerować, że za chwilę zaczniemy czytać kolejne naukowe opracowanie o jednym z największych odkrywców w dziejach. Tak naprawdę jest to reportaż z wyprawy autora do krain odwiedzanych przez Cooka. Nie wszystkich i niekoniecznie zgodnie z chronologią podróży angielskiego żeglarza. Horwitz bada jego spuściznę, docieka jaki wpływ na społeczności Pacyfiku miało spotkanie z Cookiem, zwiedza, rozmawia, szuka pamiątek i wspomnień. Trafia na Tahiti, Nową Zelandię, na mroźne Aleuty, do zamglonych portowych miasteczek i wrzosowisk Yorkshire, na pustynię w Australii a nawet dostaje w kość na replice XVIII-wiecznego żaglowca. Rozmawia z członkami maoryskich gangów, wielkim i grubym królem Tonga (prywatnie pasjonatem Wojny Secesyjnej) pije czaj z samowara z prawosławnymi Indianami z Aleutów, rzyga na arktycznym promie, chla na umór w knajpach na końcu świata, wącha śmierdzące pierdy tongańskiego taksówkarza, ściga się w regatach. W podróży towarzyszy mu jego zwalisty australijski przyjaciel, sam już nie wiem czy prawdziwy czy wymyślony. Dziennikarskiej powadze autora w podejściu do postaci Cooka przeciwstawia on bezustanny sarkazm i kpinę. Oczywiście przy okazji dostajemy zatrzęsienie informacji o Cooku, synu parobka, wychowanym w lepiance i jego nieprawdopodobnej życiowej determinacji, która popchnęła go na morze. Poza tym dużo tu gorzkiej prawdy o wyspiarskim świecie jaki unicestwiła europejska cywilizacja oraz o nieco karykaturalnym, z naszego punktu widzenia, życiu na pacyficznych wysepkach. O dziwo sama opowieść ma bardzo pogodną, momentami wręcz humorystyczną formę. Błękitne przestrzenie to jedna z dwóch książek Horwitza wydanych w Polsce (obie czytałem) i wiem, że każdą kolejną (jeśli będą) biorę w ciemno. Facet ma lekkie pióro, pisze mądrze, zagląda w mysie dziury, dociera do ciekawych spraw i ma fajny pomysł na swoje książki. Polecam. 8/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Zolt
menda+
Posty: 4979
Rejestracja: 4 maja 2014, o 15:19
Lokalizacja: Tír na nÓg

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Zolt »

Voo, skąd Ty to wynajdujesz, to ja nie wiem, ale jak mi się półki w mieszkaniu skończą, to zacznę obwiniać Ciebie :P
Obrazek
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
[url=irc://irc.newnet.net/sgk]#sgk[/url] 4 life.
Old FŚGK number is 12526
Awatar użytkownika
Ptaszor
zielony
Posty: 1867
Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Ptaszor »

Chris Taylor - Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat?
czyli historia o tym w jaki sposób powstały nie tylko kultowe filmy (słowo nadużywane, ale w tym kontekście jak najbardziej trafne), ale także miliardowe przedsiębiorstwo Lucasa i jeśli nie chcesz dokładać do niego swoich 49,90 ciężko zarobionych bilonów, to nie musisz, bo to książka niepotrzebna z perspektywy średnio-obeznanego fana, który z Rozszerzonego Uniwersum (pardon, Legend) zna kilka książek. "Jeśli myślisz, że wiesz coś o GW, sprawdź, jak bardzo się mylisz!" - informuje nas blurb z okładki i po tych pięciuset stronach już wiem, że to nie jest prawda, ani tym bardziej "biblia dla fanów GW", jak każe nam wierzyć blurb z tyłu. Raczej: "jeśli myślisz, że wiesz coś o GW, to prawdopodobnie masz rację, bo czytałeś o tym w mnóstwie innych magazynów historie z planu zdjęciowego, które obrosły w legendy i ta książka niczego w twoim życiu nie zmieni". Treść bowiem przypomina moje prace dyplomowe - szkielet, do którego ktoś nawrzucał mnóstwo pierdół, ciekawostek i kilkadziesiąt stron wypychaczy treści, około-tematycznych ciekawostek, jak ta z budowniczymi R2D2 lub relacje koczujących sprzed premiery Mrocznego Widma. Ciekawe, że trochę miejsca poświęca się inspiracjom, Flashowi Gordonowi, Kurosawie, relacjach z Coppolą, Spielbergiem i całym tym kotłem, ale, ponownie, nie są to w żadnym stopniu rzeczy zaskakujące, a jedynie porządkujące pewną wiedzę. Bazę stanowi oczywiście opis produkcji filmów, przy czym najwięcej miejsca poświęca się tutaj starej trylogii i trudności, jakim Lucas musiał stawić czoło w latach 70-tych, w których Hollywood kładziono podwaliny pod jego dzisiejszy, biznesowy model. W tamtych czasach ILM było zbieraniną zjaranych trawką artystów i dziwaków, którzy za ogromne pieniądze eksperymentowali z technologią, a Lucas młodym brodaczem, wywodzącym się z kina artystycznego, człowiekiem z wizją na pulpowe przygody w kosmosie, której jednak, jego zdaniem, nikt w tamtych czasach nie potrafił w pełni zrealizować. Jak bardzo Lucas się mylił, pokazał sukces finansowy, ponieważ wspomina się o zapleczu Lucasa, które stanowiły zabawki, gry, etc. - ale znów, nic, czego średnio rozgarnięty fan by nie wiedział (np. historia o pustych pudełkach zabawek wysyłanych w przedsprzedaży z gwarancją wysłania gotowych figurek, gdy już nadążą z produkcją). Książka, być może w niezamierzony sposób, pokazuje jak stare Hollywood umożliwiło starej trylogii również sukces artystyczny - Lucas, jako człowiek niezdolny do pisania, miał do pomocy przynajmniej dwóch scenarzystów, którzy krytycznie analizowali jego pomysły, dopisywali dialogi, nadawali postaciom życia, a i sami aktorzy potrafili nieraz wykląć reżysera i dosadnie powiedzieć, gdzie może sobie te słabsze dialogi wsadzić (dzięki bogu za Harrisona Forda). Kontrast, jaki się wyłania przy produkcji znienawidzonych prequeli, wynika z tego, że Lucas był noszony na rękach i zamiast oddać GW w ręce innych z uporem maniaka realizował swoją wizję. Wyszły z tego filmy-potworki, których wady wielokrotnie dyskutowano, ale autor w rozdziale zatytułowanym "Jak przestałem się martwić i pokochałem prequele" wyznaje dokładnie to, co w tytule, mrużąc oczy, pozostając fanem. I właśnie dlatego nie warto marnować czasu na tę książkę, bo jest pisana z kolan, z pozycji fana.
6/10
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Zolt - recenzuję mniej więcej połowę tego co czytam. Jakieś hermetyczne tytuły, których pochłaniam sporo odpuszczam bo nie chcę nikogo zanudzać. Możesz się mścić recenzjami swoich lektur, też jestem podatny na sugestię i często kupuję coś pod wpływem pozytywnych opinii znajomych :)


Tymczasem odkryłem ...polskiego klasyka (chyba tak już można nazwać tego pisarza).


Obrazek Obrazek

Jacek Komuda - Galeony wojny

[audiobook] Nie czytałem nigdy żadnej powieści Jacka Komudy. Kojarzyłem go zawsze z Rzeczpospolitą szlachecką, klimatami Dzikich Pól, Dymitriadami, itp. Tyle mi zostało w głowie z czytanych pobieżnie recenzji jego książek, z komentarzy znajomych oraz ze zdjęć przedstawiających jego osobę, pojawiających się tu i ówdzie w necie albo w prasie. O Galeonach słyszałem ale będąc bardzo wyczulonym na tematy marynistyczne nie sądziłem, że ktoś kto pasjonuje się historią naszego kraju w XVII wieku mógł podźwignąć taki temat. Zadziałała u mnie prosta analogia - skoro szlachcie nie było po drodze na morze to co jej piewca może o wojnach morskich wiedzieć? No i ten tytuł - Galeony wojny... Kurde, coś prawie jak Koń Wojny. No i to był z mojej strony błąd. Ha! Co ja piszę? WIELBŁĄD! :)
Galeony wojny to świetna książka przygodowa w historyczno-morskich klimatach, osadzona w realiach XVII wieku, najlepsza tego typu powieść w naszej literaturze od czasów trylogii o Janie Martenie Janusza Meissnera, kropka. Głównym bohaterem jest mieszkający w Gdańsku postarzały i zrujnowany holenderski szyper Arendt Dickmann, który zaciąga się do królewskiej floty. Zależy mu na nagrodzie za wytropienie ...tajemniczego potwora napadającego statki kupieckie i paraliżującego gdański handel. W wyprawie towarzyszy mu polski szlachcic Marek Jakimowski, weteran walk z Tatarami, były turecki galernik i pirat Morza Śródziemnego. Zaprawdę więcej w tej książce walk, opisów bitew i pojedynków niż w 10 tomach słynnego cyklu O'Briana o Aubreyu i Maturinie. Zresztą z tej klasycznej morskiej sagi w pewnym momencie Komuda w kapitalny sposób żartuje. Jednak nie tylko walką czytelnik galeonów żyje. Przede wszystkim Komuda kreśli tutaj kapitalny, bogaty w szczegóły portret XVII-wiecznego, potężnego, kosmopolitycznego Gdańska (trzy tomy historii tego miasta same wskoczyły mi na półkę, nie wiem skąd...). Mieszanina narodów, języków, interesów, opisy miejskich zaułków, portów, praw, zwyczajów itd. Stwierdzam po wysłuchaniu, że autor ma niesamowity dryg do gwar, przekleństw i jest mistrzem w budowaniu historycznego klimatu. Od terminologii morskiej mniej wprawnym w temacie może się zakręcić w głowie. Daje to bardzo fajne wrażenie podróży w czasie i przyjemną świadomość, że za słuchaną historią stoi ktoś obeznany w temacie. Żeby nie było samych zachwytów - w pewnym momencie przychodzi pewne rozczarowanie głównym wątkiem. Od samego początku miałem obawę, że coś takiego się zdarzy. Komuda intrygę wymyślił taką, że nie dało się z tego wyjść w nie wzbudzający czytelniczych wątpliwości sposób. Po prostu wyjaśnienie tajemnicy wydaje się najsłabszym elementem układanki. Ale nic to, tak poza tym to naprawdę fajna i wciągająca książka a długaśny opis bitwy pod Oliwą to jeden z najlepszych batalistycznych kawałków jakie czytałem. Czy też jak w tym akurat przypadku – jakie słuchałem ;)
Lektorem audiobooka jest bliżej mi nieznany Andrzej Hausner. Gość dysponuje przyjemnym, zdecydowanym, męskim głosem. Nie sili się na teatr jednego aktora w stylu Jacka Rozenka, po prostu odwala dobrą, lektorską robotę. Werwa z jaką czyta oraz tematyka powieści powodują, że to idealny audiobook do samochodu, do stania w korkach albo długich przelotów autostradą. Znużenie i senność znikają jak odjęte. Zapewniam! 8/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Ptaszor
zielony
Posty: 1867
Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Ptaszor »

Filip Springer - 13 piętro
Reportaż o budownictwie mieszkaniowym w Polsce. Historia rozpisana od Dwudziestolecia po 2015 rok i koniec rządów PO, o PiS jeszcze nie zahacza, ale, jak się okazuje podczas lektury, bardzo słusznie. Tezy książki w skrócie: system dopłaty do hipotek i własnościowy model mieszkalnictwa jest zły i nie spowoduje rozwiązania problemu głodu mieszkaniowego. Należy budować mieszkania czynszowe, inaczej cena wynajmu mieszkań nie spadnie. PO i poprzednie rządy bały się dofinansowywać np. Towarzystwa Budownictwa Społecznego, bo to inwestycja na kilkanaście lat, efekty widać po dłuższym okresie i jest to nieopłacalne w perspektywie 4 i 8-letniej. W Międzywojniu nie było na to zwyczajnie pieniędzy. Premier Jak Krzysztof Bielecki, wieloletni doradca gospodarczy i szara eminencja przy PO w kuriozalnej rozmowie przyznaje, sprytnie zresztą wpędzony/zredagowany w kozi róg, że ogólnie, to on jest "za" i Polskę na takie inwestycje stać od 2007 roku, na co Springer odpowiada: czyli od czasu, gdy zaczęliście wprowadzać dopłaty do kredytu Rodzina na Swoim. Bielecki: no tak. Kwestia: ale najpierw trzeba wybudować, żeby mieć co wynająć wydaje się nie do obrony, bo wiele z TBS-ów działa jak deweloperzy. Tylko nienastawieni na zysk. Maja wiedzę, budowali w tym systemie, mieli nawet przez pewien okres przyznawane środki, ale od 2009 nie wybudowali nic. No więc PiS będzie budować. Abstrahując od reportażu, Mieszkanie Plus wydaje się realizacją marzeń Springera, ciekawe czy za te 10 lat będzie można mu udowodnić, czy miał rację.
Wracając do tekstu: Springer zaczyna od Międzywojnia, kładzie podwaliny pod późniejszą tezę o potrzebie rozwoju budownictwa czynszowego, a także unaocznia, że problem mieszkań mamy nierozwiązany praktycznie już od XIX wieku. Ciekawe, ale ciekawsza część zaczyna się, gdy przechodzi do czasów po 89 roku, nie jest to bowiem książka o mrokach PRL-u, ale jego bardzo długim cieniu. Wynikają z niego pośrednio historie o czyszczeniu kamienic, o złych deweloperach w wolnorynkowych, trudnych czasach (najbardziej rozbawiła mnie opisanie postaci Joli z "pewnej dużej firmy deweloperskiej", która bez drgnienia powieki wciska ludziom przecenione projekty i dzięki zachowaniu anonimowości pełni rolę czarnego charakteru, który przypomina trochę Jordana Belforta, mówiącego, że on lepiej będzie w stanie zaopiekować się cudzymi pieniędzmi), frankowiczach oszukanych przez banki, młodych, wchodzących na rynek i mieszkających u rodziców oraz o pokoleniu kredytu hipotecznego, które bez niego uważa, że nie jest naprawdę dorosłe. Wszystko to bardzo ładnie udowadnia postawioną w tekście tezę, ale czy rozwiąże to nasz problem (bo na Zachodzie rozwiązało, więc DUH! OF COURSE!), okaże się za kilkanaście lat. Jeśli kogoś nie mierżą socjalistyczne poglądy autora, to książeczka pomoże mu utwierdzić się w swoich przekonaniach. Dla innych, bardziej przedsiębiorczych i liberalnych może być miejscami trochę irytująca. To reportaż z naszej polskiej szkoły, więc niektórych dramatycznych, jednozdaniowych, fragmentów w stylu, cytuję z pamięci, "jednoczył ich smutek z utraty. Nie chcieli być sami. Przyszli na zebranie" nie unikniemy. Taki mam w ogóle problem z reportażem, że to niby faktografia, ale jednak klocki układa autor, pisarz, literat. Być może dlatego rażą fragmenty o rodzinnych tragediach ujmowanie w krótkie, szokujące zdania-petardy. A może to (nie)wrażliwość dzisiejszego, internetowego, 4chanowego odbiorcy, u którego "rzuciła się z okna, bo nie miała z czego zapłacić czynszu" wywołuje parsknięcie śmiechu?
7/10
Awatar użytkownika
Pquelim
rooooooooooki
Posty: 5034
Rejestracja: 4 maja 2014, o 23:09

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Pquelim »

przedwczoraj zostawiłem w PKP Miasto Archipelag Springera... zdazyłem machnąć mniejwięcej 3/4 :/
no i czytało się nieźle, bardzo sprawny reportażysta.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?

since 22/4/2003
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Jacek Hugo-Bader - Dzienniki kołymskie

Gdzieś na początku książki ma miejsce taka rozmowa. Pewien Rosjanin chce coś opowiedzieć Hugo-Baderowi ale zastrzega, że ten pewnie mu nie uwierzy. Na to autor odpowiada, że na pewno uwierzy, w końcu od 20 lat podróżuje po Rosji.

O tych podróżach miałem wcześniej okazję poczytać w "Białej gorączce". Tutaj dostajemy to samo - samotnego wędrowca w obcym i dziwnym świecie. O ile postsowiecka rzeczywistość we wczesniejszej książce Badera była trochę straszna ale też i trochę zabawna tak tutaj jest już głównie strasznie i momentami bardzo przygnebiająco. Nic dziwnego, skoro kraina przez którą wędrujemy z autorem to nasiąknięta krwią milionów zesłańców Kołyma. Jedyna droga przez nią wiodąca a zarazem trasa reporterskiej wyprawy jest jednocześnie jej największym cmentarzem - układano ją wprost na ciałach zmarłych z wycieńczenia lub zamordowanych więźniów. Nie da się uciec od takiej historii i taka jest też ta książka - o teraźniejszości z której ciągle przeziera to co dawne. Sowieckie czyli jak dla mnie po prostu no ...straszne. Chyba się powtarzam ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Spodobało mi się w "Dziennikach" to, jak umiejętnie Hugo-Bader zniknął z własnej opowieści. Wiecie, facet pojechał z plecakiem na koniec świata, do kraju gdzie siarczysty mróz i niebezpieczeństwa, wędrował (także pieszo) przez pustkowia a w zasadzie niezbyt się nad tym aspektem wyprawy rozwodzi. Tu i ówdzie wspomni coś o trudnych warunkach ale generalnie nie rozczula się nad sobą i nie on jest tutaj bohaterem. Są nimi kolejni napotykani "paputczicy" (towarzysze podróży) - kierowcy ciężarówek i UAZ-ów, poszukiwacze złota, syberyjscy autochtoni, byli skazańcy polityczni, byli kryminalisci, byli kagiebiści a obecnie biznesmeni, byli żołnierze - weterani z Afganistanu i Czeczeni. W ogóle Kołyma to taki przegrany, "były" kraj. Gigantyczne nieczynne więzienie, gdzie na każdym placu wciąż stoi pomnik Lenina. Kraj, z którego coraz więcej Rosjan ucieka. Ci co pozostają, żyją na tym cmenatrzysku w jakimś dziwacznym zawieszeniu między starym i nowym, ponurzy i w większości zapijaczeni. Wokół nich wyludnione osady i zdewastowane środowisko. Hugo-Bader nie przerywa swoim rozmówcom, nie ocenia ich, nie komentuje, czasem tylko coś wtrąci. Poszczególne historie układają się w całość o ludziach, co ja piszę - o całym narodzie przeżartym, strawionym i wydalonym przez koumunizm. Jeżeli jest coś poztywnego w tej książce to zaskakująca, niespotykana u nas gościnność i chęć pomocy u mieszkańców Kołymy. Przy całej ich opryskliwości i frustracji, sowieckiej mentalności są gotowi podzielić się najskromniejszym posiłkiem i przyjać pod dach obcego człowieka. Na tej serdeczności oparła się przecież cała podróż Hugo-Badera, który sam pisze, że nie wydał na nią prawie żadnych pieniędzy. Wszędzie ktoś mu pomagał, podwoził, karmił, dawał nocleg, poił wódką itd. To budujące ale ja tam wolę nasz świat, naszych zabieganych i nieżyczliwych ludzi i świadomość, że koparka, która kopie rów obok mojej działki nie wykopie stosu ludzkich szczatków a wzgórze pod lasem nie jest masowym grobem zesłańców. Ciekawa i porusząjąca lektura. Lepiej niech pan Jacek nie traci sił na przebieranki w Święto Niepodległości a jak najwięcej podróżuje i pisze o tym. 8/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Marc Cotta Vaz - Szalone życie Meriana Coopera, twórcy King Konga

W świecie dziecięcej wyobraźni i zabaw przewija się taki motyw, że ktoś jest np. dzielnym pilotem i świetnym sportowcem albo np. odkrywcą i sławnym piosenkarzem. Jak ktoś czytał "Mikołajka" to wie o co chodzi a jak nie czytał to może nawet pamięta z własnego dzieciństwa. Potem oczywiście zostaje się dorosłym i np. przez całe życie jest się biurokratą i chodzi do biura. Albo kierowcą i całe życie jeździ samochodem. Ma tak pewnie z 99,99% populacji. Dziecięce marzenia są dla dzieci.

Merian Cooper miał to szczęście, że urodził się w czasach stworzonych dla ludzi niespokojnych duchem i można powiedzieć, że swoje życie wycisnął jak cytrynę. Był właśnie kimś takim, kim każdy chłopiec chce być. Wychowanek bogatej rodziny z amerykańskiego Południa, wyrzucony dyscyplinarnie z Akademii Marynarki Wojennej, dziennikarz, pilot wojskowy, podróżnik i odkrywca, reżyser i producent filmowy, biznesmen, znowu żołnierz, znowu filmowiec i propagator nowych technologii związanych z kinem. Przez całe życie zajadły antykomunista. Dla polskiego czytelnika najciekawszy jest oczywiście wątek jego życia związany z Polską. Niekoniecznie ten obyczajowy (Cooper był ojcem Macieja Słomczyńskiego vel Joe Alexa) ale ten wojenno-przygodowy. No, przynajmniej dla mnie :) Coopera od dzieciaka karmiono historiami o prapradziadku, który był przyjacielem Pułaskiego i na rękach którego umierał polski generał. Gdy skończyła się I wojna światowa Cooper wyjechał do Polski tłuc bolszewików jako pilot Eskadry Kościuszkowskiej. Zestrzelony i wzięty do niewoli przeżył mnóstwo przygód (starczyłoby na niezły film) aż w końcu wrócił do Polski. Odmówił przyjęcia majątku ziemskiego od wdzięcznych Polaków i wrócił do Stanów z pustymi kieszeniami w polskim, wojskowym płaszczu, który oddał bezdomnemu w Nowym Jorku. Podróżował, kręcił filmy, rozkręcał linie lotnicze. Jako filmowiec robił głównie kino w dzisiejszym odczuciu nieco kiczowate, o tajemniczych krainach i starożytnych ludach. Miał naprawdę odjechane pomysły, z których tylko niektóre (np. King Kong) udało mu się zrealizować. Lubił nowinki techniczne, propagował kolor w kinie, przyczynił się do rozwoju efektów specjalnych. Był zaangażowany w tak wiele dziedzin, że wśród nazwisk jego znajomych i współpracowników przewijają się zarówno pisarze SF, znani filmowcy jak i politycy czy wielcy amerykańscy dowódcy. Gdy wybuchła II wojna światowa to sprzedał wszystkie posiadane akcje firm produkujących na potrzeby wojska, zrezygnował ze stanowisk i w wieku 50 lat wstąpił do Latających Tygrysów, amerykańskiej najemnej eskadry w Chinach. Żeby tłuc Japońców. Taki gość.

Teoretycznie książka o kimś takim to samograj. Faceta, który był chodzącą energią należałoby opisać w krótkich żołnierskich słowach i bez udziwnień. Autor wykonał naprawdę potężną pracę, książka ma cały rozdział poświęcony źródłom, obszerny indeks nazwisk i mnóstwo przypisów. Marc Cotta Vaz dotarł nawet do córki Macieja Słomczyńskiego. Szkoda tylko, że lubi kwiecisty styl i w jego pracy pełno jest zdań w stylu "Chennault, emerytowany oficer lotnictwa, był twardy jak wiejski gościniec i surowy jak pejzaże północno-wschodniej Luizjany, które odkrywał jako mały chłopiec, uganiając się po skąpanych w słońcu polach bawełny, dębowych zagajnikach i mokradłach". W tym stylu prawie non-stop. Nic dziwnego, że wyszło mu ponad 600 stron. Na dodatek, mam takie wrażenie, że tłumacz też nieco skiepścił sprawę. Jednak czyta się to szybko a książka będzie bardzo ciekawa dla każdego, kto interesuje się historią kina i po prostu - historią. 7/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Marcin Ciszewski - http://www.1939.com.pl

[audiobook] Jak byłem mały to lubiłem w myślach rozważać pomysły w rodzaju - a co byłby gdybyśmy mieli pod Grunwaldem czołg? Obejrzałem też taki japoński film o współczesnym oddziale przeniesionym w czasy samurajów i amerykański pt. "Końcowe odliczanie" o lotniskowcu atomowym, walczącym pod Pearl Harbor. Nie wiem czy pan Ciszewski miał podobne inspiracje, w każdym razie przewodni motyw w jego książce jest identyczny - współczesny, znakomicie wyposażony oddział Wojska Polskiego zostaje przeniesiony w czasie do dnia 1 września 1939 roku. Dodajmy, że dzieje się to niespodziewanie dla samych uczestników zdarzenia. No a potem jest dużo strzelania.

Książka prawie dekadę temu wzbudziła spore zainteresowanie na rynku wydawniczym ale sięgnąłem po nią dopiero teraz, w wersji audio. Szukałem czegoś mało zobowiązującego, do słuchania w samochodzie. W zasadzie dostałem to co chciałem, bo to lekka i pełna debiutanckiej werwy powieść. Ciszewski tylko momentami próbował ugryźć temat "na poważnie". W końcu wymyślił historię, w której kilkuset ludzi zostaje wyrwanych ze swoich realiów, zostawia swoje rodziny i sprawy a to musiałoby w rzeczywistości skutkować różnymi postawami i zachowaniami. Do tego główny bohater powieści rozgrywa jakieś tam swoje sercowe problemy, ale... No pisząc wprost to dopóki w książce "dzieje się", to autor sprawnie sobie z tym radzi. Jednak gdy tylko postanawia wpleść jakieś wątki obyczajowe, psychologiczne, na jego i czytelników szczęście niezbyt obszerne, to wychodzi mu to koszmarnie nieporadnie. Momentami aż trudno powstrzymać śmiech. Na szczęście literacką nieporadność na tym polu autor równoważy galerią ciekawie skrojonych postaci i dużą dynamiką wydarzeń. Nie ma się co oszukiwać, nie jest to literatura wysokich lotów i takiemu czytelnikowi jak ja żal niewykorzystanego potencjału jaki krył się w pomyśle. Jednak opierając się na pozytywnej opinii mojego syna mogę założyć, że tak naprawdę adresatem tej książki są młodzi i bardzo młodzi ludzie zafascynowani wojskiem. Otoczka, realizm historyczny, psychologia postaci, itp. interesują ich średnio a całą frajdę mają z malowniczych opisów jak to polski śmigłowiec szturmowy sfajcza kolejne panzerwageny.

Książkę czyta nieznany mi dotąd Krzysztof Banaszyk, wg Wiki specjalista od dubbingu. Robi to prosto, po wojskowemu, tak jak należało. Z audiobooka, mimo wspomnianych wad powieści, jestem dość zadowolony, spełnił swoje zadanie. Syn pyta o kontynuację, więc pewnie za kilka tygodni napiszę tutaj opinię na temat drugiej części. 5/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Hampton Sides - W królestwie lodu

W ostatnich dekadach XIX wieku najbardziej tajemniczymi i niedostępnymi miejscami na Ziemi pozostawały obszary podbiegunowe. W pierwszej kolejności Biegun Północny a także tzw. Przejścia - północno-wschodnie i północno-zachodnie, czyli szlaki wodne łączące Atlantyk z Pacyfikiem ponad Azją i Ameryką. Tereny te kusiły rządy, admiralicje, odkrywców, naukowców, poszukiwaczy przygód ale także handlarzy, wielorybników i innych ludzi interesu. Próby zdobycia lub zbadania Arktyki fascynowały całe narody. Poglądy naukowe na jej temat były z dzisiejszego punktu widzenia zgoła fantastyczne. Wierzono m.in., że obszar wokół bieguna jest wolny od lodu i że można do niego dotrzeć statkiem. W pewnym sensie można, co udowodnili wiek później Amerykanie na atomowym okręcie podwodnym. Jednak XIX-wieczne wyprawy morskie nie miały z oczywistych przyczyn żadnych szans na sukces i przyniosły wiele ofiar. Z drugiej strony dostarczyły późniejszym pokoleniom wielu tajemniczych (jak ta o zaginięciu wyprawy okrętów „Terror” i „Erebus”) i heroicznych (jak ta, której dotyczy książka) historii. Po doświadczenia z ówczesnych wypraw arktycznych sięga się do tej pory, podczas rozważań na temat potencjalnych lotów na Marsa.

Sponsorem i współpomysłodawcą wyprawy George de Longa na pokładzie "Jeannette" był James Gordon Bennett, amerykański milioner, sportsman i właściciel czasopisma "Herald". Typ szalonego magnata, który zrewolucjonizował rolę i sposób działania prasy popularnej, bił sportowe rekordy, szastał pieniędzmi i potrafił wysikać się do fortepianu na balu nowojorskiej society. Wcześniej sponsorował wyprawę Stanleya do Afryki (tego od: "Dr Livingstone, I presume?") i pożądał historii równie poczytnej, tyle, że w arktycznych klimatach. Jego ambicje zbiegły się z dążeniami amerykańskiego społeczeństwa, które otrząsnęło się z traumy wojny domowej i wkroczyło na ścieżkę błyskawicznego rozwoju gospodarczego. Nowa potęga chciała odegrać znaczącą rolę w odkryciach geograficznych a skoro Świętym Graalem w tej dziedzinie pozostawał Biegun Północny to cel wydawał się oczywisty.

Wyprawa przebiegła nie tak jak zakładano, choć przygotowano ją niezwykle skrupulatnie. De Long zebrał załogę złożoną z 30 ludzi, w większości znakomitych specjalistów. Statek (w zasadzie amerykański okręt wojenny, aczkolwiek kupiony i wyekwipowany przez Bennetta ) był przygotowany najlepiej jak wówczas potrafiono. Wzmocniono jego konstrukcję i wypełniono zapasami. Na pokład załadowano najnowsze osiągnięcia nauki i techniki, łącznie z elektrycznymi lampami łukowymi dostarczonymi przez Edisona i telefonem Bella. Niestety samo założenie, na którym oparto pomysł wyprawy, było mylne i całość musiała skończyć się tak jak się skończyła. Nie chcę tu zdradzać zbyt wiele, sam nie przeczytałem nawet wpisu na Wiki przed lekturą, żeby nie psuć sobie zabawy. Książkę Sidesa czyta się trochę jak reportaż a trochę jak dobry dreszczowiec. Najpierw jest dużo o przygotowaniach, załodze, samym kapitanie i jego rodzinie, wielkim entuzjazmie dla wyprawy wśród Amerykanów. Całej społecznej, historycznej i naukowej otoczce przedsięwzięcia. Potem pojawiają się pierwsze problemy a na końcu jest lodowa groza i walka o przetrwanie, prawdziwa arktyczna epopeja. Poszczególne rozdziały otwierają wzruszające listy żony De Longa, pisane podczas jego wyprawy, teoretycznie adresowane do niego a tak faktycznie bez szans na dostarczenie i będące czymś w rodzaju terapii dla żyjącej w strachu i smutku samotnej kobiety.

Książka jest wymarzoną lekturą na zimowy wieczór gdy człowiek uświadamia sobie, że o "okropnych" warunkach jakie mamy za oknem członkowie ekspedycji De Longa mogli tylko pomarzyć. Swoją walkę o przeżycie toczyli w środowisku ekstremalnie nieprzyjaznym człowiekowi. Hampton Sides ma dobre pióro i potrafi opowiadać we wciągający sposób. Momentami miałem wrażenie, że sam maszeruje po lodzie u boku De Longa. Rebis wydał książkę porządnie i nie żąda za nią złodziejskiej ceny. Nic tylko brać i czytać. Groza, piękno i potęga Arktyki po prostu zniewalają a ludzka determinacja budzi podziw. Aż mi się przypomniały książki Centkiewiczów czytane w dzieciństwie. Do tych klimatów na pewno jeszcze kiedyś wrócę. 9/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Turtles
rzuff
Posty: 4314
Rejestracja: 4 maja 2014, o 18:58
Lokalizacja: Warszawa

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Turtles »

Zdjąłbyś kapcie Voo, założył kalosze i popłynął w morze może?

Znajomy organizuje od lat rejsy sylwestrowe do kopenhagi jak ciągnie Cię zimowa przygoda. Młot do lodu musi być na wyposażeniu. Raz byłem, polecam :)
Obrazek
[url=irc://irc.newnet.net/sgk]#sgk[/url] 4 life. | +12300
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Myślałem o tym ale widzisz, królowa brytyjska mianowała mnie Admirałem Miękkiej Sofy i Ciepłych Bamboszy i nie mogę jej zawieść.

A na serio to jestem klasyczną ciepłą kluchą i nie znoszę niewygód. O wielkich przygodach wolę czytać albo oglądać je w TV ;)
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Zolt
menda+
Posty: 4979
Rejestracja: 4 maja 2014, o 15:19
Lokalizacja: Tír na nÓg

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Zolt »

Z powieści Cichowskiego z serii www. najbardziej polecam Majora. Przypomina powieść szpiegowską i dzieje się w Warszawie na wiosnę 43. roku.
Obrazek
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
[url=irc://irc.newnet.net/sgk]#sgk[/url] 4 life.
Old FŚGK number is 12526
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Walter Isaacson - Steve Jobs

[audiobook] Jobs długo był dla mnie tym charakterystycznym gościem od elektronicznych gadżetów, który parę lat temu wziął się i zmarł. Produkty Apple zawsze były poza moim zasięgiem finansowym i kompletnie się nimi nie interesowałem. Oczywiście kojarzyłem cały ten infantylny hype z jednej strony i hejt z drugiej pod adresem Jobsa i jego firmy ale generalnie mi to latało. Po wysłuchaniu jego biografii, ponoć jedynej napisanej pod oficjalnym błogosławieństwem, z dostępem do wszystkich materiałów a zarazem nie autoryzowanej (lub jak to woli - nie ocenzurowanej) przez Jobsa muszę przyznać, że był z niego naprawdę interesujący sukinkot. Z gatunku takich, których niekoniecznie chcielibyśmy znać i najprawdopodobniej nie polubilibyśmy ich w zwykłym życiu ale o których fajnie się czyta/słucha. Już dzieciństwo i młodość miał ciekawe i pokręcone a co dopiero w czasach gdy stał Midasem ery cyfrowej zamieniającym w złoto wszystko (no, prawie) czego się dotknął.

Spuścizną Jobsa jest najbardziej wartościowa marka świata, szereg technologii powstałych z jego inicjatywy lub pod jego bezwzględnym nadzorem oraz (ku mojemu autentycznemu zaskoczeniu, bo nie miałem o tym pojęcia) - kilkanaście zajebistych filmów animowanych. No jasne, gość nie spędził ani sekundy przy animowaniu Toy Story ale właśnie przypadek Pixara pokazuje jaka była rola Jobsa w dziedzinach, w które się angażował. To był koleś totalny, bezwzględnie i konsekwentnie odciskający piętno na wszystkim czym się zajmował - na kształcie obudowy komputera, składzie rady nadzorczej, charakterze postaci w filmie animowanym, sposobie sterowania w przenośnym odtwarzaczu muzycznym, interfejsie kalkulatora, projekcie schodów w siedzibie Apple, sposobie ułożenia produktów w firmowym sklepie, rodzaju napędu CD w iMacu czy kolorze płytek na podłodze (koniecznie z włoskich kamieniołomów!), nie zapominając o lokalizacji toalet w siedzibie Pixara. Ciągle o coś walczący, skonfliktowany, stawiający wszystko na jedną kartę, wyciskający pracowników jak cytrynę, czasem działający na krawędzi oszustwa lub przekraczający ją. Nie będąc wybitnym specjalistą w niczym konkretnym, decydował o wszystkim jak Kim Ir Sen, prawie zawsze trafiając i zarabiał na tym miliardy. Był wielkim bossem ale zarazem był bardzo blisko produktu końcowego - zupełnie tak jakby np. prezes Fiata sam cisnął samochody na torze testowym, zmieniał ustawienia zawieszenia, w międzyczasie decydując o kształcie nawiewów w kabinie i fakturze plastiku na desce rozdzielczej.

Nie sposób zliczyć anegdot i historii związanych z Jobsem, z jego zwariowanymi obsesjami i mocno nawiedzonym sposobem w jaki prowadził interesy. Jego biografia to tak naprawdę historia elektroniki użytkowej od początku lat 70-tych do dzisiaj. Moim zdaniem wcale nie jest lukrowana, jak zarzucił jej w innym temacie jeden z forumowiczów. Absolutnie nie polubiłem Jobsa po lekturze ale nie mogę zaprzeczyć, że go podziwiam. Jako kompletnemu laikowi technicznemu bardzo spodobały mi się opisy procesów w jakich rodziły się poszczególne produkty Apple i fakt, że najbardziej przebojowe urządzenia powstawały czasem pod wpływem chłodnej kalkulacji a czasem pod wpływem impulsu lub jakiegoś przebłysku geniuszu. Książka ma lepsze i gorsze momenty, np. mi najbardziej do gustu przypadła część przed powstaniem Apple oraz lata po powrocie Jobsa do firmy, wszystkie wątki związane z filmem (Pixar) oraz muzyką (iTunes, iPod). Przełom lat 80 i 90 wypadł trochę nudniej, trochę zawiłe są też opisy zakulisowych rozgrywek o kontrolę w firmie. Mimo wszystko jako całość jest to lektura znakomita, wciągająca i myślę, że każdy znajdzie tutaj coś ciekawego. W końcu każdy z nas żyje w świecie wykreowanym przez Apple, jego naśladowców i konkurentów.

W wersji audio świetną robotę odwala Jarosław Łukomski i całość warta jest swojej niemałej ceny. Polecam. Bardzo! 9/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Antony Beevor - Druga wojna światowa

Przeczytałem dziesiątki książek o epizodach II wojny światowej lub wybranych jej aspektach (np. wojnie na morzu). Jednak jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że nigdy w życiu nie przeczytałem książki, która traktowałaby o historii największego konfliktu w dziejach w sposób kompleksowy i przekrojowy. Postanowiłem nadrobić to niedopatrzenie. Padło na książkę Beevora bo ...była, do tego była względnie niedroga i miała dobre recenzje.

Będąc, z oczywistych względów, zwolnionym z pisania "o czym to jest" pozwolę sobie tylko napisać dlaczego książka bardzo przypadła mi do gustu. Pierwsze to osoba autora i jego nastawienie. Lubię czytać Brytyjczyków piszących o historii bo zdają sie mieć bardzo zdroworozsądkowe i krytyczne podejście do poruszanego tematu. Nigdy w polskiej książce nie znalazłem takich bezpośrednich ocen historycznych postaci. Beevor charakteryzuje polityków, przywódców i dowódców i nie są to oceny rodem z podręcznika historii do klasy IV szkoły podstawowej. Dostaje się tu i Rooseveltowi i Churchillowi, amerykańskim oraz brytyjskim generałom o francuskich nie wspominając. O Stalinie i Hitlerze też nie wspominam, bo ich krytyka jest czymś oczywistym ale ich oponentów zazwyczaj ukazuje się przecież w dosyć zmitologizowanym ujęciu. Tak np. Rooseveelt w opinii Beevora nie jest już po prostu nawiny w kontaktach ze Stalinem. Jego postawa wynika z cynizmu, wyniosłości i przekonania, że będzie dyktatorem potrafił manipulować, choć jak wiadomo było dokładnie odwrotnie. Beevor pokazuje jak ambicje jednostek, konflikty między nimi, czyjeś zadufanie, brawura lub tchórzostwo, megalomania, małostkowość, okrucieństwo a czasem zwyczajna miernota intelektualna wpływały na losy milionów. Autor jest bardzo surowy w ocenie przedwojennych rządów Wielkiej Brytanii i Francji a z historii kampanii francuskiej można wywnioskować tyle, że tak naprawdę nie ma żadnych kawałów o Francuzach na wojnie tylko wszystko jest prawdą.

Druga fajna rzecz w tej książce to szerokie spojrzenie na konflikt w wymiarze światowym i np. poświęcenie dużej uwagi wojnie japońsko-chińskiej . W pewnym momencie wiązała ona milion żołnierzy japońskich i angażowała kilka razy więcej środków niż japońska wojna na Pacyfiku. Z jej przyczyn Japonia nigdy nie mogła sobie pozwolić na konflikt z Rosją, co mogło mieć decydujące znaczenie dla losów świata jesienią i zimą 1941 roku. O przebiegu walk np. w Birmie czy Abisynii też miałem do tej pory pojęcie w zasadzie żadne.

Same działania wojenne Beevor opisuje przejrzyście, często sięgając do relacji uczestników walki. Dzięki temu czytając czujemy się "jakbyśmy tam byli" (wyświechtany slogan, wiem). Jakbyśmy gotowali się razem z żołnierzami w piaskach Sahary, zamarzali zimą w Rosji albo gnili w wilgotnej azjatyckiej dżungli. Pisze o nerwicy frontowej, samookaleczeniach, dezercjach, różnych przemilczanych epizodach w rodzaju pomyłkowych walk między oddziałami jednej armii. Dużo miejsca poświęca opisom zbrodni wobec jeńców i to po obu stronach konfliktu oraz sytuacji cywili podczas wojny. W odrębnych rozdziałach omawia sytuację w okupowanej Europie, różne formy kolaboracji oraz ruch oporu w różnych krajach. Plastyczność opisów i często przywoływane relacje uczestników zdarzeń powodowały, że lektura robi się trudna w rozdziałach poświęconych niemieckim "fabrykom śmierci". W książce nie brak drastycznych opisów i po jej przeczytaniu pozostajemy z poczuciem, że właśnie poznaliśmy historię jakiegoś zbiorowego, okrutnego amoku a nie zwyczajnej wojny.

Pomimo objętości (ponad 1000 stron) i mnogości faktów jest to oczywiście tylko synteza ale pozwalająca na zrozumienie zależności pomiędzy polityką a poszczególnymi teatrami działań i wydarzeniami na nich. Książka napisana jest w przystępny sposób, z dużą swadą i bez zadęcia. To co mi się podoba - wyraźnie widoczne jest tu osobiste spojrzenie autora na wydarzenia. Nie wyraża go być może wprost ale moi zdaniem daje się odczuć, że jest to spojrzenie krytyczne dla mocarstw zachodnich. Książka Beevora pomogła mi usystematyzować wiedzę i odstawić do kąta trochę naiwnych wyobrażeń i przekonań zwłaszcza na temat niektórych historycznych postaci. Warto przeczytać! 9/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Gregor
Grzechu z Polityki
Posty: 3510
Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:45

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Gregor »

Beevor jest absolutnie świetny! Mój ulubiony autor historyczny i nie przeszkadza jego akademizm widoczny głównie w cegłówkowości jego książek. Bierz następne D-Day, albo Berlin. Kreta i Stalingrad też dają radę ;)
Obrazek
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Następne? Mam kolejkę do czytania na najbliższy rok i zawsze za mało czasu na to :(

Mimo wszystko dzięki za polecenie. Może kiedyś się uda.
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
koobik
Mr. Perfect
Posty: 575
Rejestracja: 8 maja 2014, o 07:04

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: koobik »

Voo pisze:Obrazek

Walter Isaacson - Steve Jobs

[audiobook] Jobs długo był dla mnie tym charakterystycznym gościem od elektronicznych gadżetów, który parę lat temu wziął się i zmarł. Produkty Apple zawsze były poza moim zasięgiem finansowym i kompletnie się nimi nie interesowałem. Oczywiście kojarzyłem cały ten infantylny hype z jednej strony i hejt z drugiej pod adresem Jobsa i jego firmy ale generalnie mi to latało. Po wysłuchaniu jego biografii, ponoć jedynej napisanej pod oficjalnym błogosławieństwem, z dostępem do wszystkich materiałów a zarazem nie autoryzowanej (lub jak to woli - nie ocenzurowanej) przez Jobsa muszę przyznać, że był z niego naprawdę interesujący sukinkot. Z gatunku takich, których niekoniecznie chcielibyśmy znać i najprawdopodobniej nie polubilibyśmy ich w zwykłym życiu ale o których fajnie się czyta/słucha. Już dzieciństwo i młodość miał ciekawe i pokręcone a co dopiero w czasach gdy stał Midasem ery cyfrowej zamieniającym w złoto wszystko (no, prawie) czego się dotknął.

Spuścizną Jobsa jest najbardziej wartościowa marka świata, szereg technologii powstałych z jego inicjatywy lub pod jego bezwzględnym nadzorem oraz (ku mojemu autentycznemu zaskoczeniu, bo nie miałem o tym pojęcia) - kilkanaście zajebistych filmów animowanych. No jasne, gość nie spędził ani sekundy przy animowaniu Toy Story ale właśnie przypadek Pixara pokazuje jaka była rola Jobsa w dziedzinach, w które się angażował. To był koleś totalny, bezwzględnie i konsekwentnie odciskający piętno na wszystkim czym się zajmował - na kształcie obudowy komputera, składzie rady nadzorczej, charakterze postaci w filmie animowanym, sposobie sterowania w przenośnym odtwarzaczu muzycznym, interfejsie kalkulatora, projekcie schodów w siedzibie Apple, sposobie ułożenia produktów w firmowym sklepie, rodzaju napędu CD w iMacu czy kolorze płytek na podłodze (koniecznie z włoskich kamieniołomów!), nie zapominając o lokalizacji toalet w siedzibie Pixara. Ciągle o coś walczący, skonfliktowany, stawiający wszystko na jedną kartę, wyciskający pracowników jak cytrynę, czasem działający na krawędzi oszustwa lub przekraczający ją. Nie będąc wybitnym specjalistą w niczym konkretnym, decydował o wszystkim jak Kim Ir Sen, prawie zawsze trafiając i zarabiał na tym miliardy. Był wielkim bossem ale zarazem był bardzo blisko produktu końcowego - zupełnie tak jakby np. prezes Fiata sam cisnął samochody na torze testowym, zmieniał ustawienia zawieszenia, w międzyczasie decydując o kształcie nawiewów w kabinie i fakturze plastiku na desce rozdzielczej.

Nie sposób zliczyć anegdot i historii związanych z Jobsem, z jego zwariowanymi obsesjami i mocno nawiedzonym sposobem w jaki prowadził interesy. Jego biografia to tak naprawdę historia elektroniki użytkowej od początku lat 70-tych do dzisiaj. Moim zdaniem wcale nie jest lukrowana, jak zarzucił jej w innym temacie jeden z forumowiczów. Absolutnie nie polubiłem Jobsa po lekturze ale nie mogę zaprzeczyć, że go podziwiam. Jako kompletnemu laikowi technicznemu bardzo spodobały mi się opisy procesów w jakich rodziły się poszczególne produkty Apple i fakt, że najbardziej przebojowe urządzenia powstawały czasem pod wpływem chłodnej kalkulacji a czasem pod wpływem impulsu lub jakiegoś przebłysku geniuszu. Książka ma lepsze i gorsze momenty, np. mi najbardziej do gustu przypadła część przed powstaniem Apple oraz lata po powrocie Jobsa do firmy, wszystkie wątki związane z filmem (Pixar) oraz muzyką (iTunes, iPod). Przełom lat 80 i 90 wypadł trochę nudniej, trochę zawiłe są też opisy zakulisowych rozgrywek o kontrolę w firmie. Mimo wszystko jako całość jest to lektura znakomita, wciągająca i myślę, że każdy znajdzie tutaj coś ciekawego. W końcu każdy z nas żyje w świecie wykreowanym przez Apple, jego naśladowców i konkurentów.

W wersji audio świetną robotę odwala Jarosław Łukomski i całość warta jest swojej niemałej ceny. Polecam. Bardzo! 9/10


Też polecam. Świetna pozycja.
Awatar użytkownika
Ptaszor
zielony
Posty: 1867
Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Ptaszor »

Obrazek
Awatar użytkownika
Gregor
Grzechu z Polityki
Posty: 3510
Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:45

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Gregor »

Ale to fajna książka poza końcówką gdzie autor założył, że wszystko co Jobs dotknął musi zmienić świat i rozdziały o tym jak Ipad dokonał rewolucji samym swym istnieniem (no rynku wydawniczym w szczególności) i chmura Apple w 2017 trochę komiczne są. W Amazonie muszą się czuć trochę pominięci :P

A o najważniejszym produkcie - Iphone - totalnie po łebkach.

Oprócz tego bardzo fajnie się słuchało :)
Obrazek
Awatar użytkownika
koobik
Mr. Perfect
Posty: 575
Rejestracja: 8 maja 2014, o 07:04

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: koobik »

Obrazek

Cukierkowa, krótka. Sprawa wrażenie napisanej dla wyznawców marki. Mnóstwo ciekawostek, a z rzeczy wartoścowych- mało.
Też się w miarę fajnie słuchało.
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Leopold Tyrmand - Zły

[audiobook]Dziwnie czuję się pisząc tę mini-recenzję, zupełnie jakbym postanowił zrecenzować Trylogię Sienkiewicza. Powieść Tyrmanda jest klasyką, o której słyszałem już jako dzieciak i od momentu gdy zacząłem świadomie wybierać sobie lektury. Jakimś jednak cudem nigdy dotąd jej nie przeczytałem. Gdy myślę dlaczego, to stwierdzam, że chyba zaważyło tutaj moje przekonanie, że "kryminał" z głębokiego PRL-u musi być siermiężny, jeśli nie literacko to na pewno fabularnie. Cudzysłów był zamierzony bo, jak się przekonałem, przypisać "Złego" do tego gatunku to tak jakby "Gwiezdne wojny" nazwać filmem przygodowym, bo są w nim przygody.

"Zły" pod względem rozmachu skojarzył mi się z "Lalką" Prusa, jeśli już chce się robić porównania i pozostać w kręgu polskiej literatury. Pod każdym innym innymi względem trudno już o takie porównania, bo należałoby sięgnąć do amerykańskiego kryminału, westernu czy nawet ...komiksu. Zdecydowanie komiksowy jest tutaj tajemniczy, tytułowy bohater a w zasadzie, nazywając rzecz po imieniu, superbohater. Nawrócony jak Kmicic, zawzięty na miejskie potwory jak Wiedźmin i bez mała nieśmiertelny jak Superman. Komiksowy jest jego przeciwnik, król warszawskiego podziemia i mistrz zła zakamuflowany jako poważny obywatel i przedsiębiorca. Westernowe są realia - odbudowująca się Warszawa lat 50-tych, w której rządzi prawo ulicy, silne pieści i noże sprężynowe a zadymione bary i pijalnie przypominają saloony gdzie można szybko zebrać w ryj albo zarobić brzytwą w twarz. Dziwki, szulerzy, oszuści, drobni handlarze, kolorowi cwaniacy, wszędobylski lumpenproletariat, brutalni ale i pełni małojeckiej fantazji chuligani to postacie zapełniające świat książki i postawione w opozycji do przypominających trochę szarą masę zwyczajnych i zastraszonych obywateli, "frajerów", w obronie których występuje tytułowa postać.

Lektura momentami nie jest łatwa. Fabuła meandruje, przewijają się tutaj dziesiątki postaci, wątki mnożą się a Tyrmand z lubością i nieprawdopodobną erudycją charakteryzuje bohaterów, miejsca i każdy drobiazg mający znaczenie lub wcale niemający znaczenia dla opowiadanej historii. Z jednej strony całość jest fotograficznie realistyczna, funduje nam podróż w czasie ale już postacie, nie wspominając o fantastycznych dialogach, są ze smakiem przerysowane, napisane jakby "po bandzie", w tarantinowskim wręcz stylu. Bardzo przypadło mi to to gustu, choć rozumiem, że nie każdemu musi. Całość przypomina trochę głaz, który powoli toczy się z górki, trochę na boki a czasem prawie przystaje i znowu rusza, przyspieszając coraz bardziej, na końcu waląc czytelnika w łeb. Spodziewałem się po tej książce wiele ale napiszę szczerze, że zaskoczyła mnie rozmachem, barokowym stylem, wciągającą fabuła i gęstym klimatem tajemnicy otaczającej przeszłość Złego i jego adwersarza. Oraz tym, że chociaż ma kilkadziesiąt lat to pozostała zaskakująco nowoczesna, tak, że mogłaby stanowić kanwę dla świetnego filmu czy serialu, który dotąd nie powstał chyba tylko ze względu na to, jakiego wymagałby budżetu.

W wersji audio życie w powieść tchnął Adam Ferency i zrobił to z dużym aktorskim zacięciem. 38 godzin nagrania zostało urozmaiconych budującą klimat oprawą dźwiękową, składającą się z odgłosów tętniącego życiem miasta. Słuchało mi się tej produkcji tak fajnie (i długo, co tu kryć), że jestem nawet zadowolony, że wcześniej "Zły" nie wpadł mi w ręce w papierowej postaci. Ta powieść to mastodont, który mnie rozdeptał i teraz sobie leżę, wgnieciony w ziemię, z błogim wyrazem audio-czytelniczego zadowolenia na twarzy. 10/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Obrazek

Arthur C. Clarke - 2001: Odyseja kosmiczna

[audiobook] Nie wiem kto wpadł na pomysł zatrudnienia pani Czubówny w roli lektora ale muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Zwłaszcza pierwszej części, tej o małpoludach i "wynalezieniu" zabijania słucha się po prostu znakomicie. Zupełnie jakby się oglądało jakiś film na National Geographic, nakręcony 3 miliony lat temu ;)

Co do samej powieści to zawsze traktowałem ją jako "wyjaśnienie" do genialnego filmu Kubricka. Serio, bez tej książki chyba nigdy bym go do końca nie zrozumiał. Jednak Clarke zawsze był dla mnie raczej wizjonerem niż wielkim pisarzem. Tutaj można naprawdę być zaskoczonym słysząc np. opisy urządzeń bardzo podobnych w wyglądzie i funkcjonalności do naszych tabletów (książka z 1968, że tylko przypomnę), nie wspominając o opisach samej kosmicznej podróży, mających bardzo dużo wspólnego z naukową rzeczywistością a niewiele z fantastycznym bajdurzeniem. Mimo wszystko, choć książka momentami zaciekawia i intryguje to potrafi też solidnie przysmęcić, zwłaszcza w końcowych partiach. Nie poleciłbym słuchania tego w łóżku przed snem, bo można by dość szybko odlecieć we własny kosmos wewnętrzny ;)

Audiobook ma świetny klimat dzięki ciekawej, choć dość oczywistej oprawie muzycznej (muzyka elektroniczna) i genialnej narratorce. Nie wszyscy aktorzy dali jednak radę a może po prostu nie udało im się lub nie chciało im się "wczuwać" w swoje role. Dawid Ogrodnik jako Bowman jest zwyczajnie słaby.

Mimo wszystko jest to fajna produkcja, dzięki której można sobie przypomnieć absolutną klasykę SF. 7/10
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Counterman
Waniaaa!
Posty: 4016
Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Counterman »

Kazimierz Nowak - Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936

Książka jest już którymś wydaniem oryginalnych listów Kazimierza Nowaka z Afryki. Nie będę się rozpisywał nad samą postacią, większość już zna, a jak nie zna to niech wygoogluje. Dla tych co nie znają krótkie streszczenie - facet w latach międzywojennych wziął rower, aparat i parę złotych po czym przebył całą Afrykę aż do południowego końca, po czym wrócił. Sam. Bez funduszy, czy pomocy. W ciągu 5 lat. Ciekawie brzmi, prawda?

W tym wydaniu autorzy postanowili umieścić tylko i wyłącznie listy Nowaka z jego podróży, bez żadnych przypisów (sama książka autorstwa Nowaka nigdy się nie ukazała, zmarł tuż po powrocie do Polski). Był to strzał w dziesiątkę, gdyż Nowak miał wielki talent literacki, a zachowanie listów w oryginalnym brzmieniu daje niesamowite poczucie realizmu. W tych szarpanych relacjach z drogi czytelnik ma okazję poznać prawdziwe oblicze Afryki lat kolonialnych, z jej niesamowitym kolorytem, ale także mrocznymi odcieniami, brudem, ubóstwem i cierpieniem. Ponadto mamy okazję obserwować ewolucję samego Nowaka, wpływ Afryki i czasu na podróżnika. W książce umieszczono także zdjęcia Nowaka, który dokumentował tak swoją wyprawę.

Kupiłem książkę będąc lekko zaciekawiony tematem, po jej przeczytaniu jestem zafascynowany. Przez jej niesamowity realizm jej lektura była bardzo przejmująca i bardzo uświadamiająca. Pomijam nawet samą epickość wyprawy Nowaka. Ciężko przekazać słowami jak bardzo dobra jest ta książka. Przy czytaniu uważnym, dokładnym i spokojnym ta lektura jest przeżyciem. Po prostu warto to przeczytać. Na pewno będę wracał.

10/10
IRON MAIDEN are KINGS

"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.

"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Awatar użytkownika
Turtles
rzuff
Posty: 4314
Rejestracja: 4 maja 2014, o 18:58
Lokalizacja: Warszawa

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Turtles »

Obrazek
[url=irc://irc.newnet.net/sgk]#sgk[/url] 4 life. | +12300
Awatar użytkownika
Counterman
Waniaaa!
Posty: 4016
Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Counterman »

To.
IRON MAIDEN are KINGS

"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.

"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Awatar użytkownika
koobik
Mr. Perfect
Posty: 575
Rejestracja: 8 maja 2014, o 07:04

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: koobik »

Wieloryby i Ćmy Szczepan Twardoch 2015



Dzienniki Szczepana Twardocha. Świetne myśli, zwięzły język i jako całość o.k. Niestety źle się to czyta, musiałem ją wymęczyć. To najsłabsza pozycja Twardocha jaką do tej pory przeczytałem. Króla, Morfinę i Draha zaliczałem w 2-7 dni, a to- choć mniej niż 300 stron- męczyłem miesiąc.

Pomijalne, to po prostu drukowany, fajny blog pisarza. 4/10
Awatar użytkownika
Voo
Stary Człowiek, A Może
Posty: 6347
Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Voo »

Counterman pisze:Kazimierz Nowak - Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936


Słyszałem o tej książce już wcześniej ale Twój wpis ostatecznie zmobilizował mnie do zakupu w formie dźwiękowej.

Właśnie zacząłem słuchać. Jak na razie - rewelacja. Bardzo ładna polszczyzna i dużo racjonalnych obserwacji. Z jednej strony potępienie kolonializmu ale i pewna nutka krytycyzmu wobec autochtonów (np. w kwestii stosunku do kobiet). Taki też paradoks wychwyciłem - Włosi w Trypolitanii ciemiężyli Arabów, którzy wcześniej podbili i ciemiężyli Tuaregów, którzy sami polowali, handlowali i posiadali czarnoskórych niewolników.

No i sam wyczyn podróżniczy - prymitywny rower, kilkadziesiąt kilogramów ekwipunku i samotnie przez ogarniętą wojną pustynię, czasem na granicy śmierci, całkowicie "na czuja", chyba nawet bez kompasu bo nie było o takim wyposażeniu wzmianki.
Obrazek
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [75%] Spłacić kredyt [40%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Awatar użytkownika
Counterman
Waniaaa!
Posty: 4016
Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Counterman »

Nie, nie miał kompasu. Miał rower. :D Ogółem gościu wariat, po prostu rzucił się na ten kontynent jak stał.

Odnośnie jego przemyśleń o kolonializmie i tubylcach - też bardzo mi się podobały. Facet bardzo bystry, myślący o przyczynach i skutkach. Fascynowała mnie też ewolucja jego poglądów wraz z podróżą (acz od głównego nurtu nie odbiegał), co zresztą pewnie sam zobaczysz.

Historia nadal mnie fascynuje i rozpala wyobraźnię, mimo że już trochę minęło od lektury. Dla mnie dowód na niesamowitość i niepowtarzalność gatunku ludzkiego.
IRON MAIDEN are KINGS

"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.

"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Awatar użytkownika
Dogy
Konsolowiec
Posty: 894
Rejestracja: 5 maja 2014, o 20:40

Re: Ostatnio przeczytana książka - recenzje

Post autor: Dogy »

Obrazek
Z serii Dogy recenzuje książki nieprzetłumaczone na rodzimy język:
Algis Budrys - Rogue Moon

Moje drugie spotkanie z tym pisarzem litewskiego pochodzenia. Trafilem na niego poprzez rekomendacje w jednym z wywiadów gdzie Gene Wolfe określił go jako "master storyteller". Gość wykładał nawet kreatywne pisanie lub coś podobnego.
Jak wspomniałem - moje drugie spotkanie bo jakiś czas temu sięgnąłem po Who? które było świetne w każdym calu, teraz padło na Rogue Moon - teoretycznie najbardziej znaną powieść AB.

Ważna kwestia - książka została napisana pod tytułem [iT]he Death Machine, jednakże wbrew woli autora, wydawca przemianował ją na [i]Rogue Moon, co po przeczytaniu książki okazuje się dość złym pomysłem - pierwotny tytuł jest poniekąd dwuznaczny i po przeczytaniu książki zmienia się w fajny smaczek, a Rogue Moon - niestety wprowadza w błąd.

Na księżycu została odkryta anomalia - monolit wewnątrz którego prawa fizyki ulegają ciągłym zmianom. Na ziemi powstała technologia umożliwiająca transmisje człowieka na księżyc - jako klona, który jest połaczony z oryginałem na ziemi, w ten sposób osoba na ziemii zachowuje wspomienia swojego dopelgangera który umiera w finezyjny sposób wewnątrz badanej anomalii. Głownym problemem bylo znalezienie człowieka który nie oszalałby posiadając wspomienia własnej śmierci, jednkaże trafia się gość - istny Evel Knievel - Al Barker. Barker traktuje misje jako kolejne wyzwanie i wielokrotnie umierając bada anomalie coraz bardziej, szukając bezpiecznej ścieżki - aby technicy i naukowcy przebywajacy na księzycu mogli ją pozniej zbadać.

To taki szczątkowy skrót fabuły - teraz wracając do pierwotnej afery z tytułem i ogólny opis ksiązki przez wydawców - sama anomalia czyli ten "rogue moon" to tak naprawdę kilka stron, czytając czułem się trochę oszukany. Prawdziwym problemem jest to "kopiowanie" człowieka, rozszczepianie jego świadomości itp. Jest to świetnie ujęty problem, szczególnie patrząc na czasy w których powstała książka.
Wyborny przykład tego co dostęp do niesamowitej technologii może zrobić z człowiekiem, w centrum są ludzie i to jak technologia i jej zastosowanie wpływa na nich i jakie stawia problemy, wszystko inne tak naprawdę schodzi na drugi plan.

Jest to kawał porządnego klasycznego SF, jest w pewnym sensie rodzynkiem wśród powieści z swojej epoki.
Książka może nie jest bez wad - zwykle zarzuty o seksizm pisarzy z lat 60-70 mnie bawią, to jednak tutaj jest jednak TAK BARDZO przegięta postać kobieca ,że nie mogłem się nadziwić skąd w ogóle pomysł i w ogóle wydawała mi się jakby napisana na siłę.

Czy jest to lektura obowiązkowa? Zdecydowanie nie, ale szczerze mogę polecić jeżeli kogoś interesują zagadnienia teleportowania/klonowania człowieka i ich konsekwencji na poziomie jednostki a nie całej populacji.
ODPOWIEDZ